[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Co cię zresztą obchodzi LanaDrake i jej sprawy, hę?- Nic mnie nie obchodzi! Absolutnie nic! - wrzasnął Daniel tak głośno, że Alan uniósłznad gazety zdumiony wzrok.- Więc po co ta cała awantura? - spytał z właściwą sobie logiką.- Też się nad tym zastanawiam.- Stary aż promieniał, ciesząc się, że jego planzadziałał.- Twój syn zachowuje się jak pies ogrodnika, co to sam nie zje i drugiemu nie da.Mówiłem mu już kilka razy, że ta dziewczyna nie jest dla niego.Pasowaliby do siebie jakkwiatek do kożucha, ale on chyba tego nie rozumie.Danielu - zwrócił się do wnuka tonemłagodnej perswazji - po co ci taka chłodna, porządnicka damulka, która będzie płakała nadzłamanym paznokciem? Tobie potrzeba kobiety z krwi i kości, takiej, co ma temperament iobdarzy cię stadkiem zdrowych, tłustych bobasów.A Lana nie wygląda mi na taką.Zbyt ele-gancka i wychuchana jak na żonę artysty.Tego było już za wiele.Daniel junior przerwał raptownie swój niespokojny spacer popokoju i stanął przed fotelem seniora rodu.- Pozwoli dziadek, że sam będę decydował, kto do mnie pasuje, a kto nie!- Nie tym tonem, mój chłopcze! Tylko nie tym tonem! - Udając święte oburzenie,Daniel podniósł się z fotela.- Na pewno nie zaszkodzi, jeśli od czasu do czasu posłuchaszrady kogoś starszego i bardziej doświadczonego od siebie!- Ani mi się śni! - krzyknął Daniel.Patrząc na jego wzburzenie, stary z trudem powstrzymywał wybuch śmiechu, jednakbył zbyt wytrawnym graczem, żeby przedwcześnie wypaść z roli.Natomiast Alan,kompletnie zdezorientowany, przyglądał się tej scenie w milczeniu.Zdumiony patrzył, jakjego rozwścieczony syn wybiega do holu i zaczyna wołać Lanę.- Posłuchaj, ojcze - odezwał się w końcu ściszonym głosem.- Czy dowiem sięwreszcie, o co w tym wszystkim chodzi?- O nic, synu.Po prostu patrz i ucz się.Chodz, chyba nie chcesz stracić najlepszejczęści widowiska - powiedział stary i pociągnął Alana za rękaw.Ramię w ramię stanęli wprogu i obserwowali rozwój sytuacji.Lana, zaniepokojona wrzaskami na dole, szybko schodziła po schodach.SłyszącDaniela, który wołał ją coraz głośniej, zaniepokoiła się jeszcze bardziej, ale jak zwykle niedała tego po sobie poznać.Kiedy się odezwała, jej głos był chłodny i opanowany:- Dlaczego tak krzyczysz?- Szybko! Chodz tutaj! - Mocno chwycił ją za ramię i pociągnął w stronę drzwi.- Co ty wyprawiasz? Puść mnie!- Wychodzimy stąd!- Chyba ty, bo ja zostaję.- Szarpnęła się, ale niewiele to dało.Spróbowała mocniej,lecz wywołała tym skutek odwrotny od zamierzonego.Zamiast ją puścić, Daniel zareagowałw sposób, który napełnił dumą serce seniora rodu.Nie zważając na krzyki i protesty, podniósłLanę do góry, przerzucił ją sobie przez ramię i najspokojniej w świecie wyniósł na zewnątrz.- Od razu widać, że to prawdziwy MacGregor! - zawołał radośnie dziadek, lecz naglezrzedła mu mina.Niewiele myśląc, wcisnął Alanowi cygaro i szklankę z resztką whisky, poczym zaczął wycofywać się do salonu.- Słyszę twoją matkę - tłumaczył pospiesznie.-Powiedz jej, że wyszedłem na taras zaczerpnąć świeżego powietrza.Jako pierwsza pojawiła się w holu Shelby.- Dlaczego tak krzyczycie? Stało się coś? - Spojrzała pytająco na męża, który z dośćzagadkową miną stał w przejściu pomiędzy holem a salonem.Gdy dostrzegła w jego dłonidymiące cygaro, zdziwiła się jeszcze bardziej.- Ty znowu palisz? Od kiedy?Ponieważ nie odpowiadał, przeszła obok niego, zajrzała do pustego salonu i dopierowtedy zaniepokoiła się nie na żarty.- Alan, powiedz mi wreszcie, co się stało.Gdzie Daniel, Lana, ojciec? Dokąd oniwszyscy poszli?- No cóż.- Alan przez chwilę oglądał uważnie cygaro, jakby chciał zebrać myśli.Wrzeczywistości zastanawiał się, czy powinien spróbować, jak smakuje tytoniowy dym, czy teżlepiej nie kusić losu.Najwyrazniej doszedł do wniosku, że odrobina mu nie zaszkodzi, boostrożnie wsunął cygaro do ust, dokładnie w chwili, gdy w salonie pojawiła się jego matkapod ramię z ciotką Martą.- Alan! - zniecierpliwiła się Shelby.- Mówże wreszcie, co się stało!- %7łałuj, że tego nie widziałaś.- Alan uśmiechnął się na wspomnienie scen sprzed kilkuchwil.- Zaczęło się od tego, że ojciec sprowokował Daniela, mówiąc mu, że Lana nie jest dlaniego.Oczywiście nasz syn natychmiast zaczął się ciskać i, koniec końców, porwał Lanę iwyniósł z domu.- Wyniósł z domu! - powtórzyły panie zgodnym chórem, a ciotka Marta aż przysiadałaz wrażenia na brzegu fotela.Jedną ręką chwyciła się za serce, a drugą zaczęła ocierać łzy,które jak na zawołanie popłynęły po jej policzkach.- Wyniósł ją - powtórzyła rozmarzonym głosem.- A ja tego nie widziałam.Jakaszkoda! Skoro ją wyniósł, to chyba już nam niewiele brakuje do pełni szczęścia - westchnęłarozpromieniona, ale czując na sobie pytający wzrok przyjaciółek, powstrzymała się oddalszych wywodów.- Co masz na myśli? - zapytała podejrzliwie Anna.- No.nic.chciałam tylko powiedzieć, że
[ Pobierz całość w formacie PDF ]