[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie wiedział, co mówi, nig-dy się nie dowiedział, co odparł.Boże! - pomyślał.Jeśli to grzechy cielesne Bóg karze, to w istociejest sprawiedliwy i nieprzenikniony! Między nim a tą kobietą doszłodo kontaktu fizycznego, zanim ją poślubił! W wagonie kolejowym,gdy wracali z Dukeries.Ekstrawagancko piękna dziewczyna!Gdzie teraz pierzchła jej atrakcyjność fizyczna? Nie można się jejbyło oprzeć, leżącej tam, podczas gdy obok nich pędem uciekałyhrabstwa.Rozum podpowiedział mu, że go uwiodła.Intelekt ode-pchnął tę myśl.%7ładen dżentelmen nie miewa takich myśli o swejmałżonce.%7ładen dżentelmen.Na Boga, musiała wtedy być w ciąży z in-nym.Przez minione cztery miesiące walczył z tym przeświadcze-niem.Wiedział teraz, że walczył z tym całe cztery miesiące, usypia-jąc się kąpielą z liczb i teorii fal.Jej ostatnie słowa, ostatnie słowa,jakie wypowiedziała, pózno, poszła cała w bieli do garderoby i nigdy jejwięcej nie ujrzał; jej ostatnie słowa dotyczyły dziecka.Nie pamiętał133reszty.Pamiętał za to jej oczy.I jej ruchy, gdy zsuwała swe długiebiałe rękawiczki.Patrzył na palenisko kominka pani Wannop; pomyślał, że właści-wie to nie całkiem gustowne pozostawiać polana na kominku w lecie.Lecz właściwie co robić z kominkiem w lecie? W chałupach Yorkshirezamykają je za malowanymi drzwiczkami, ale temu też brak polotu!Pomyślał, że chyba dostał udaru i wstał z fotela, żeby sprawdzićnogi.Nie dostał udaru.Pomyślał więc, że ból wynikły z jego końco-wych rozważań był zbyt wielki, aby go mózg zarejestrował, podobniejak niektórych wielkich urazów fizycznych człowiek nie zauważa.Nerwy, niczym maszyny ważące, nie zarejestrują więcej ponad okre-śloną wielkość, przestają działać.Włóczęga, któremu pociąg obciąłnogę powiedział mu, że usiłował się podnieść, niczego nie czując.Ale ten ból wraca.Do pani Wannop, która wciąż mówiła, powie-dział:- Bardzo panią przepraszam.Umknęło mi to, co pani mówiła.- Mówiłam, że nic lepszego nie mogę dla ciebie zrobić.- Bardzo mi przykro, tego nie dosłyszałem.Wie pani, że mamtrochę kłopotów.- Wiem, wiem - powiedziała.- Myśli wędrują, ale wolałabym,abyś słuchał.Mam pracę i ty też.Powiedziałam, że po podwieczorkuty i Walentyna pójdziecie do Rye po twoje bagaże.Wysilił swoją inteligencję, ponieważ nagle ogarnęła go wielkaprzyjemność: słońce odbija się na czerwonym dachu jak piramida woddali, a oni schodzą długim skosem po zielonym wzgórzu - Boże,tak, pragnął powietrza i przestrzeni.Powiedział:- Rozumiem.Bierze nas pani pod swoją ochronę.Będzie paniblefować.Pani Wannop powiedziała dość chłodno:- Nie wiem o was.To ciebie biorę pod swoją ochronę (jak mó-wisz).Jeśli zaś chodzi o Walentynę, to jak sobie posłała, tak niechśpi.Już ci to wszystko mówiłam.Nie będę powtarzać.Po chwili podjęła znów:- To niemiłe, że Mountby nie będzie zapraszać.Dają zabawneprzyjęcia.Ale ja jestem za stara, żeby mnie to obchodziło, a oni będą134bardziej tęsknić za moją sztuką konwersacji niż ja za nimi.Oczywi-ście, że stanę po stronie mojej córki przeciwko hienom i małpom.Zrobiłabym to, gdyby zamieszkała z