[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sigmar wylądowałna ramieniu bestii i trzymając trzonek w obu dłoniach,zamachnął się młotem w czaszkę ogra.Wkładając w cios całą swoją siłę i furię, Sigmar wbiłpokryty runami obuch Ghal-maraza prosto w skrońSkaranoraka i zanurzył go w tym, co pozostało z mózgupotwora.Jęk agonii wydobywający się z paszczy bestii ucichł,a olbrzymie ciało, upadając, zmiażdżyło kilka kolejnychstalagmitów.Sigmar chwycił za splątaną grzywę potwora,obserwując agonalne drgawki bestii.Potwór leżał na ziemi pośród pokruszonych skał, a zSigmara uchodził bitewny szał, gdy prześlizgiwał siępomiędzy ruinami pozostałymi po tym epickimpojedynku.Z licznych ran lała się krew, a Sigmar jęknąłz bólu połączonego z triumfem, gdy w pełni zdał sobiesprawę, jakiego czynu właśnie dokonał.Spomiędzy zakrzywionych kłów wydostało sięostatnie tchnienie i smoczy ogr umarł.Wraz z jegośmiercią ucichły gromy i deszcz przestał padać.Sigmarleżał poraniony i posiniaczony między odłamkamiskalnych iglic, gdy zauważył, że mżawka słabnie, aniebo, do tej pory zasłonięte ciemnopurpurowymichmurami, zaczyna się przejaśniać.Sigmar przewrócił się na brzuch i jęcząc z bólu, użyłtrzonka Ghal-maraza, aby się podnieść na kolana.Cielsko smoczego ogra leżało nieruchomo i pomimobólu przeszywającego ciało, Sigmar uśmiechnął się.Zmierć potwora oznaczała, że oto kolejne trzy plemionazjednoczą się pod jego sztandarem.- Byłeś godnym przeciwnikiem - powiedział Sigmar,składając tym samym cześć duchowi potężnej bestii.Słońce przedarło się przez chmury i nad szczytamizalśnił snop złotego światła.Jadąc kamienną drogą, która wiła się międzywzgórzami w okolicach Reikdorfu, Sigmar zukontentowaniem rozglądał się po zalanych słońcempolach dojrzewającej kukurydzy.W ciągu dwóchmiesięcy, które upłynęły od momentu, gdy opuściłstolicę, ziemia odwdzięczyła się za ludzką troskę iwydała obfite plony.Gdy rozglądał się dookoła, widział rozliczne wioski igospodarstwa porozrzucane po okolicznych wzgórzach.Słońce grzało plecy rolników pochylonych nad pracą wpolu.Sigmar był dumny z tego, co udało się osiągnąćjemu i jego ludziom, i mimo że zdawał sobie sprawę, iżnadchodzą ciężkie czasy, to teraz po prostu rozkoszowałsię panującym tu spokojem i dobrobytem.Po pokonaniu potwora Sigmar odpoczął jeden dzień,żeby odzyskać siły, a następnie wyciął z paszczysmoczego ogra wielkie kły.Długim myśliwskim nożemzdjął z jego cielska smoczą skórę pokrytą żelaznymiłuskami.Powróciwszy do brigundiańskiego obozurozbitego w pobliżu rzeki przepływającej przyzrujnowanej wiosce Kraelheim, zastał króla Siggurda ijego żołnierzy pogrążonych w rozpaczy.Na widokSigmara i trofeów, które ze sobą przyniósł, królBrigundian zapłakał z radości.- Myśleliśmy, że zginąłeś - tymi słowami przywitałSiggurd Sigmara, gdy ten przekroczywszy rzekę,znalazł się w obozowisku.- Niełatwo mnie zabić - odpowiedział Sigmar, ztrudem łapiąc oddech po męczącym zejściu z góry.Sigmar wyciągnął przed siebie zakrwawione kły iofiarował je Siggurdowi.Król Brigundian przyjął dar ipotrząsnął głową ze zdumieniem i żalem.- W pojedynkę udało ci się dokonać tego, czego nieudało się naszym najlepszym wojownikom - powiedziałSiggurd.- Opowieści o twej odwadze i męstwie nawetw połowie nie oddają rzeczywistości.Sigmar sięgnął do kieszeni zaszytej w płaszczu iwyciągnął z niej mały, złoty przedmiot.Podał goSiggurdowi ze słowami:- Znalazłem to w legowisku bestii i pomyślałem, żepowinienem ci to zwrócić.Siggurd przyjrzał się przedmiotowi leżącemu na dłoniSigmara, a jego twarz zmarszczyła się w grymasie bólu.