[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jêkn¹Å‚em. A wiêc ten kris jest nielegalny? Tak legalny jak wszystko inne. Nie powiedziaÅ‚em. To jest lewy kris.Prywatny kris Da-miana.Czego on chce? Wojny domowej? Szandor po prostu nie uznaorzeczenia. Wtedy, gdy ja stan¹Å‚em przed s¹dem, to te¿ byÅ‚ prywatny krisDamiana.Wtedy, gdy skazali mnie za uprowadzenie statku z Kalimaka.Pamiêtasz? Załó¿my, ¿e te¿ nie uznaÅ‚bym orzeczenia? Załó¿my, ¿e po-wiedziaÅ‚bym to nie jest uczciwy proces, to jest lewy kris, kontrolujego Damiano? I co, poprawiÅ‚oby to moj¹ sytuacjê? Co by mi to daÅ‚o? Ale to byÅ‚ legalny kris.To byÅ‚ Wielki Kris Galgali, na ranyChrystusa! Jego orzeczenia s¹ dla nas prawem! Ten zaS kris Damia-na, ten kris z Marajo & Szandor mo¿e powiedzieæ, ¿e to nie jestprawdziwy kris, wiêc nie podporz¹dkuje siê orzeczeniu. Nie martw siê.Ju¿ jest i tak po wszystkim. Nie, dla mnie nie jest. Po wszystkim! powtórzyÅ‚ Walerian rozmarzonym gÅ‚osem.Znowu odpÅ‚ywaÅ‚, ukÅ‚adaÅ‚ siê poziomo w powietrzu.StawaÅ‚ siêcoraz bardziej przezroczysty, a¿ wreszcie zostaÅ‚a tylko delikatna zie-lonkawa poSwiata zawieszona pod sufitem. Wtedy byÅ‚o naprawdê xle powiedziaÅ‚. Wtedy, gdy przy-wiedli mnie pod s¹d.ZaczynaÅ‚ wêdrówkê dalej w przeszÅ‚oSæ.TraciÅ‚ koncentracjê.Niepowinienem byÅ‚ mu pozwoliæ na zmianê tematu.JeSli raz zacznie292przesuwaæ siê w czasy tego procesu, mogê nie byæ w stanie przywo-Å‚aæ go tu z powrotem. Jakubie, to byÅ‚a najgorsza godzina mojego ¿ycia.NaprawdêcierpiaÅ‚em.Pamiêtasz, jak fatalna byÅ‚a wtedy sytuacja.BezmySnie przesuwaÅ‚ po zÅ‚otej Scianie swymi widmowymi rê-kami, jakby chciaÅ‚ wyrwaæ jej fragment.WydawaÅ‚o siê, ¿e jest bar-dzo daleko mySlami. Walerian zawoÅ‚aÅ‚em. Pamiêtasz? Naprawdê cierpiaÅ‚em. OczywiScie, ¿e pamiêtam.Ale zasÅ‚u¿yÅ‚eS na to.To prawda.CierpiaÅ‚ wtedy.Niemal odchodziÅ‚ od zmysłów zestrachu.StaÅ‚ w obliczu caÅ‚kowitej ruiny, i doskonale zdawaÅ‚ sobiez tego sprawê.Wtedy jeden jedyny raz widziaÅ‚em go w tak ¿aÅ‚o-snym stanie.CaÅ‚a brawura i pewnoSæ siebie uszÅ‚y z niego, jak po-wietrze z przekÅ‚utego balonu.Ale po co teraz do tego wracaæ? Mu-siaÅ‚em dowiedzieæ siê wiêcej o Szandorze, o Imperium, o wszyst-kim, co dziaÅ‚o siê za zÅ‚otymi Scianami mojej celi, a on mi tutajopowiada o przera¿eniu i bólu, jakie odczuwaÅ‚ podczas tego odle-gÅ‚ego procesu.Najwiêkszym kÅ‚opotem z takimi egocentrykami jakWalerian jest to, ¿e nie potrafi¹ skupiæ siê przed dÅ‚u¿szy czas nasprawach innego czÅ‚owieka, choæby nie wiem jak wa¿nych.Wci¹¿ rozpamiêtywaÅ‚ swój proces. Sposób, w jaki na mnie wtedy patrzyÅ‚eS& jakbym byÅ‚ wro-giem, zdrajc¹, gajo& Ale zostaÅ‚eS uÅ‚askawiony przypomniaÅ‚em mu. Mo¿e bySju¿ stamt¹d wróciÅ‚, co? Nie mogê z tob¹ rozmawiaæ, dopóki dryfu-jesz gdzieS w tamtych czasach. ZdaÅ‚em sobie sprawê, ¿e mówisz powa¿nie, ¿e