[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przeważnie nie wiem, o czym z tobą rozmawiać albo jak ująć to, co chcę powiedzieć.- Może po prostu nie powinnaś się tak głęboko zastanawiać.- Wyciągnął rękę.-Chodzmy rzucić okiem na kuchnię.Jeżeli się nie pospieszymy, po kurczakach zostanie tylkowspomnienie.Była wdzięczna, że nie drążył tematu.Nie potrafiła wyraznie rozgraniczyć swoichmyśli i uczuć, trosk i potrzeb.Jeszcze nie.Była również wdzięczna, że spotkanie u Flynna okazało się czasem relaksu ipieczonych kurczaków, bez dyskusji o kluczu.Nie miała jeszcze żadnego pomysłu, a w głowie kłębiło się zbyt wiele pytań iinformacji, by zdołała prowadzić inteligentną rozmowę.Wkrótce spotkają się ponownie, całaszóstka, lecz Zoe musiała najpierw sama sobie wszystko poukładać.I Malory, i Dana szybkoprzedstawiły swoje teorie.Wprawdzie teorie te były pózniej weryfikowane i ulegały zmianomw ciągu owych czterech tygodni, ale stworzyły pewną podstawę.Zoe natomiast nie miała nic.Dlatego zamierzała spędzić wieczór na wczytywaniu się we wskazówki i notatki,odtwarzaniu w pamięci krok po kroku linii poszukiwań przyjaciółek.Gdzieś tam kryły sięodpowiedzi.Gdy Simon i Moe ułożyli się do snu i w domu zapanowała błoga cisza, usiadła przykuchennym stole.Notatki, skoroszyty i książki ułożyła w stosy.Uznawszy, że przekroczyłajuż dzienną dawkę kofeiny, zaparzyła dzbanek herbaty.Popijając pierwszą filiżankę, odczytała na nowo wskazówkę Roweny i spisała naczystej stronie notatnika słowa, które wydawały jej się istotne.Piękno, prawda, odwagaStrata, smutekLasZcieżkaKrew i śmierćDuchyWiaraLękBoginiWalecznośćPrawdopodobnie coś przeoczyła, ale sporządzając listę, uczyniła pierwszy krok.Piękno dla Malory, prawda dla Dany.Odwaga dla niej.Strata i smutek.Czy dotyczyły jej, czy Szklanych Cór? Gdyby wzięła te słowa dosiebie, na czym polegała jej strata, jej smutek? Niedawno straciła pracę - po krótkim namyśleodnotowała ów fakt na kartce.Ale to okazało się korzystne.Lasy? Było ich wiele, lecz niektóre miały dla niej szczególne znaczenie.Las rósłwokół Wzgórza Wojownika.Lasy rosły w miejscu, gdzie się wychowała.Także nad rzeką wpobliżu domu Brada.Jeżeli jednak las miał być symbolem, nie mogła skupiać się napojedynczych drzewach i nie widzieć całości, troszcząc się przesadnie o szczegóły.Istotnie miała do tego skłonność.Ale, mój Boże, rozmaitych szczegółów było bez liku,a kto miał się nimi zajmować, jeśli nie ona?Zbliżała się wywiadówka w szkole.Simon potrzebował nowych butów i zimowejkurtki.Pralka zaczęła wydawać zgrzytliwe dzwięki, a rynny wymagały czyszczenia.Zoezamierzała kupić ręczniki do salonu, a także wstawić tam nową pralkę z suszarką.Cooznaczało, że domowa będzie musiała jeszcze trochę pozgrzytać.Oparła głowę na zwiniętej w pięść dłoni i zamknęła oczy, tylko na chwileczkę.Załatwi wszystkie sprawy; to należało do jej obowiązków.Ale pewnego dnia, kiedyśw przyszłości, miała zamiar spędzić całe popołudnie, wylegując się w cieniu z książką idzbankiem lodowato zimnej lemoniady.Hamak kołysał się łagodnie, zlekceważona, niezaczęta książka leżała na brzuchu Zoe,która czuła w ustach kwaskowaty smak napoju.Oczy miała zamknięte i przysłonięteciemnymi okularami, lekki wietrzyk delikatnie muskał jej