- Pierścień królów brigundiańskich - powiedział.-Pierścień mojego syna.- Przykro mi - rzekł Sigmar.- Zbyt dobrze znam bólspowodowany utratą bliskiej osoby.- Był naszym najlepszym i najdzielniejszymwojownikiem - powiedział Siggurd, starając sięopanować wzruszenie ze względu na otaczającychżołnierzy.Wziął królewski pierścień z rąk Sigmara, poczym wyprostował się, ściągnął łopatki i zapatrzył się wstronę gór, biorąc przy tym głęboki, uspokajającyoddech.- My, Brigundianie, jesteśmy dumnym ludem,Sigmarze - odezwał się wreszcie Siggurd.- Ale niezawsze jest to dobra cecha.Gdy po raz pierwszystanąłeś przed moim obliczem, chciałem wykorzystaćokoliczności, aby się ciebie pozbyć.Nie chciałemzostać wciągnięty w to, co uważałem za próbę wzięciaw niewolę wszystkich plemion pod sztandarempięknych słów i wzniosłych idei.Ale kiedy zgodziłeśsię wyruszyć do walki ze Skaranorakiem, zdałem sobiesprawę, że twoje słowa były szczere, a ja zachowałemsię niezwykle samolubnie.- Teraz to nie ma znaczenia - odpowiedział Sigmar.-%7łyję, podczas gdy bestia zginęła.- Nie - zaprotestował Siggurd.- To ma znaczenie.Wysłałem cię na samobójczą misję i czekałem tutaj,targany poczuciem winy, że dopuściłem się takokrutnego uczynku.Sigmar wyciągnął dłoń w stronę brigundiańskiegowładcy i powiedział:- W takim razie pozwól Przysiędze Miecza zmyć całązłą historię stosunków między Unberogenami aplemionami z południowego wschodu.Zacznijmy odnowa i od tej pory traktujmy się jak przyjaciele isojusznicy.Na twarzy Siggurda malował się ból, ale króluśmiechnął się.- Niech i tak będzie.Następnie opuścili smutne ruiny Kraelheim iwyruszyli w drogę powrotną do Siggurdheim, gdzieolbrzymie kły zabitego ogra zostały umocowane nawielkim podium dla upamiętnienia wspaniałegozwycięstwa Sigmara.On sam przez tydzień odpoczywałi leczył rany, aż wreszcie do Siggurdheim zajechalikrólowie najdalej położonych ziem.Henroth z Merogenów miał potężną posturę, długą,rozwidloną rudą brodę i twarz poznaczoną licznymibliznami.Z jego skroni zwisały gęste warkocze, miałwzrok twardy jak krzemień i niezwykle mocny uścisk.Sigmar polubił go od pierwszej chwili.Król Menogotów, Markus, był szermierzem o gładkowygolonej głowie i nieco wilczych rysach twarzy, wktórej płonęły podejrzliwe oczy.Początkowo odnosił siędo Sigmara dość chłodno, ale gdy ujrzał kły smoczegoogra, Siggurd nie musiał go dwa razy namawiać dozłożenia Przysięgi Miecza.Czterech królów skrzyżowało ostrza nad kłamiSkaranoraka i przypieczętowało swój pakt, składającofiarę Ulrykowi, który był reprezentowany przezmiejskich kapłanów.Po trzech dniach ucztowaniaMarkus i Henroth wyprawili się z powrotem do swychkrólestw, ponieważ niebezpieczeństwo ze strony orkówbyło wciąż żywe i nie mogli na zbyt długo opuszczaćpola bitwy.Przed odjazdem gości Sigmar obiecał im, żeunberogeńscy wojownicy wspomogą ich w tychwalkach, po czym obserwował z najwyższej wieży wSiggurdheim jak jego nowi bracia miecza oddalają sięgalopem w stronę gór.Następnego dnia o świcie Sigmarpożegnał się z Siggurdem i zaczął przygotowywać siędo powrotu w rodzinne strony.Potrzebował prawie pięciu tygodni, żeby pieszopokonać dystans z Reikdorfu do Siggurdheim
[ Pobierz całość w formacie PDF ]