[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Gdy 8 sierpnia 1945 r.pod wsią Sikorki w powiecie Sokołów Podlaski dwabataliony wojska zaatakowały zgrupowanie partyzanckie i w pierwszym natarciudoznały klęski, tracąc kilkunastu poległych i kilkunastu jeńców walkęprzerwano i rozpoczęto pertraktacje, w wyniku których nastąpił rozejm.Partyzanciuwolnili jeńców, wojsko odstąpiło.Podobnych przypadków było wiele.Niemal po każdym takim starciu liczne grupy żołnierzy zgłaszały swój akces dooddziałów podziemia.Do dowódców partyzanckich zgłaszali się oficerowie,proponując dołączenie do nich całych kompanii.Z pełnym uzbrojeniem, zapasemamunicji, sprzętem, często z samochodami.Z reguły odchodzili z niczym.Nie tylkodlatego, że dowódcy partyzanccy lękali się zdominowania ich szczupłych sił przez nieznanych im przybyszów.Również i dlatego, że nie wiedzieli, co z tym wojskiempocząć, jak je wyżywić i jakie mu postawić zadania, a rozumieli, iż masoweprzechodzenie wojska do lasu musiałoby doprowadzić do eskalacji walk, w którenatychmiast zaangażowałaby się armia sowiecka, co dla objętych tymi walkamiobszarów i ich ludności byłoby potworną w skutkach katastrofą.Niech zatem nikt nie mówi, że podziemie inspirowało i organizowało masowedezercje z wojska.Przyjmowało w swe szeregi tylko bardzo nielicznych dezerterów. Orlik", który bez trudu mógłby sformować z nich co najmniej pułk, miał ich woddziale i to jedynie przez pewien czas zaledwie kilkunastu.Oczywiście nielicząc plutonu skro-bowiaków, bo oni, choć oficerowie Informacji tak ich określali,dezerterami nie byli.Nie uciekli przecież z wojska, lecz z obozu.Niektórychdezerterów zaopatrywano w cywilne ubrania i dokumenty, ułatwiające nowe życie.Stosunek wojska do zbrojnego podziemia symbolizuje scena, którą zapamiętałokilku żołnierzy AK, uczestniczących w akcji uwolnienia więzniów z obozu NKWD wRembertowie: noc, jedna z partyzanckich drużyn wycofuje się, poprzedzając grupęuwolnionych.Mają przejść przez szosę prowadzącą do Sulejówka.Okazuje się, żezablokowało ją wojsko.Dowódca, po krótkim wahaniu, każe maszerować dalej.%7łołnierze w milczeniu przepuszczają kolumnę.Jeden salutuje partyzanckiemudowódcy.Nie należy tego uogólniać, nie zawsze było tak idyllicznie.W walkach zpodziemiem poległo wielu żołnierzy WP.Także w walkach ze zgrupowaniem Orlika".On sam też poniósł śmierć za ich przyczyną.Nigdy jednak nie zdarzyło się na terenie Orlika", by wzięty do niewoli żołnierz WP został zamordowany.Ci, którzy tak piszą imówią kłamią.Rozbrojeni odchodzili tam, dokąd iść chcieli.Tak zresztą postępo-wali dowódcy poakowskich oddziałów w całym kraju.Wyjątki od tej reguły jedynie jąpotwierdzają.Podobnie wyglądała sprawa z żołnierzami formacji wchodzących w składWojsk Wewnętrznych, przekształconych pózniej w Korpus188Bezpieczeństwa Wewnętrznego.I one także nie cieszyły się zaufaniem ludzirządzących wówczas Polską.Na Plenum KC PPR, obradującym 20 i 21 maja 1945 r., z którego protokół jużcytowałem, Władysław Gomułka informował towarzyszy: Z Wojsk Wewnętrznychtrzy bataliony odeszły do lasu.W ciągu kwietnia zdezerterowało 2000 ludzi".Były to,jak wyjaśnił w przypisie autor opracowania, 2 Samodzielny Batalion Operacyjny WWw Lubaczowie, 2 Batalion l Brygady WW z Sokołowa Górnego k.Rzeszowa i BatalionWW z Biłgoraja.Również i pózniej do podobnych przypadków, choć na niecomniejszą skalę, dochodziło często.O Milicji Obywatelskiej już pisaliśmy.Znalazło się w jej szeregach wiele kanalii,które podziemie bezlitośnie eliminowało.Większość funkcjonariuszy stanowili jednakludzie, których obciążały wprawdzie różne przewiny, ale nie zbrodnie.Często byli topółanalfabeci, którzy do MO poszli, sądząc, że w ten sposób zapewnią sobie wygodne idostatnie życie, władzę nad sąsiadami i znajomymi, rozliczne profity.Tych, którzyzbyt gorliwie z tych profitów usiłowali korzystać, przywoływano do porządku:ostrzeżeniem, rozbrojeniem, chłostą.Ale nie było powodów, by ich zabijać, jeśli, rzecz jasna, sami zabijać innych niezamierzali.Tym bardziej, że zarówno w Inspektoracie Puławy, jak i w całym kraju,duża część posterunków MO, nie wyłączając tych, które po kilka nawet razyrozbrajano, współdziałała z dowódcami partyzanckimi.Ostrzegano ich przedpacyfikacjami, informowano o różnych zagrożeniach, uwalniano związanych z nimiludzi.Co innego Urząd Bezpieczeństwa.Jeśli któryś z pracowników UB dostał się wpartyzanckie ręce, to jego szansę na to, że cało z nich ujdzie, były równe zeru.Chybaże uciekł, co zdarzało się rzadko, bo pilnowano ich szczególnie czujnie.Przy tym niemiało znaczenia, co w UB robił, w jakiego szczebla urzędzie pracował, w powiatowym,wojewódzkim czy w samym ministerstwie, dlaczego i z jakich pobudek tam trafił.Tegonikt nie dociekał.Wystarczała legitymacja.Zginęło więc ich wielu.Wśród nich spora liczba osób pochodzenia żydowskiego.Zarówno wysokich stopniem i funkcją, jak i wartowników czy członków grupoperacyjnych.%7ładen jednak, co trzeba silnie podkreślić, nie zginął dlatego, że był%7łydem.Sprawiła to tylko i wyłącznie ich praca w UB.Gdy w 1984 r
[ Pobierz całość w formacie PDF ]