twarz.Nie pamiętała, kiedy ostatnio była tak odprężona.Całkowite uspokojenie fizyczne ipsychiczne.Nie miała nic do roboty prócz rozkoszowania się ciszą i spokojem.Poddała się całkowicie słodkiej chwili błogostanu.I znalazła się w dusznej, nagrzanej przyczepie, spływając potem.Zupełnie jakbyczłowiek mieszkał w blaszanej puszce, pomyślała, zmiatając ścięte włosy, rozrzucone napodłodze.Słyszała, jak brat i młodsza siostra kłócą się na zewnątrz.Ich głosy podniesione, ostre,gniewne wdzierały się przez małe okna.Wszyscy tutaj sprawiali wrażenie nieustannierozzłoszczonych.Głowa jej od tego pękała.Otworzyła drzwi gwałtownym szarpnięciem, żeby krzyknąć: Uspokójcie się! Bądzciecicho choć przez pięć cholernych minut i dajcie mi trochę odetchnąć!.W następnej chwili brnęła przez las, wyczuwając pod nogami grubą warstwę śniegu.Wicher wył wśród sosen, gałęzie kołysały się dziko na tle kamiennego nieba.Była zziębnięta, zagubiona i przerażona.Wlokła się z trudem, kuląc w podmuchach zamieci, podtrzymywała ramieniemnabrzmiały brzuch, by ochronić dziecko.Było ciężkie, a ona tak bardzo zmęczona.Pragnęła się zatrzymać, odpocząć.Jaki sens miała dalsza wędrówka? Nie istniał żadensposób, żeby się stąd wydostać.Kleszcze bólu ścisnęły jej brzuch; zszokowana, zgięła się wpół.Poczuła, że cośspływa jej po nogach i ze zgrozą ujrzała strugę krwi wsiąkającą w śnieg.Ogarnięta przerażeniem, otworzyła usta do krzyku - i znalazła się znowu w hamaku, wcieniu, czując smak lemoniady.Wybieraj.Zerwała się z krzesła przy kuchennym stole, drżąc na całym ciele, podczas gdy Moestał obok niej i warczał, wpatrzony w przestrzeń.ROZDZIAA CZWARTYNakłonienie Simona, by spędził dzień u jednego ze szkolnych kolegów, zamiast z nią iinnymi w Pokusie , okazało się trudniejsze, niż Zoe przypuszczała.Lubił jej przyjaciół.Chciał się pobawić z Moem.Mógł pomóc przy pracy.Na pewnonie będzie przeszkadzał.W końcu uciekła się do najskuteczniejszego rodzicielskiego wybiegu - a mianowicieprzekupstwa.Obiecała, że wstąpią po drodze do wypożyczalni wideo i wezmą dwie gry orazfilm.Gdy jeszcze się okazało, że Moe jest mile widzianym gościem i może pobaraszkowaćna podwórzu z żółtym labradorem małego Chucka, Simon był wniebowzięty.Złagodziło to wznacznym stopniu jej troskę oraz poczucie winy i umożliwiło sprawdzenie pierwszej teorii.Jeżeli droga, wymieniona we wskazówce, była jej drogą, a las czymś w rodzajusymbolu, być może chodziło o życie w Pleasant Valley.Wkroczyła na ścieżki w miejscu,które stało się jej domem.Urocze miasteczko, położone w dolinie, przyciągnęło Zoe natychmiast - i wiedziała,że tu zamieszka już w chwili, gdy przez nie przejeżdżała, co zdarzyło się przed bliskoczterema laty.Musiała pracować, walczyć o byt, okupując radość i spełnienie wielomapoświęceniami.Musiała dokonywać wyborów, szukać ścieżek, kierunków, celów.Teraz zapoznawała się z nimi na nowo, mijając ulice znane na pamięć.Ciche ulice,pomyślała, jak zawsze w niedzielny poranek.Okrążyła okolicę tak jak wtedy, przed laty, gdyszukała domu dla siebie i Simona.Pamiętała, że był to jej pierwszy krok, ponieważpotrzebowała czasu, by wyczuć tętno miasta, przyjrzeć się domom, ocenić ludzi - pieszych ikierowców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]