[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Niepotrafiliby żyć bez westchnień i tęsknoty za nami, ich życie byłoby puste, gdyby nie zamartwialisię naszymi zdradami i niegodziwościami.Trzeba ich traktować jak powietrze, nie przejmowaćsię nimi& Ale przecież to są ludzie! Ludzie! Tak, czasami bywają ludzmi.Wtedy, gdy się tego najmniej spodziewamy&Baronówna Zawisza przymknęła na moment oczy i w tej samej chwili jej twarzpoczerwieniała, pojawiły się na niej krople potu.Bez wątpienia nie zdawała sobie sprawy zniczego, co się dzieje dookoła.Nie trwało to długo, zaledwie tyle czasu, ile potrzebowałbyfotograf, aby zrobić zdjęcie; stwierdziłby potem, że baronówna przeżyła głęboki orgazm, chociażw czasie, gdy on trwał, doskonale nad sobą panowała. Mężczyzni kontynuowała, otworzywszy oczy, jakby nic nadzwyczajnego się niewydarzyło interesują się tylko trzema rzeczami: samochodami, walką i swoim własnymnasieniem.Gdy nie działają nadzwyczajne okoliczności, czyni ich to zaiste istotami wyjątkowośmiesznymi i podatnymi na nasze wpływy.Catriona przez długi czas milczała.Nie dlatego, że była zaskoczona albo przygnębiona, aledlatego, że cynizm baronówny wobec mężczyzn zachwiał jej pewnością siebie.Pomyślała oswoim związku z Nigelem: pozwalała mu, by pokazywał jej, jak barwne i beztroskie może byćżycie, co zacierało pustkę przezierającą z ich wzajemnych stosunków.Nigel był zabawny iwiedziała, że ją kocha, być może kochał ją nadal, ale przecież ich zachowanie, gdy byli razem,nie miało w sobie nic z wielkiego romansu.Tymczasem Mark Beeney potraktował ją zupełnieinaczej niż Nigel, nie zobaczył w niej młodej dziewczyny, której w głowie tylko zabawa, leczujrzał kobietę zdolną do wielkich uczuć i poważnych czynów.W związku z Markiem mogła byćwięc mądrą kobietą, silną i niezależną, a jednocześnie czułą i kochającą. Tysiąc złotych za twoje myśli powiedziała baronówna z uśmiechem.Catriona powoli potrząsnęła głową. Rozmyślałam o czymś, co wydarzyło się bardzo dawno temu. Jak dawno? Przed dwu laty.Baronówna spokojnie wstała i przeciągnęła się. Tak odezwała się po dłuższej chwili. Jeżeli przed dwu laty, to musiało to być dlaciebie naprawdę bardzo dawno, dawno temu.ROZDZIAA OSIEMNASTYO dziewiętnastej było już zupełnie ciemno.Po niebie przewalały się grube, gęste cumulusy, ana krótko przed dziewiętnastą zerwał się wiatr pachnący deszczem.Powierzchnia ZatokiDublińskiej wzburzyła się i najmniejsze spośród łódek, które otaczały Arcadię , czym prędzejpopłynęły schronić się w Dun Loaghire albo jeszcze dalej na północ, w Howth Head. Wielkie siły natury, panie Philips odezwał się sir Peregrine, nawet nie usiłując ukrywaćirytacji. Szlag by to trafił. Przecież zapowiadano chmury burzowe powiedział u Budyard.W tej samej chwilipierwsze ciężkie krople deszczu uderzyły w szyby mostka. Zapowiadano? Zapowiadano? No i co z tego, do cholery.Czy z tej racji, że jezapowiadano, mam obowiązek je lubić? Nie, proszę pana odparł Rudyard, pragnąc za wszelką cenę uniknąć otwartej sprzeczki.Sir Peregrine wyciągnął z kieszeni zegarek i popatrzył na niego z niechęcią.Sprawiałwrażenie, jakby zastanawiał się, czy nie wyrzucić go do morza.Na ścianie wisiał chronometr,funkcjonujący z dokładnością do jednej tysięcznej sekundy, ale sir Peregrine dowierzałwyłącznie własnemu zegarkowi.Podarował mu go ojciec w dniu, w którym wyruszał z Harwichna swój pierwszy rejs.Była to chwila, w której widział ojca po raz ostatni i wspomnienie tejchwili to było wszystko, co pozostało mu po ojcu, którego tak kochał. Czy jesteśmy gotowi do drogi, panie Philips? zapytał. Czy