[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przy tak zniszczonej broni nie było sensu ryzykować strzału międzyoferujące mnóstwo kryjówek skały.Celował w mokry brzeg, w miejsce, gdzie kilka minuttemu zszedł do wody.Było oddalone o niecałe dziesięć metrów, odkryte.Zlewający się z tłem prześladowca docierał już do wybranego przez Matta miejsca,powoli wychodził spomiędzy skał.Poruszał się nisko pochylony, obserwując przeciwległybrzeg.Nie było tam mokrych śladów, więc skierował wzrok w dół strumienia.Matt byłpewny, że zastanawia się, czy tak jak poprzednio, w mniejszym strumieniu, zwierzyna uciekław dół nurtu.Zabójca nieco się wyprostował, aby sprawdzić, w którym kierunku płynie woda.Był wysoki, zbudowany jak futbolista.Matt położył palec na spuście i użył całej siły przedramienia oraz barku doustabilizowania broni.Chyba jakiś wewnętrzny głos ostrzegł mężczyznę, bo odwrócił w jegostronę bladą, zaskoczoną twarz.Zobaczył skierowaną w siebie lufę w momencie, gdy Mattpociągnął za spust.Huk wystrzału w maleńkiej przestrzeni był ogłuszający.Szarpnięcie niemal wyrwałoMattowi karabin z rąk.Coś śmignęło mu z wizgiem koło ucha, ale zignorował to.Koncentrował się jedynie na celu.Mężczyzna poleciał do tyłu jak pchnięty w pierś.Pistolet wypadł mu z dłoni, szerokorozpostarł ramiona na boki.Uderzył plecami o granitowy występ i usiadł ciężko.Jeszcze zanim dotknął pośladkami podłoża, Matt wyskoczył ze swojej kryjówki.Szarpnął za dzwignię do repetowania, aby wyrzucić łuskę z komory, ale broń byłazakleszczona.Nie pomogło ponowne, jeszcze silniejsze pociągnięcie.Uszkodzenie bronimusiało być poważniejsze, niż początkowo sądził.Miał szczęście, że karabin nie wypalił muw twarz.Pobiegł w dół strumienia, do postrzelonego przeciwnika.Choć prawie powalony,mężczyzna próbował ściągnąć z ramienia strzelbę.Był to wyścig o czas, o każdy ułameksekundy, ale prąd strumienia wspomagał teraz Matta, który niemal przefrunął dziesięć metrówi wyskoczył z wody.Spóznił się jednak.Lufa strzelby tamtego była skierowana w jego pierś.Lecąc w powietrzu, szarpnął ciałem w bok i zamachnął się zniszczonym karabinemjak pałką.Gdy mężczyzna strzelił, Matt poczuł, jak metal uderza o metal.Jego ramię smagnąłpiekący ból.Krzyknął i w tym momencie wpadł na przeciwnika.Miał wrażenie, jakby skoczył naceglany mur.Jego prześladowca miał nad nim przynajmniej piętnaście kilo przewagi.Naszczęście impet uderzenia wytrącił mu strzelbę z rąk.Broń z klekotem pomknęła po skale iwpadła do strumienia.Matt odtoczył się na bok i zamachnął się nogą w kierunku twarzy mężczyzny, aletamten się uchylił.Postrzał w pierś najwyrazniej niewiele mu zaszkodził.Nie było nawetwidać krwi.Kevlarowa kamizelka, pomyślał Matt.Zabójca przykucnął w odległości ramienia, jego twarz była wściekłą maską.Dłubałpalcem w dziurze na piersi munduru.Mimo wszystko boli jak cholera, prawda, palancie?Błysnął metal i w drugiej dłoni mężczyzny pojawił się sztylet.Był to nóż bojowyArmii Szwajcarskiej.Matt uniósł karabin niczym miecz.Jego ramię płonęło, ale nie zważał na ból.Stanąłbokiem, aby przeciwnik miał jak najmniejszą powierzchnię do uderzenia.Mężczyzna uśmiechnął się dziko, w jego oczach płonęła żądza krwi.Miał idealnierówne i białe zęby.Niezależnie od tego, dla kogo pracował, w jego firmie była świetna opiekastomatologiczna.Nagle bez ostrzeżenia zanurkował na Matta, trzymając nisko sztylet, fachowo,profesjonalnie.Drugą rękę uniósł, aby sparować karabin Matta.Matt tanecznym krokiem odskoczył do tyłu.Wolną dłonią wyszarpnął z kabury przypasie spray z pieprzem i odsunął kciukiem pokrywkę, po czym odwrócił się i puścił piekącystrumień.Ponieważ urządzenie było przeznaczone do odstraszania niedzwiedzi, miało zasięgsześciu metrów.Strumień pieprzu trafił napastnika prosto w twarz.Efekt był taki, jakby wystrzelono w niego z niewielkiej odległości kulę armatnią.Zabójca padł na kolana i odrzucił głowę do tyłu, zapominając o sztylecie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]