żonatym mężczyzną i miała nie-prawe dzieci.Ale nie popieram.Nie popieram sufrażystek, nienawi-dzę ich celów, brzydzę się ich metodami.Uważam, że młode dziew-czyny nie powinny odzywać się do nieznajomych mężczyzn.Walen-tyna zaczepiła ciebie i proszę, ile ci to przysporzyło zmartwień.Niepodoba mi się to.Jestem kobietą, ale dałam sobie radę, inne kobietyteż dałyby, gdyby miały do tego chęć i werwę.Nie podoba mi się! Alenie sądzę, abym kiedykolwiek pogrążyła sufrażystkę, jednostkowoczy w grupie, moją Walentynę albo jakąś inną.Nie wierz, że kiedy-kolwiek powiem na nie złe słowo do powtórzenia - bo ty ich nie po-wtórzysz.Ani nie napiszę niczego złego przeciwko nim.Nie! Jestemkobietą i stanę po stronie mojej płci! - Wstała energicznie.- Muszęiść pisać moją książkę.Dziś wieczorem muszę posłać pociągiem po-niedziałkowy odcinek pocztą kurierską.Wejdz do mojego gabinetu,Walentyna da ci papier, atrament i dwanaście różnych stalówek.Wcałym pokoju znajdziesz książki profesora Wannopa.Musisz zdzier-żyć, że w alkowie Walentyna będzie pisać na maszynie.Mam na bie-gu dwa seriale, jeden pisany na maszynie, drugi odręcznie.- Ale pani! - rzekł Tietjens.- Ja - wykrzyknęła - pójdę pisać do sypialni albo będę to robić nakolanie.Jestem kobietą, więc mogę.Ty jesteś mężczyzną i musiszmieć wyściełane krzesło i swoje sanktuarium.Masz siłę do pracy?No, to masz czas do piątej.O piątej Walentyna zrobi podwieczorek.Wpół do szóstej wyruszycie do Rye.Wrócisz z bagażem i przyjacie-lem o siódmej.- Uciszyła go po cesarsku, mówiąc: - Nie bądz głupi.Twój przyjaciel na pewno będzie wolał ten dom i kuchnię Walentynyod pubu i tamtejszej kuchni.Na dodatek oszczędzi pieniądze.Tożaden dodatkowy kłopot.Myślę, że twój przyjaciel nie doniesie o tejjednej małej sufrażystce, która siedzi na górze.Czy jesteś pewien, żezdążysz zrobić swoje i zawiezć Walentynę i tamtą - dodała po chwili.- To konieczne, bo tamta nie ma odwagi jechać pociągiem, a my tammamy krewnych, którzy nigdy nie mieli nic wspólnego z sufrażyst-kami.Dziewczyna może pomieszkać tam trochę w ukryciu.Ale za-wiozę je sama, jeśli ta podróż miałaby przeszkodzić ci w ukończeniu135pracy.- Znowu uciszyła Tietjensa, tym razem ostro: - Mówię ci, żeto żaden kłopot.Walentyna i ja zawsze ścielimy sobie własne łóżka.Nie lubimy, żeby w naszych osobistych rzeczach grzebała służba.Mogłybyśmy mieć po trzykroć większą pomoc od sąsiadów niż teraz.Lubią nas tu.Im więcej się wkłada pracy, tym więcej otrzymuje po-mocy.Jakbyśmy chciały, mogłybyśmy mieć służbę.Ale Walentyna ija lubimy być nocą same w domu.Bardzo jesteśmy sobie bliskie.Podeszła do drzwi i z roztargnieniem wróciła, mówiąc:- Wiesz, nie mogę zapomnieć o tej nieszczęsnej kobiecie i jej mę-żu.Musimy wszyscy zrobić dla nich co tylko się da.- Drgnęła i wyda-ła z siebie okrzyk: - Ależ, dobre nieba, nie daję ci pracować.Gabinet jest tam, przez te drzwi.Pospiesznie wyszła drugimi drzwiami i zapewne poszła koryta-rzem, wołając:- Walentyno! Walentyno! Idz do Krzysztofa, jest w gabinecie.Na-tychmiast! Natych.- jej głos zanikł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]