[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tylko że, kurczę, z tych księży, których nazywałyśmy Co Za Strata".No dobrze, słońce już zaszło.Powinniśmy sięzbierać.Hoyt skinął głową i popatrzył na Ciana.- Trzymaj się blisko nas.- Nie odfrunę.Blair żałowała, że nie mieli czasu tego przećwiczyć, ale było już za pózno.Dosyć gadania, pomyślała.%7ładnych dyskusji ani prób kostiumowych.Teraz albo nigdy.Skinęła głową, odetchnęła głęboko i wyszli z Larkinem pierwsi.Wskoczyła na niego, gdy jeszcze zmieniał postać, i wyciągnęła dłoń do Moiry, bypomóc jej zająć miejsce z tyłu.Ruszyli przed siebie z kopyta, chcąc odwrócić uwagę ukrytych obserwatorów.Blair ledwie dostrzegła Ciana, który w ułamku sekundy znalazł sięprzy drzwiach stajni i odwiązywał swojego konia.Po chwili zniknął, a Hoyt i Glenna siedzieli na grzbiecie Vlada.W bladym świetle księżyca galop przez las był ryzykowny, więc Blairpozwoliła Larkinowi jedynie na lekki kłus, ufając, że on będzie patrzył podnogi, podczas gdy ona przeczesywała wzrokiem gęstwinę drzew.- Na razie nic, absolutnie nic.Jeśli są gdzieś w pobliżu, to trzymają sięna dystans.- Widzisz Ciana? - Z lukiem gotowym do strzału Moira próbowała patrzeć we wszystkich kierunkach naraz.- Czujesz go?- Nie, nic nie czuję.- Blair uniosła się w siodle, by spojrzeć ponad ramieniem Moiry na Hoyta.- Uważajcie na flanki, mogą zaatakować od tyłu.Jechali w absolutnej ciszy przerywanej jedynie stukotem kopyt naścieżce.I w tym tkwił problem, pomyślała Blair.Gdzie się podziały nocneptaki? Gdzie chrobotanie i piski małych zwierząt żerujących nocą w lesie?Wiedziała, że nie tylko łowcy demonów potrafili wyczuwać wampiry.- Bądzcie gotowi - ostrzegła cicho.I wtedy to usłyszała, szczęk stali i przerazliwy wrzask.Nie musiała poganiać Larkina słowami ani piętami, sam ruszył galopem.Wyczuła je na sekundę przed tym, nim zaatakowały spomiędzy drzew.Piechota tym razem, oceniła, trochę bardziej doświadczona, z lekką bronią.Zaczęła ciąć mieczem, a wokół niej świstały strzały Moiry.Larkin kopał i miażdżył kopytami wszystko, co wpadło mu pod nogi, alewróg atakował ze wszystkich stron, rozdzielając ich, blokując drogę doTań-ca.Blair wierzgnęła, zrzucając jednego, który uczepił się jej nogi.Jest ichza dużo, pomyślała, żeby stawić im czoło.Lepiej zaatakować, zrobić wyrwę w szeregu i pogalopować do kamieni.Nagle jeden skoczył z gałęzi nad nimi i niemal ją zrzucił, ale odchyliłasię do tyłu i zablokowała cios łokciem.Moira poleciała na ziemię.Z wrza-skiem wściekłości Blair wymierzyła napastnikowi cios pięścią i już miałazeskoczyć, gdy znikąd pojawił się Cian.Złapał Moirę za ramiona i bezceremonialnie wrzucił z powrotem nagrzbiet Larkina.- Biegnij! - zawołał.- Szybko!Blair ruszyła przed siebie, płomień jej miecza wycinał ognistą ścieżkęw szeregach wroga.Miała nadzieję, że Cian był poza zasięgiem ognia.Poczuła, jak Larkin pod nią drży, a jego postać się zmienia.I nagle unosiła się na grzbiecie smoka, który pazurami rozdzierał szeregi wampirów, robiąc ogonem przejście dla Hoyta i Glenny.Blair widziała już kamienie.Pomimo że księżyc przysłoniły chmury,krąg lśnił w ciemności jak srebro.Przysięgłaby, że nawet przez szum wiatru i odgłosy walki słyszała jego śpiew.Hoyt i Glenna minęli ich w szalonym pędzie, a Larkin zanurkował za nimi między kamienie.Zeskoczyła z jego grzbietu i potarła nogę, w którą zranił ją wampir.- Przygotujcie się - rozkazała.- Cian.Zcisnęła Moirę za ramię.- Przyjdzie.Hoyt?Wyjął swój klucz, Moira zrobiła to samo.- Nie wypowiemy zaklęcia, dopóki nie przyjdzie Cian.- Moc, jakby odbita od kamieni, wydawała się pulsować z postaci Hoyta, gdy ujął dłońGlenny.- Dopóki nie staniemy się znowu kręgiem.Blair skinęła głową.Bez względu na to, jaka była moc kamieni i darów,z którymi Hoyt i Glenna przyszli na świat, ich siła leżała w jedności.Poczekają na Ciana.Odwróciła się do Larkina.- Niezła przejażdżka, kowboju.Bardzo cię boli?Przyłożył dłoń do zakrwawionego boku.- Zadrapania.A ciebie?- Tak samo.Tylko mnie drasnął.Reszta?- Damy radę.- Glenna już dotykała kojąco rany na ramieniu Hoyta.- Nadchodzi - wymruczała Moira.- Gdzie? - Hoyt złapał ją za ramię.- Nikogo nie widzę.- Tam.- Wskazała.- Już idzie.Cian był jedynie cieniem wynurzającym się z lasu, czarnym punktem na polu.- Czyż to nie była przednia zabawa? Przegrupowują się, jakby to miało im pomoc.- Na twarzy miał krew.Krew płynęła toż z jego uda.- Chodz.- Hoyt wyciągnął do niego rękę.- Już czas.- Nie mogę.- Cian uniósł dłoń i przycisnął ją do powietrza między kamieniami.- To jest dla mnie jak ściana.Jestem, czym jestem.- Nie możesz tu zostać - nalegał Hoyt.- Będziesz sam, one cię dopadną.- Nie jestem taką łatwą zdobyczą.Zróbcie, co do was należy.Ja tu zostanę i postaram się, żeby nikt wam nie przeszkadzał.- Jeśli ty zostajesz, to my też.- Larkin wyszedł poza krąg.- Jeśli ty walczysz, my także.- Doceniam twoje poświęcenie - odrzekł Cian - ale tak poważnej sprawy nie wolno zaprzepaścić przez jednego z nas.Musicie już iść.- Drugi portal.- zaczął Larkin.- Jeśli go znajdę, to postawię wam kolejkę w Geallii.- Spojrzał Hoyto-wi prosto w oczy.- Będzie, co ma być.Zawsze w to wierzyłeś i ja w pewiensposób też.Idzcie.Musicie ocalić światy.- Znajdę sposób.- Hoyt złapał brata za rękę.- Przysięgam ci, że znajdę.- %7łyczę powodzenia.- Cian zasalutował im mieczem.- Adieu.Hoyt z ciężkim sercem wrócił do kręgu i uniósł kryształ, który zalśniłw świetle księżyca.- Zwiaty czekają.Czas płynie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]