[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dałaznak minstrelom, by zaczęli grać.Prześliczny to był widok, gdy trzy wdzięczne dziewczynytańczyły z powagą w blasku świec, Artur im się przyglądał, jego jasne oczy błyszczałyradością.Ileż gracji ma jego małżonka! Jakie to cudowne móc tańczyć i nie dostać zadyszki,co się jemu zawsze zdarzało!Król patrzył w zamyśleniu.Dziewczyna jest zdrowa, rozważał.Urodzi dużo dzieci.Nie ma się o co martwić.No ipodoba się Arturowi - w ciągu ostatniej godziny zmienił się,jakby dojrzał trochę.Czy jest gotowy do stanu małżeńskiego? Oto pytanie.Gdyby położyćich razem do łoża, ten przeczulony chłopiec mógłby się przerazić, ujawnić swą niemoc.Gdyby jednak dowiódł męskości, czy nie wyczerpałby sił nadużywając ich? Co robić?Czekać? Nic by to nie zaszkodziło.Pół roku.Może rok.To jeszcze niemal dzieci.Ach, gdybyHenryk był pierworodnym synem!Ayala stał tuż przy królu, bystry, przebiegły, odgadujący jego myśli.- Infantka nie chce, abyście sądzili, miłościwy panie, że w Hiszpanii tańczy się tylkopoważne tańce.Wraz ze swymi dworkami pragnie pokazać też coś całkiem odmiennego.- Niech tak będzie - odrzekł król.I oto infantka, wciąż pełna wdzięku i godności, żywa teraz jak Cyganka, z rozwianymispódniczkami, wiruje w rytmie muzyki.Katarzyna Aragońska umiała doprawdy dobrzetańczyć!Król klaskał w dłonie, książę mu wtórował.- Wdzięczniśmy damom hiszpańskim za dostarczenie nam takiej uciechy - powiedziałHenryk.- Sądzę, że i nasze tańce mają swoje zalety.I skoro infantka tańczyła dla księcia, onwinien teraz zatańczyć dla niej.Książę Walii będzie partnerem lady Guildford w jednym ztańców angielskich.Artur się przeraził.Jak może współzawodniczyć w tańcu z Katarzyną? Narazi się najej pogardę.Zobaczy, jaki jest drobny i słaby! Bał się zadyszki; gdyby chwycił go kaszel, cosię często w takich razach zdarzało, ojciec byłby niezadowolony.Lady Guildford uśmiechała się do niego.Znai ją dobrze, była guwernantką jego sióstri często wprawiali się we wspólnym tańcu.Dotknięcie jej chłodnych palców dodało muotuchy.Gdy tańczył, oczy jego napotkały poważny wzrok infantki, która mu się przyglądała.Ona jest miła, pomyślał.Zrozumie.Nie ma się czego lękać.Gdy skończył się taniec,* usiadł znowu przy niej.Zadyszał się trochę, lecz czuł się bardzo szczęśliwy.*Nadszedł dzień ślubu.Czekała w pałacu biskupim przy katedrze Świętego Pawła, byw uroczystym orszaku podążyć na tę ceremonię.Do ołtarza poprowadzi ją książę Yorku,którego już poznała i który ją trochę zaniepokoił.Było coś butnego i zuchwałego w tym jejmłodym szwagrze.Na jego twarzy, kiedy na nią patrzył, pojawiał się wyraz niepojęty:chmurny, wyrażający chyba niezadowolenie.Czuła się jakimś wyśmienitym cukierkiem,którego pragnął, a który mu odebrano, by dać komu innemu.To śmieszne.Nie jest przecieżcukierkiem.I.dlaczego dziesięcioletni chłopiec miałby być zły, że jego starszy brat się żeni?Wyobraziła sobie tylko to wszystko.Czuła jednak jakieś dziwne podniecenie na myśl, żeznowu zobaczy księcia Yorku.Wjechała do Londynu przez przedmieście Lambeth i dalej Mostem Londyńskim naSouthwark, w1 towarzystwie szwagra.Doprawdy ładny z niego chłopiec.Wszedł do jejkomnaty śmiało, jakby był królem, przyodziany godnie w aksamitny kaftan o rozciętychprzymarszczonych przesadnie rękawach, spięty pod szyją rubinową agrafą.Miał szerokątwarz z dołeczkami w policzkach, wąskie usta i błękitne oczy o przenikliwym spojrzeniu, lecztak małe, że gdy się uśmiechał, ginęły prawie w gładkiej różowej twarzy.Jasna, czysta ceratryskała zdrowiem.Rudawozłote włosy były gęste i lśniące.Nie mógł być nikim innym, tylkoksięciem.Katarzynie trudno było uwierzyć, że ma dopiero dziesięć lat, wydawał się starszyod Artura i przez chwilę rozmyślała, jak by się czuła, gdyby to on był jej małżonkiem.Niewydaliby jej za dziesięcioletniego chłopca.Chociaż czemu nie? Zdarzały się bardziejabsurdalne królewskie małżeństwa.Zdjął przybrany piórami kapelusz i skłonił się przed nią.- Twój sługa, pani - powiedział.Lecz jego spojrzenie przeczyło pokorze tych słów.Wyjaśnił po łacinie, że przybył, aby towarzyszyć jej do Londynu.- Na rozkaz ojca - dodał.- Przyjechałbym wszelako i bez rozkazu.Nie uwierzyła w to, wydał się jej samochwałem, lecz wiedziała, że ją olśnił i że nieona jedna uświadamia sobie promieniującą z niego siłę.Popatrzył na jej gęste włosy, które rozpuściła na czas podróży, i dotknął ich palcami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]