[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Na kolana!Choć było to upokarzające, Renco przykląkł na jedno kolano i podał figurkę stojącemu przednim Hiszpanowi.Hernando wziął ją od Renca - na widok tak długo poszukiwanej nagrody jego oczyzaświeciły z chciwości.Po kilku chwilach podniósł wzrok i zwrócił się do jednego ze swoich ludzi:- Sierżancie!- Tak?- Zabić ich.Związano mi ręce kawałem sznura.To samo zrobiono z moim młodym przyjacielem.Dwóch hiszpańskich żołnierzy oderwało od niego Lenę i obaj zaczęli wymieniać obrzydliweuwagi na temat tego, co z nią zrobią, kiedy zabiją mnie i Renca - uwagi, których nie śmiem tupowtarzać.Kazano mnie i Rencowi uklęknąć przed długim prostokątnym kamieniem, leżącym na środkupolany - kamieniem, który wyglądał jak niski ołtarz ofiarny.Hiszpański sierżant stanął nade mną z obnażoną szablą.- Ty, Chanka! - powiedział Hernando i rzucił szablę Castinowi.Od chwili pojawienia się napolanie nikczemny Chanka wbijał w Renca pełen nienawiści wzrok.- Możesz zabić księcia.- Zrobię to z radością - odparł Castino po hiszpańsku.Złapał szablę i podszedł szybko dokamienia.- Najpierw obetnij im ręce - rozkazał Hernando.- Chcę posłuchać, jak krzyczą przedśmiercią.Nasi oprawcy kiwnęli głowami, a dwaj inni konkwistadorzy szarpnęli za nasze więzy tak, żemusieliśmy wyciągnąć ręce daleko przed siebie.Nadgarstki mieliśmy odsłonięte, dłonieprzygotowane do odcięcia.- Alberto.- odezwał się cicho Renco.- Tak?- Przyjacielu, zanim umrzemy, chciałbym, abyś wiedział, że poznanie ciebie było dla mnieprzyjemnością i zaszczytem.To, co zrobiłeś dla mojego narodu, będzie pamiętane przezpokolenia.Dziękuję ci za to.- Mój odważny przyjacielu - odparłem - gdyby okoliczności miały się powtórzyć, wszystkozrobiłbym tak samo.Niech Bóg ma cię w niebie w opiece.- Ciebie też.Ciebie też.- Panowie.- powiedział Hernando do naszych katów.- Obetnijcie im dłonie.Sierżant i Chanka równocześnie unieśli błyszczące ostrza, wznosząc je wysoko nad głowy.- Zaczekajcie! - zawołał ktoś nagle.Do ołtarza podbiegł jeden z konkwistadorów.Był starszy od pozostałych i wyglądał naszczwanego, sprytnego lisa.Podszedł do Renca.Zauważył zawieszony na szyi mojego przyjaciela szmaragdowy naszyjnik.Szybko zdjął go Rencowi przez głowę, pożądliwie się przy tym uśmiechając.- Dziękuję, dzikusie - prychnął, po czym założył sobie naszyjnik i wrócił na swoją pozycjęprzy wejściu do Zwiątyni.Nasi kaci spojrzeli na Hernanda, czekając na jego znak.Hernando nie patrzył jednak na nich.Jego wzrok był skierowany gdzieś bardziej w prawo - spoglądał na wejście do Zwiątyni -i szeroko rozdziawiał usta.Odwróciłem się w tamtym kierunku.- O mój Boże.- westchnąłem.W półotwartym wejściu stał rapa i z ciekawością wpatrywał się w ludzkie zgromadzenie.Był ogromny - rozstawił potężne przednie łapy, napiął muskularne łopatki - ale jegopojawienie się miało w sobie coś komicznego, bo zwierzę trzymało coś w pysku.Idola.Prawdziwego Idola.Wielki czarny kot - przedtem tak przerażający i grozny - wyglądał teraz jak łagodny piesek,przynoszący swojemu właścicielowi patyk.Trzymał Idola w pysku, jakby czekał, aż ktoś znówgo zmoczy i sprawi, że zaśpiewa.Hernando wpatrywał się bez ruchu w zwierzę - czy może raczej w posążek, który rapatrzymał w paszczy.Po chwili jego wzrok przeniósł się na posążek, który miał w rękach, a potemna Renca i na mnie.Zrozumiał, że został wywiedziony w pole.Jego twarz poczerwieniała z furii.- Zabić ich! - ryknął.- Zabić ich natychmiast!!!W tym momencie wydarzyło się tysiąc rzeczy jednocześnie.Nasi oprawcy znów unieśli broń, ponownie wycelowali ostrza w nasze karki i właśnie zaczęlispuszczać stalowe klingi zamaszystymi łukami - gdy nagle powietrze nad moją głową przeciąłostry, świszczący dzwięk.W sekundę potem w nos mojego kata z głośnym trzaśnięciem wbiła się strzała.Z jego twarzynatychmiast wystrzeliła fontanna jaskrawoczerwonej krwi i ścięło go z nóg.Rapa stojący w portalu - czując kolejny smaczny posiłek - wypuścił Idola z pyskai błyskawicznie skoczył na najbliższego Hiszpana.Po chwili ze Zwiątyni wyprysnęło jedenaściepozostałych kotów - jeden za drugim, jeden za drugim - i zaatakowało konkwistadorów.Kiedy Castino ujrzał, że stojący tuż obok niego Hiszpan pada trafiony strzałą, zatrzymałswoją rozpędzającą się szablę, a wyraz jego twarzy świadczył o kompletnej dezorientacji.Wiedziałem, o czym myśli. Kto strzelił? Skąd strzelano?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]