naprawdê chceszpostawiæ mnie przed s¹dem.I ukaraæ.Jakubie nie mogÅ‚em uwierzyæ,¿e przytrafia siê to wÅ‚aSnie mnie. Zejdziesz tu wreszcie? I potem wszyscy ci zeznaj¹cy przeciwko mnie, moi przyjacie-le, moi kuzyni& Hej, Walerianie! To ju¿ jest historia. Historia? Jego gÅ‚os byÅ‚ bardzo odlegÅ‚y.Czy to mo¿liwe, ¿ebynawiedzaÅ‚ w trakcie nawiedzania? Czy¿by skoczyÅ‚ teraz znów doswojego procesu i jeszcze raz go prze¿ywaÅ‚? ZastanawiaÅ‚em siê, jakczêsto tam powraca? Jego wielka trauma.Jego gehenna.Walerian pochwyciÅ‚ wtedy o jeden statek za du¿o.NiewÅ‚aSciwystatek.MusiaÅ‚ ponieSæ za to karê.Ale mimo to zrobiÅ‚o mi siê go ¿al.293I w ostatniej chwili uratowaÅ‚em go przed najwy¿sz¹ kar¹, jaka mo¿espotkaæ Roma. Jakub? mamrotaÅ‚. Jakub.BaÅ‚em siê.Wiesz, ¿e wtedy na-prawdê siê baÅ‚em. Wiem.Teraz nie miaÅ‚em ju¿ ¿adnych szans, by nakÅ‚oniæ go do rozmo-wy o aktualnych sprawach Królestwa.Ani w ogóle do ¿adnej po-wa¿nej rozmowy.TraciÅ‚em go. Czy wtedy wÅ‚aSnie zdecydowaÅ‚eS siê mnie uÅ‚askawiæ? GdyzobaczyÅ‚eS mój strach? UznaÅ‚em, ¿e wycierpiaÅ‚eS zbyt wiele odparÅ‚em. Naprawdê cierpiaÅ‚em powiedziaÅ‚ z bardzo, bardzo daleka.I naprawdê siê baÅ‚em.MySlaÅ‚em, ¿e mnie odepchniecie.¯e ju¿ ni-gdy nie usÅ‚yszê ani sÅ‚owa w romskim.¯e nie usÅ‚yszê ju¿ SmiechuRoma, takiego jakim potrafi siê Smiaæ tylko Rom.Jakubie wiesz, coby to oznaczaÅ‚o.Rozumiesz, o czym mówiê? OczywiScie, ¿e rozumiem.UcichÅ‚.Prawie ju¿ nie mogÅ‚em go dostrzec.ByÅ‚ ju¿ tylko zaled-wie cieniem wysoko w górze.ByÅ‚em pewien, ¿e opuszczaÅ‚ mnie.ChciaÅ‚em go zabiæ.Zabiæ ducha? Sukinsyn! Przychodzi tutaj i wy-konuje te wariackie pl¹sy miêdzy przeszÅ‚oSci¹, teraxniejszoSci¹ i przy-szÅ‚oSci¹, a potem tylko mnie rozdra¿nia, nie przekazuj¹c ¿adnej wa¿-nej wiadomoSci.WiedziaÅ‚em, ¿e za moment zniknie.A ja nie byÅ‚emwiele m¹drzejszy ni¿ przed jego przybyciem.Nie.MyliÅ‚em siê.Nagle znów rozbÅ‚ysÅ‚ peÅ‚nym blaskiem.SpÅ‚y-n¹Å‚ na dół, ku mnie, a jego stopy prawie dotykaÅ‚y zÅ‚otej podÅ‚ogi.OtoczyÅ‚a go kula zielonkawych iskierek.Znów rozpieraÅ‚a go zwykÅ‚aenergia i witalnoSæ.Powietrze wokół niego jonizowaÅ‚o siê.StaliSmytwarz¹ w twarz, nos w nos.Walerian napieraÅ‚ na mnie.Ta nagÅ‚a zmiana zdumiaÅ‚a mnie. Jakubie! zawoÅ‚aÅ‚ oskar¿ycielsko. Teraz twoja kolej! Roz-mawialiSmy o strachu, tak? O moim strachu, wtedy na procesie.Aleteraz to ty siê boisz!Wytr¹ciÅ‚ mnie z równowagi.ByÅ‚em zaskoczony, zmieszany.W gÅ‚owie zaszumiaÅ‚o mi gwaÅ‚townie.Walerian wydaje siê bardzo gruboskórny, ale czasem w najmniejspodziewanym momencie mo¿e zaskoczyæ zdolnoSciami empatycz-nymi. Bojê? Czego? Nie wiem.Mo¿e Szandora.294Potrz¹sn¹Å‚em gÅ‚ow¹. Nie.Jego nigdy siê nie baÅ‚em.Nie bojê siê go i teraz. Dobrze.Tak trzymaj.Niech odwaga ciê nie opuszcza.PoczuÅ‚em, ¿e moja zÅ‚oSæ na niego znika. Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]