[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aapartament robił wrażenie.Pięć pokoi i dwie łazienki.Ale bez John-ny'ego, więc przypominało to samotne życie w świecie bajki.LRTPróbowałam obejść Manhattan, niczego nie kupując, i wymagało totrochę starania.Wolałabym mój stary koński ogon, tenisówki i dżinsy, alecoś takiego zle by wpłynęło na mój obraz, więc paradowałam cała odsta-wiona, a ludzie mi się przyglądali, bo pewne jak cholera, że zwracałamuwagę.Tylko nikt nie wiedział, kim jestem, nie to co w starych czasachStan Arlen Show - i tego mi brakowało.Któregoś dnia skończyły mi się papierosy i wstąpiłam do sklepiku naLexington Avenue, w którym było wszystko to, co w drogerii, pozafarmaceutą.Mężczyzna za ladą - bum - kogoś mi przypominał.Bum.Aysy na czubku głowy, przez co wszystkie te rude włosy upodabniały godo lwa.- Sy?- Tak.Czym mogę służyć?- Nie pamiętasz mnie.- Blondyneczka?- Pamiętasz.Sy Fein wyszedł zza lady i zaserwował mi jeden ze swoich niepowtar-zalnych łamiących żebra uścisków, odrywając moje obute w Gucciegostopy od podłogi.- Blondyneczka! Oj, czy to blondyneczka? - Puścił mnie i cofnął się okrok, żeby zmierzyć mnie wzrokiem.- Niech no spojrzę.No, no, no,niezle! Co ci się stało?- Jak to co mi się stało"?- Co się stało z twoim uchem?- Co?- Jest całe zakryte.Pies cię pogryzł?- Sy! To taka moda!- Moda.I co tam masz, telefon?- Och, Sy, wspaniale cię widzieć! Tak dobrze wyglądasz!- Bo jestem dobry.Jak ci się podoba mój sklep? Czego ci potrzeba?Batoniki Hersheya? Szminka? Tampony? Tylko powiedz i służę.- Jest cudowny.- Siedzę tu prawie osiem miesięcy.To numer czternaście na mojejliście przebojów.Przy którym numerze byłem, kiedy ostatnio mniewidziałaś?- Chyba siódmym.LRT- Siódmym.Hmmmm.Cóż, od numeru siódmego upłynęło sporo wo-dy.Także dwa bankructwa.- Ale wszystko w porządku?- Czy u mnie w porządku? Za niespełna dziewięćdziesiąt dziewięć latto miejsce będzie należeć do mnie.Prosta sprawa.Jak Kanał Sueski.Alespójrz na siebie.Za kogo wyszłaś, za sułtana Swatu?- Nie jestem mężatką.- Och.Więc odkryłaś ropę.Niezłe masz szmatki.Nie jakieś byłe co odKleina.- To długa historia.- Jak zwykle.- Nie miej tyle potępienia w głosie.- Ja? Potępienia? Dziewczyna, którą znałem w podartych tenisówkach,zjawia się w złotym nauszniku i miałbym mówić z potępieniem w głosie?To nie mój interes.Jesteś prostytutką na telefon? Nie odpowiadaj.- Sy, nie jestem prostytutką.- Pytam tylko dlatego, że to taka dzielnica.Prostytutkowa Strefa.Można zrobić majątek.No i złapać syfilisa, jak się w coś takiego wejdzie.Można złapać masę rzeczy.poza mężem.- Nie jestem prostytutką.- Twoje słowo przeciw mojemu.- Sy, zamknij się.Jesteś głuptas.A co u Iriego?- Kto wie? Od tygodnia go nie widziałem.O ile mi wiadomo, znówbombarduje Pearl Harbor.- Wszystko u niego dobrze?- Sam chciałbym mieć tak dobrze.Otworzył następną restaurację.Tyl-ko japońską.- Nie jest koszerna?- Co robi w księgowości, to jego prywatna sprawa.Ja wiem tylko, żepieniądze płyną jak złoto.To na West Side.pod dwudziestym którymś.Gotuje na oczach klientów.Nosi biały garnitur i wrzeszczy, kiedy ucinagłowy krewetkom.Niezłe przedstawienie.Gdyby wiedział, że się z tobąwidziałem, przekazałby pozdrowienia.Zabawny gość.Na pewno niemogę ci podać jakiegoś drobiazgu? Długopis? Latarkę? A może chciała-byś talię kart?-Tak naprawdę wstąpiłam po papierosy.LRT-Powiedz jakie i już je masz.-Rothmansy?-Rothmansy? Co to ma być.żydowskie papierosy? Kiedy to sięstało?-Och, Sy, to angielskie papierosy.-Fiu, fiu, angielskie papierosy.Cóż, właśnie mi wyszły.Taka jesteśważna, że nie możesz palić lucky strike'ów? -Ależ z rozkoszą poproszę o paczkę lucky strike'ów.-A co jest nie tak z old goldami?-Sy, zapalę, co każesz.