[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zasadniczo można było w nocy trzymać oba fabrycznesamochody osobowe w warsztacie, bo miejsca tam niebrakowało.Ale wiązało się to z niewygodą, gdyż nieraz, żebywyprowadzić któryś z fiatów, trzeba było przesuwać wozyznajdujące się w naprawie.Toteż utarło się, że te fiaty wrazciężarówkami nocowały pod wiatą zasłoniętą z trzech stron.Wdzień, jeśli samochód nie był w drodze, stał zawsze przedbudynkiem dyrekcji Zakładów.Doświadczony kierowca sam wysunął hipotezę, że jegosamochód jakoś sprytnie przerobiono i dzięki temu nie możnago było uruchomić na szosie.Twierdził jednak, że takiej naprawy nie dokonano w czasie przeglądu wozu, bo on samsprawdzał całą instalację elektryczną.Znał się na tym lepiej niżpracownicy warsztatu, wśród których nie było ani jednegospecjalisty elektryka.Kierowca także wykluczył tezę, że przeróbki instalacjielektrycznej mógł ktoś dokonać w czasie, kiedy samochód stałprzed gmachem dyrekcji Zakładów.Ruch tam był zawsze dośćduży i jeśli nie sam Kowalski, to ktoś inny zauważyłby intruzadłubiącego w tym wozie.Jak to major osobiście sprawdził, przed gmachem dyrekcji,tuż przy schodach, wymalowano żółtą farbą dwa stanowiskadla samochodów fabrycznych.Duży parking dla wozówpracowników i dla przyjezdnych był cofnięty o przynajmniejdwadzieścia metrów od tego miejsca.Ws2yscy przesłuchiwanistwierdzili, że fabryczne fiaty nigdy nie stały gdzie indziej, jaktylko na wyznaczonych im miejscach.Zdaniem więc oficera milicji przeróbka wozu byławykluczona w godzinach urzędowania personelu biurowegoZakładów.Ale fabryka pracowała na dwie, a niektóre oddziałyna trzy zmiany.Kowalski zazwyczaj około godziny czwartej popołudniu odprowadzał swój wóz na teren fabryki i ustawiał gopod wiatą.Następnie, jeśli miał jakąś fuchę , to pracował wpobliskim warsztacie, a jeśli nic mu się nie trafiło, szedł dodomu.Kierownik warsztatu naprawczego Roman Walendziakwyjaśnił, że jego ludzie zasadniczo pracowali na pierwszejzmianie.Jedynie wówczas, kiedy trzeba było szybko dokończyćremontu jakiegoś wozu, zostawali po godzinach.Oni także, jaki Kowalski, za wiedzą i zgodą dyrektora Nadolnego czasami wtym warsztacie reperowali swoje samochody lub wózkikolegów.Niekiedy również pracownicy Zakładów saminaprawiali swoje pojazdy.Zawsze jednak trzeba było na touzyskać zgodę któregoś z dyrektorów.W tygodniu poprzedzającym kradzież, Walendziakstwierdził to kategorycznie, jedynie Kowalski pracował wwarsztacie, i to bodaj zaledwie przez dwa dni.Natomiastpracownicy warsztatu codziennie zostawali po godzinachpracy, bo czas pilił.Przeglądano i remontowano dwa wielkieżubry, które przygotowywano do wyjazdu z eksportowymtowarem do Francji.Zdaniem kierownika warsztatu żaden z jego ludzi nie mógłbyć wmieszany w aferę kradzieży.Wychodzili z terenufabrycznego razem, a w czasie roboty w godzinachnadliczbowych także żaden z nich nie miał wolnej chwili aniokazji, aby zająć się fiatem Kowalskiego.Zarówno samWalendziak, jak i inni pracownicy zauważyliby natychmiasttakie podejrzane manewry.Każdy samochód ma dwa komplety kluczyków.Jeden z tychkompletów miał kierowca fiata, a gdzie znajdował się drugi?Major zainteresował się tym problemem.Duplikaty kluczy dowszystkich pomieszczeń, zarówno biurowych, jak ifabrycznych, oraz kluczyki do wszystkich samochodówznajdowały się zawsze w portierni.Te do samochodów wisiaływ oszklonej gablocie w głębi.Kaczanowski sprawdził, że szafkitej nie zamykano na klucz.Zresztą zamek gablotki był takprymitywny, że można go było otworzyć bodaj agrafką.Portierzy nie umieli w ogóle wyjaśnić, czy ta szafka zawsze byłaotwarta, czy też ten, kto ostatnio sięgał po klucze, po prostu niepofatygował się jej zamknąć.Wprawdzie w portierni dyżurował portier i siedział strażnik,ale dojść niepostrzeżenie do szafki i wyjąć kluczyki odwiśniowego fiata mógł, praktycznie biorąc, każdy.A pozrobieniu duplikatów, co w takiej fabryce było wprostdziecinnym zadaniem, lub po jednorazowym posłużeniu siękluczami wróciły one na poprzednie miejsce.W nocy teren całych Zakładów był teoretycznie strzeżonyprzez dwóch wartowników.Jeden z nich zazwyczaj siedział wportierni.Drugi patrolował ogromny plac z kilkomazabudowaniami fabrycznymi.Taki obchód strażnik wykonywałraz na godzinę.Zresztą w fabryce i w nocy panował duży ruch.Niektóre oddziały czynne były przecież bez przerwy całą dobę.Tylko ich załogi zmieniały się.Pierwsza zmiana kończyła pracęo czternastej, następna o dwudziestej drugiej, zaś nocna oszóstej rano.A że we wrześniu wieczorem jest już ciemno,każdy z drugiej, już nie mówiąc o trzeciej zmianie, mógł sięzakraść pod wiatę i bez większych przeszkód majstrować przysamochodzie.Na dodatek wozy ustawiano tutaj tyłem do wjazdu.Człowiek, który dostał się pod wiatę, mógł spokojnie otworzyćmaskę fiata.Ani wartownik, ani nikt z przypadkowoprzechodzących nie zauważyłby tego.Dwie malutkie lampkiUmieszczone pod maską samochodu także nie dawały tak wieleświatła, aby dostrzeżono je z daleka.Natomiast byływystarczająco silne, aby przy ich blasku zręczny fachowiecodpowiednio zmienił instalację elektryczną.Kierowca Jan Kowalski oświadczył, że w tygodniu, jakiupłynął pomiędzy przeglądem samochodu a kradzieżąpieniędzy, raz otworzył maskę i sprawdził, czy nie ma wyciekuoleju.Instalacją elektryczną wcale się nie interesował, bodziałała bardzo dobrze.Nadzieje majora Janusza Kaczanowskiego na szybkieustalenie grupki osób, wśród których należy szukać wspólnikabądz wspólników bandytów działających na autostradzie, odrazu spaliły na panewce.W warunkach, jakie panowały naterenie Zakładów, tym wspólnikiem mógł być każdyzatrudniony na drugiej lub na trzeciej zmianie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]