[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stracił dwa miesiące pensji,złożone z dni ziejących pustką jak głodne usta. Co my zrobimy? Nie odpowiedział. Ignazio. Zamknij się, kobieto! Zerwał się tak gwałtownie, że przewróciłstół.Na nic się zdało przytrzymywanie go przez Pajaritę._ Nie krzycz na mnie powiedziała i też się podniosła.Ignazio wyprężył się w łuk do tyłu, a gdy się odgiął z powrotem, zcałej siły wymierzył jej pięścią cios w twarz.Odbiła się od ściany iskulona upadła na podłogę, chowając w rękach twarz, która ją paliła.Całyświat wirował razem z nią, pełen krzyku, gwiazd i ciszy.Zaczęła zapadaćsię w ciszę.Ból nieco osłabł.Była sama.Nie, niezupełnie sama.SłyszałaIgnazia z saloniku.Powinna do niego pójść.Ale nie pójdzie.Zostanie tu,zwinięta na podłodze, a on niech tam płacze.Nie mogła jednak dłużej takleżeć, bo krwawiła.Wstała, rozejrzała się za jakąś ścierką do otarciatwarzy.Na języku czuła smak żelaza.Zmoczyła ścierkę, wytarła się.Bogu dzięki dzieci już spały.Podniosła stół, ustawiła go z powrotem,zmyła krew z podłogi.Nadal była oszołomiona.Zaczęła nasłuchiwać, cosię dzieje w saloniku.Nie dochodził już stamtąd żaden dzwięk.Poszłazobaczyć.Jej umazany łzami, pijany mąż spał jak zabity w bujanymfotelu.Minęła go i przeszła do sypialni.Rano, kiedy się obudziła, bujany fotel był pusty.Ani śladu Ignazia.Upiekła chleb z resztek mąki.Miała jeszcze trochę sucharów.Dni mijały,Ignazio się nie pojawiał.Krakersy się skończyły.Jedyne, co zostało, tosłoik majonezu.Przy każdej czynności trzęsły się jej ręce kiedyzamiatała, składała ubrania, czesała Bruna, odpinała bluzkę, abynakarmić Tomasa.Uratowała ją Coco, która dała jej mięso i podsunęła pewien pomysł._ Po pierwsze oznajmiła, wkładając Pajaricie do rękipokazny pakunek wezmiesz to mięso.Nie obchodzi mnie,70co chcesz mi powiedzieć.Wiem, że twój mąż, ten desgraciado,poszedł sobie w siną dal.Nie czekając na odpowiedz, usadowiła się przy stole Pajarity, klórawlepiła wzrok w podarunek. Nie wiem, jak ci się odwdzięczę. Po drugie Coco ciągnęła, jakby w ogóle jej nie słyszała zajmiesz się swoimi ziołami.Są skuteczne.Powinnaś je sprzedawać. Sprzedawać? Tak, kobietom z barrio.Możesz zacząć w moim sklepie, będzieszsiedziała ze mną za ladą.A kiedy rozejdzie się wieść o lym, że leczysz, wdodatku lepiej i taniej niż doktor, będziesz miała czym napełnić brzuchyswoich synów.Pajaricie nigdy taka myśl nie przyszła do głowy, ale nie miała nicprzeciwko temu, aby spróbować.Wzięła dzieci, wrzuciła do kosza swojezioła, korzenie i korę i poszła do rzcznika.Chłopcy od razu wrócili doprzerwanej zabawy w gauczów.Galopowali na wyimaginowanychkoniach między zwisającymi z sufitu zwierzęcymi tuszami.Pajaritazajęła miejsce w rogu między klocem do rąbania a hakami na mięso.Ustawiła lam dwa stołki i usiadła na jednym.Ignazio, pomyślała, miała-bym ochotę cię zabić.I całować.I poćwiartować na kawałki.Poczekaj, azobaczysz, jak sobie dam radę bez ciebie.Coco była dla niej żywą reklamą, tak że kobiety szybkozainteresowały się jej usługami.Część z nich potrzebowała tylko tego,żeby ktoś ich wysłuchał.Wyrzucały z siebie bez ładu i składu opowieści otym, że ktoś umarł w rodzinie, o złośliwych teściowych, o brakupieniędzy, o mężach niestałych, brutalnych i nudnych, o poczuciuopuszczenia, o kryzysach wiary, o wizjach Najświętszej Panienki alboszatana, o niechęci do spełniania obowiązku małżeńskiego i o cielesnychpokusach, o fantazjach erotycznych, w których pojawiał się motywsiodła, rozżarzonych węgli i bata.Dostawały od hijarity herbatki, któremiały je pocieszyć, chronić lub przynieść im szczęście
[ Pobierz całość w formacie PDF ]