-Masz.Lucky strike.I nie chcę więcej o tym słyszeć.Jak to się stało,że już nie jesteś w Stan Arlen Showl Nie potrafi się utrzymać posady,panno Ritzy Rothman?-Sy, zabierzesz mnie na kolację?-Tak.Ale co do wyboru miejsca, wykluczymy Maxima, okej?-Jak tylko chcesz.-Jestem zachwycony.Będę czekał na dole, żeby cię wsadzić dotaksówki, kotku.Tylko najpierw ustalę to z moją żoną, bo ona ma wgruncie rzeczy naturę zabójcy.-Mieszkam w Delmonico.-Oczywiście, że tak.A gdzie miałabyś mieszkać? W mysiej dziurze?-Apartament B.-Nie sądziłem, żeby to miało być za bojlerem.-Sy, przestań.-Lepiej bądz gotowa o wpół do dziewiątej.-Będę.-I ubierz się jak człowiek, bo ja mam tylko sportową marynarkę ztrzydziestego ósmego.- Będę na ciebie czekać.- Hej, blondyneczko?- Tak?- Sprawiłaś mi wielką frajdę.Zatrzymaj papierosy.- Och.nie zapłaciłam ci!- W porządku.Chciałem tylko, żebyś wiedziała, że ja się nie damnabrać.No i świetnie znów cię widzieć, i to kiedy tak wyglądasz.Mamtylko nadzieję, że wszystko to uczciwa sprawa.LRT- Wszystko ci opowiem.- A ja tobie.Wiedziałam, że Sy nie pozwoliłby mi zapłacić za kolację, więczgodziłam się, żeby sam wybrał restaurację.Zdecydował się na bardzociche miejsce daleko na Drugiej Alei, pod pięćdziesiątką - u Sendettiego.A ja uaktualniłam jego wiedzę o moim życiu, jak tylko mogłam bezwdawania się w niepotrzebne szczegóły, bo uważałam, że nie jest na togotowy.Ale był bardzo dobry w uzupełnianiu niedomówień i chociaż nieprzesadzał z ojcowską troską, zrobił bezceremonialną uwagę, że JohnnyFarrar to nie ktoś z kim warto się trzymać".Zaprosiłam go na górę, do mieszkania, na jednego przed snem, aleobawiał się, że ludzie mogą gadać, bo miał klientelę, która częstoodwiedzała Delmonico, i nie chciał być widziany z blond panienką, bo nawet szczany mają uszy".Wpadałam do sklepiku Sy prawie codziennie.I codziennie było taksamo. Masz tu balonówkę". Potrzebujesz aspirynę?". Jakie wieści odtego playboya z zachodu?".Jeżeli Johnny i ja kiedykolwiek mieliśmywziąć ślub, chciałam, żeby to Sy Fein mnie wydawał za mąż.Już gosłyszałam: Wydać cię? Może wydałbym resztę, ale ciebie? Nigdy!".Johnny zadzwonił z Lizbony.Będzie w Nowym Jorku następnegodnia wieczorem.Podróż była udana i wypracowali coś z Rosjanami - on iIBM.Uczcimy to, kiedy przyjedzie.Może w Rosyjskiej Herbaciarni? - iroześmiałam się między- miastowo.Tego wieczoru, kiedy zadzwonił, zaprosiłam Dona i Candy do siebiena kolację i wszystko przysłano nam z hotelowej kuchni.Przy kawieprzekazali mi nowiny.Producent zdecydował się na sztukę Arniego, Donbędzie reżyserował.Tym producentem był Daniel Van Sumner, stary za-wodowiec, ostatnio bardzo aktywny, przygotował trzy nowe sztuki wtrakcie poprzednich dwóch sezonów.Jedna z nich, Wdowi materac,okazała się prawdziwym hitem i w dalszym ciągu szła, czy raczej, jak toujął Arnie, podbijała widownię".Arnie przyszedł pózniej, krok za nim szła jego Marilyn.Więc była nascała piątka, kiedy wszedł Johnny.Ten drań zadzwonił z lotniska Idlewildjuż po powrocie z Lizbony.Chociaż bardzo uprzejmy, w oczywistysposób nie był zachwycony widokiem czterech obcych osób,obżerających się w apartamencie jego kochanki.Nie trzeba mówić, żeLRTwszyscy wynieśli się tak szybko, jak tylko pozwalała przyzwoitość, żebynie wyjść na bardziej grubiańskich niż Johnny.Ze mną omówił to zwięzle podczas rozpakowywania.- Myślałem, że się zrozumieliśmy.- Johnny, to są moi przyjaciele.- Ale nie moi.,- Mieliśmy coś do uczczenia.Sztuka Arniego zostanie wystawiona i.- I znasz moje zdanie na temat show-biznesu.- To oni się tym zajmują, nie ja.- Nie chcę ich tu więcej widzieć.Czy to zrozumiałe?- Zrozumiałe, ale nie rozumiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]