wszyscy pasażerowie sąna pokładzie, kotwice podniesione? Możemy uwolnić się wreszcie od tych irlandzkichchuliganów? Jesteśmy gotowi, żeby wyruszyć o wyznaczonej godzinie odparł Rudyard głucho.Dokładnie o dwudziestej. Dwudziestej warknął sir Peregrine. A więc jeszcze przez pół godziny będziemy tutajsterczeć, po to tylko, żeby zadowolić tych pieprzonych rudych Fenianów.Cholera, wolałbymprzybijać do Semarang w samym środku pory deszczowej.Ci cholerni Jawajczycy przynajmniejnie dostają bzika na widok statku pasażerskiego. Tak, proszę pana. Rudyard cierpliwie skinął głową.Mniej więcej przed godziną zapukałdo drzwi mademoiselle Narron i nie doczekał się żadnej odpowiedzi.Może robiła akurat wtedyzakupy albo spacerowała, albo piła herbatę, cokolwiek jednak było przyczyną jej nieobecności wkajucie, czekało go teraz co najmniej sześć albo siedem godzin niepewności.Dopiero po służbiebędzie miał czas, aby ponownie zajrzeć do mademoiselle.Ciemność dookoła była tak nieprzenikniona, że sir Peregrine zarządził włączenie wszystkichświateł na pokładzie, łącznie z dekoracyjnymi.Ktoś na brzegu musiał wziąć to za sygnał, że Arcadia właśnie odpływa, ponieważ prawie natychmiast rozległy się stamtąd krzyki, wrzaski,odgłosy wybuchów, a w szare niebo wzbiły się kolorowe snopy zimnych ogni. Cholerni głupcy skomentował sir Peregrine.Na pokładzie trwały przygotowania do bankietu, który miał się rozpocząć o godziniedwudziestej trzydzieści, w pół godziny po wyruszeniu Arcadii w podróż.W kajutach pierwszejklasy mężczyzni już od dłuższego czasu poddawali się zabiegom stewardów, którzy starannienakładali im fraki, wiązali krawaty, czyścili do połysku buty.Sami tylko pasażerowie pierwszejklasy zużyli do kąpieli tyle gorącej wody, że utonęłaby w niej niewielka łódz rybacka.Wpowietrzu unosił się zapach perfum i wód po goleniu.Na każdym poziomiedziewięciopokładowego liniowca wyczuwało się nastrój podniecenia: niemal dwa tysiące ludziprzygotowywało się do spędzenia na morzu pierwszej nocy na pokładzie największego inajbardziej luksusowego statku pasażerskiego świata, który wkrótce miał wypłynąć naprawdziwy, otwarty ocean, porzucając ciasne wody Morza Irlandzkiego i kanału św.Jerzego.W Grand Lounge stewardzi przygotowywali stoły, rozkładając obrusy, rozstawiając nakrycia,strojąc miejsca, gdzie najbogatsi będą wkrótce spożywać posiłek, w najpiękniejsze kwiaty.Wkuchniach panował nieopisany gwar, jednak mimo hałasu, nerwowej bieganiny i pozornegobezładu nad wszystkim doskonale czuwał i panował monsieur Vincent.Równie intensywnie pracowała obsługa w salonach jadalnych drugiej i trzeciej klasy.Wdrugiej klasie cała jadalnia udekorowana była świeżymi kwiatami z angielskich ogrodów, a dojedzenia przygotowano rosół wołowy, sałatki, lody i pieczeń wieprzową.Podczas posiłku miałgrać niewielki zespół jazzowy, a pózniej do tańca Ted Bagley Sextet.W menu trzeciej klasydominowały pieczone kurczaki, kotlety i, co dziwne, bożonarodzeniowe krakersy.Podczas gdy sir Peregrine zrzędził na mostku, Catriona przygotowywała się do bankietu wswojej kajucie.Dokładnie o godzinie dziewiętnastej przyszedł do niej Trimmer z przekąską nasrebrnej tacy.Nalał jej dżinu do szklaneczki, lecz alkohol Catriona odstawiła na bok, chcącwydać polecenie Alice, żeby natychmiast go wylała. Nie chcę po płostu zbyt często pani przeszkadzać Wyjaśnił Trimmer powódsamodzielnego przygotowania drinka. Dobrze, rozumiem odparła Catriona i zachichotała.Trimmer wprawiał ją w dobryhumor.Catriona nie mogła doczekać się początku bankietu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]