[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Związek nie ma przed sobą żadnychperspektyw, wkrótce wszystko się zawali, sam dobrze wiesz.Faszystowskie reżimy sąnietrwałe z natury rzeczy.A ty się już chyba dość gówna najadłeś! Choć resztę życia przeżyjjak wolny człowiek! Ależ ja jestem wolnym człowiekiem oznajmił Gusiew zdecydowanym głosem,wstając jednocześnie z krzesła. Raz jeszcze dziękuję za propozycje, ale to mi nie pasuje.Gdzie moje spluwy?Instruktor warknął z rozczarowaniem, ale też wstał. Do rana czekam na twój telefon.Zastanów się.Bardzo liczę na to, że podejmieszrozsądną decyzję.Do cholery, Gusiew! Z jakiej racji masz płacić za cudze grzechy?! Kim dlaciebie był ten Ptaszkin.Którego w istocie nie było.A może ty kochasz starego Gusiewa?!Dość, tylko mi tu nie pierdol! Przecież ty ich wszystkich nienawidzisz, tych ludojadów! Co,myślisz, że nikt się nie domyśla, po co poszedłeś do ASB?! No, po co? zapytał Gusiew ze szczerym zainteresowaniem w głosie. Dlatego, że marzyłeś o tym, iż sam ich wybrakujesz! wypalił instruktor. Liczyłeś nato, że Agencja naprawdę wytłucze wszystkich skurwysynów w tym całym pierdolonym kraju!Co, może nie?! Boże! Gusiew załamał ręce. Czemu wszyscy się tak do mnie przyczepili? Na nic nieliczyłem i niczego się nie spodziewałem.Po prostu musiałem oddać stary dług. Jaki? zapytał natychmiast instruktor. Oddaj moje spluwy, to ci powiem.Gusiew sięgnął do wskazanego mu metalowego pojemnika, znalazł broń i obejrzawszy jąkrytycznie powkładał w kabury. Makarowa przełożył do kieszeni.Instruktor czekał z niecierpliwością.Wreszcie Gusiew podszedł do niego blisko i szepnąłmu w same ucho: Wobec siebie miałem dług.I wobec nikogo innego.Wiesz, nie umiem żyć z nieczystymsumieniem.Tak, po prostu.Odszedł, zostawiając instruktora z mieszanymi uczuciami.ROZDZIAA DWUDZIESTY SZSTYStosunek do pamięci o Drakuli w jego ojczyznie jest inny od tego, jaki do niejmają mieszkańcy pozostałej Europy.Nie to, żeby go uważano za narodowegobohatera, niewątpliwie jednak darzą go szacunkiem i uważają Vlada ze jednązgłównych postaci historycznych okresu, w którym powstawał i szukał swojejtożsamości cały naród.Gusiewa zwinęli o szesnastej dziesięć, wprost z drogi.Akurat jechał na diagnostykę nadmiernie forsowany silnik dwudziestki siódemki był kapryśny i należało nań uważać.Zatrzymawszy się na światłach Gusiew beztrosko palił, kiedy z trzech stron zablokowały goponure, czarne Jeepy.Gusiew jeszcze nie bardzo pojmował, co się stało, a jego dłoń jużnacisnęła znajdujący się pod siedzeniem guzik awaryjnej radiolatami.Zwęszywszyniebezpieczeństwo i oceniwszy stosunek sił, brakarz zachował się w jedyny możliwy sposób nie chwycił za broń i nie rzucił się pod grad kul, narażając swoje niezwykle dla siebie cenneżycie, a po prostu wysłał w eter sygnał alarmowy i zdał się na łaskę zwycięzców.Którzywywlekli go z wozu, wparli lufę w skroń, skuli mu z tyłu ręce i niedbale wrzucili go dobagażnika. Dziesięciu na jednego co to za diabelstwa?! zdążył jeszcze pomyśleć Gusiew,zanim ktoś walnął go w kark i brakarz stracił przytomność. Jeepy zawyły i włączyły koguty, a potem wściekle ruszyły ze skrzyżowania, prawiepotrąciwszy wyjeżdżające z lewej wiśniowe Porsche.Jeden z napastników wskoczył do dwudziestki siódemki , rzucił na tylne siedzenie sporą walizkę i pobiegł za kolegami.Oszołomiony Waluszek przetarł oczy wydało mu się, że wariuje.Powinni byli spotkaćsię z Gusiewem w odległości stu metrów od tego miejsca, pod zagadkowym, ale dlategowłaśnie charakterystycznym szyldem Praworządne bractwo świętego męczennika Epidifora.Skład hurtowy.Gusiew obiecał pogadać z technikami firmowej stacji obsługi technicznejwozów ASB, żeby Waluszkowi mechanicy fachowo zakleili pęknięty reflektor.Gdyby porywaczom się tak nie spieszyło, Gusiew chybaby z tego nie wyszedł cało.Ocknął się w nieznanym mu pomieszczeniu, najwyrazniej piwnicznym, przywiązany dokrzesła kompletnie niczego nie pojmując.W oczy bił mu snop oślepiającego światła, awokół snuli się nieznani mu ludzie. To nie nasi stwierdził, starając się z wysiłkiem przypomnieć sobie, skąd się tu wziął.Nasze pokoje przesłuchań mają raczej medyczny charakter.Ojojoj.Pewnie będą bić. Ocknąłeś się? zapytał ktoś ukrywający się za zródłem światła. No to witamy.Nazwisko? Gdzie jestem? Nazwisko! Spierdalaj! odpowiedział Gusiew ze stosowną do treści wypowiedzi godnością.Nie,nie pamiętał, jak go wzięto.Pamiętał jak się obudził, jak się zdzwonił z Waluszkiem, jakwsiadł do samochodu.Potem były już tylko niejasne fragmenty wydarzeń. Z pewnościąuderzenie po głowie.A dranie!Rozmówca się uśmiechnął i w tej chwili ktoś niewidzialny tak przywalił Gusiewowi wucho, że ten nawet nie zdążył stęknąć.Jakby rąbnięto go pniem drzewa ciężkie, potężne,tępe uderzenie.Uderzona strona twarzy odpowiedziała głęboką i nieprzyjemnie miękką napozór ciszą.Gusiew ostrożnie podniósł głowę z ramienia, na które rzucił ją cios.Nie pogubił się inawet się nie zezlił.Po prostu zrobiło mu się boleśnie przykro. Za co?! Powiedzcie choć gady, za co?! Za co? wydusił wreszcie. Nazwisko!Mimo woli przypomniał sobie swoją niedawną rozmowę z nieboszczykiem o ksywiePismak.I niespodziewanie dla samego siebie odparł w bardzo podobnym stylu: A może byś mi laskę zrobił? W takich oto chwilach zaczynasz się czuć nosicielem i dziedzicem wielkiej rosyjskiejkultury.Gusiew poczuł, że powoli wzbiera w nim nerwowy śmiech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]