[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeden z nich trzymał w ręku zdjęcie.Przechodzili odkasy do kasy, pokazując fotografię urzędnikom. Szukają mnie.Ten cholerny kierowca na mnie doniósł.Ruchomymi schodami wjeżdżali na górę świeżo przybyli pasażerowie.Luciazmieszała się z tłumem zmierzających do wyjścia i opuściła dworzec.Szła brukowanymi uliczkami Avila, bojąc się zwrócić na siebie uwagę.Skręciła w*"Warten Sie, bitte - (niem.) Proszę zaczekać.*""Pasteleria - (hiszp.) cukiernia.Calle de la Madre Soledad, z granitowymi budynkami o kutych z żelaza balkonach i wreszciedotarła do Plaża de la Santa.Tam usiadła na ławce, starając się wymyślić, co robić dalej.Wparku, jakieś sto metrów od niej, siedziało kilka kobiet i par, korzystających zpopołudniowego słońca.Po chwili nadjechał samochód policyjny.Zatrzymał się na odległym końcu skweru.Zwozu wysiadło dwóch policjantów.Podeszli do jednej z siedzących samotnie kobiet i zaczęliją wypytywać.Lucia poczuła, jak jej serce przyspiesza.Zmusiła się, żeby wstać powoli, z walącym sercem odwróciła się od przedstawicieliwładzy i odeszła.Następna ulica nazywała się zupełnie niewiarygodnie ulica %7łycia iZmierci. Ciekawe, czy to znak.Umieszczone na placu kamienne Iwy z wywieszonymi językami, ożywionerozgorączkowaną wyobraznią dziewczyny, zdawały się kłapać na nią zębami.Na wprostmiała wielką katedrę o fasadzie ozdobionej medalionem, na którym wykuto młodą kobietę iszczerzącą zęby czaszkę.Każdy powiew wiatru tchnął śmiercią.Lucia usłyszała bicie kościelnych dzwonów i przez otwartą bramę miejską spojrzałana wzgórze.Tam, daleko, wysoko na zboczu, wznosiły się mury klasztoru.Stanęła izapatrzyła się na nie.- Czemu do nas przychodzisz, córko? - łagodnie zapytała wielebna matka Betina.- Potrzebuję schronienia.- I postanowiłaś poszukać go u Boga? Dokładnie.- Tak.- Lucia zaczęła improwizować.- Zawsze tego pragnęłam - poświęcić życie nachwałę Bożą.- W duchu wszyscy tego pragniemy, czyż nie, córko? Jezu, ona naprawdę to kupuje- pomyślała Lucia uszczęśliwiona.- Musisz zrozumieć, że reguła cysterek jest najsurowszą ze wszystkich, moje dziecko.Jesteśmy całkowicie odizolowane od świata zewnętrznego - ciągnęła wielebna matka.Słowa te były muzyką dla uszu dziewczyny.- Wchodzące w te mury ślubują nigdy ich nie opuścić.- - Nie będę chciała stąd odejść - zapewniła swą rozmówczynię Lucia.- Przynajmniejprzez ładnych kilka miesięcy.Wielebna matka wstała.- To poważna decyzja.Proponuję, żebyś wróciła do siebie i przemyślała wszystkogruntownie, zanim ją podejmiesz.Lucia poczuła, że sytuacja wymyka się jej spod kontroli, i wpadła w panikę.Nie miaładokąd pójść.Jedyną nadzieję ' dawało pozostanie za tymi murami.- Już o tym myślałam - odparła pospiesznie.- Proszę mi wierzyć, wielebna matko, żenie pragnę niczego innego.- Spojrzała zakonnicy prosto w oczy.- Najbardziej na świeciechcę tu zostać.- W głosie Lucii zadzwięczała szczerość.Wielebna matka nie wiedziała, co począć.W tej młodej kobiecie było jakieśwzburzenie i szaleństwo, a to napawało niepokojem.A z drugiej strony, czy nie dlategowłaśnie przybyła tutaj, gdzie jej duszę ukoją modlitwy i medytacja?- Czy jesteś katoliczką?- Tak.Wielebna matka ujęła staromodne, gęsie pióro.- Powiedz mi, jak się nazywasz, dziecko.- Lucia Car.Roma.- Czy twoi rodzice żyją?- Ojciec.- Czym się zajmuje?- Był biznesmenem.Przeszedł na emeryturę.- Pomyślała o tym, jaki był blady iwyczerpany, gdy widziała go po raz ostatni, i przeszył ją gwałtowny ból.- Masz braci lub siostry?- Dwóch braci.- Czym się zajmują? Lucia zdecydowała, że musi wzmocnić swoją pozycję.- Są księżmi.- Wspaniale.Dokładny wywiad trwał trzy godziny.W końcu wielebna matkapowiedziała:- Znajdę ci miejsce na noc.Rano rozpoczniesz nauki, a jeśli po ich ukończeniu niezmienisz zdania, wstąpisz do zakonu.Ale ostrzegam cię, że droga, którą wybrałaś, jest bardzotrudna.- Proszę mi wierzyć - z pełnym przekonaniem odparła Lucia - że nie mam wyboru.Nocny wiatr, przemykający przez leśną porębę, był delikatny i ciepły.Lucia spała.Znajdowała się na przyjęciu w pięknej wilii, razem z ojcem i braćmi.Wszyscy wspaniale siębawili, dopóki do pokoju nie wszedł obcy, który zapytał: Co tu, do diabła, robicie?.Pogaszono lampy i jasny snop światła padł jej na twarz.Wtedy obudziła się i usiadła,oślepiona blaskiem.Zakonnice otaczało kilku mężczyzn.Ze światłem bijącym jej prosto w oczy, Lucialedwie mogła dostrzec ich sylwetki.- Kim jesteście? - powtórzył mężczyzna.Głos miał głęboki i surowy.Lucia całkiem się już rozbudziła i z miejsca oprzytomniała.Była w pułapce.Ale ciludzie nie należeli do policji, bo policjanci wiedzieliby, z kim mają do czynienia
[ Pobierz całość w formacie PDF ]