[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet leżący na skraju drogikurz zdawał się lśnić i migotać.Z oddali, z małych satelickich miasteczek, promieniowałaniezwykła magia.Ale już zbliżali się do grupy większych miast.Właśnie na horyzonciepokazały się olbrzymie czarne wieże Erstud Grand, ciemniejąca na wschodzie plama to byłopewnie Minimool, a najbardziej na zachodzie należało się domyślać miasta Hoikmar,słynącego z otaczających je kanałów i objazdów.Valentine zamrugał, czując łzy wzbierające w oczach.Wskazał na maleńką harfęCarabelli i powiedział:- Zaśpiewaj mi coś.Carabella uśmiechnęła się i wzięła harfę do ręki.- Zpiewaliśmy to w Tilomon, kiedy Góra Zamkowa była opowiastką z książki, zaledwieromantycznym marzeniem.Daleko na wschodzie niezwykły jest kraj,Którego przenigdy nie ujrzy z nas nikt.Tam miasta się wznoszą, trzykrotnie po trzy,Cudami rozkwita wyniosły ten szczyt.Na Górze Zamkowej, skąd Moce władają,Gdzie uczty, zabawy bez końca.Urwała w pół tonu i odłożyła harfę.Odwróciła twarz.- Co się stało, ukochana? - spytał Valentine.Carabella potrząsnęła głową.- Nic.Zapomniałam słów.- Carabello?- Nic mi nie jest, przecież mówię!- Proszę.Spojrzała na niego oczami pełnymi łez, zagryzając wargi.- Tutaj jest tak wspaniale, Valentine - wyszeptała.- I tak dziwnie.tak strasznie.- Wspaniale, to prawda, ale nie strasznie.- To wszystko jest piękne, wiem.I większe, niż sobie wyobrażałam.Te miasta, góry, tanajwyższa góra, wszystko jest cudowne, wszystko.Ale.ale.- Mów dalej, proszę.- Ty wracasz do domu, Valentine! Do przyjaciół, do rodziny, do twoich.twoich, jakmyślę, ukochanych.Po zwycięskiej wojnie otoczą cię kołem, porwą na uczty i ceremonie,i.- Urwała.- Przyrzekłam sobie nie mówić ci o tym.- Mów Carabello, mów dalej.- Mój panie.- To brzmi zbyt oficjalnie, Carabello.- Ujmując jej dłoń zauważył kątem oka, żeShanamir i Zalzan Kavol przesiedli się do tylnej części wozu i odwrócili od nich plecami.Carabella wyrzuciła z siebie potok słów.- Mój panie, kiedy znów znajdziesz się między księżniczkami i damami z GóryZamkowej, co stanie się z żonglerką z Tilomon?- Czy dałem ci jakikolwiek powód, byś mogła sądzić, że cię porzucę?- Nie, mój panie, lecz.- Mów do mnie Valentine, proszę cię.Lecz co?Policzki Carabelli zaróżowiły się.Wysunęła rękę z jego dłoni i przesunęła niąniespokojnie po ciemnych błyszczących włosach.- Twój diuk Heitluig, wczoraj, widział nas razem, widział, jak, mnie obejmujesz.Valentine! Ty nie zauważyłeś jego uśmiechu! Poczułam się tak, jakbym była twoją zabawką,dziewczyną na jeden wieczór, bawidełkiem, które można wyrzucić, kiedy się znudzi.- Chyba zbyt wiele wyczytałaś z jednego uśmiechu - spokojnie odparł Valentine,chociaż on też go zauważył i, co więcej, zmartwił się nim.Dla Heitluiga, o czym dobrzewiedział, i dla innych przedstawicieli jego stanu Carabella była jedynie wywodzącą się zgminu nałożnicą, w najlepszym wypadku zasługującą na wzgardę.Na Górze Zamkowej,kiedy był tam w poprzednim wcieleniu, taka różnica klas byłaby czymś nie do przyjęcia, leczon, od kiedy opuścił Zamek, miał inną wizję świata.Lęki Carabelli, choć uzasadnione, narazie jednak trzeba odsunąć na bok.Zmierzy się z tym problemem we właściwym czasie.Teraz stoją przed nim inne wyzwania.Powiedział spokojnie:- Heitluig za bardzo lubi wino.a poza tym jest nieokrzesany.Nie przejmuj się nim.Kiedy znów będę Koronalem, zajmiesz na Zamku miejsce wśród najwyższych i nikomu nieprzyjdzie do głowy, by cię zlekceważyć.A teraz skończ tę piosenkę.- Kochasz mnie, Valentine?- Kocham cię, lecz kiedy masz czerwone i zapuchnięte oczy, moja miłość trochęsłabnie.Carabella prychnęła ze złością.- W ten sposób mówi się do dziecka! To tak mnie traktujesz? Valentine wzruszyłramionami.- Traktuję cię jak kobietę, do tego uroczą i mądrą.Ale co, według ciebie, miałbymodpowiedzieć na pytanie, czy cię kocham?- %7łe mnie kochasz.Nie musisz tego ozdabiać dodatkowymi słowami.- Przepraszam i obiecuję poprawę.Zaśpiewasz mi wreszcie? - Jeśli sobie życzysz.-odpowiedziała Carabella uderzając w struny.Minęli Wolne Miasta i wyjechali na otwartą przestrzeń.Valentine wybrał gościniecPinitor, wijący się między Erstud Grand i Hoikmarem przez pustynną okolicę skalistychpłaskowyży, znaczoną z rzadka rozsianymi zagajnikami drzew ghazan.Te drzewa, o grubychszarawych pniach i powykręcanych sękatych konarach, żyły dziesięć tysięcy lat, a kresżywota obwieszczały delikatnymi westchnieniami.W tak surowym i majestatycznymotoczeniu Valentine i jego armia mogli duchowo przygotować się do oczekujących ichtrudów.Jak dotychczas, nie napotkali oporu.- Pozwolą ci dojść aż ponad Miasta Strażnicze - powiedział Heitluig.- Miejsca ubywa zkażdym krokiem, a w nierównym, pofałdowanym terenie nietrudno im będzie zastawićpułapkę.Valentine zatrzymał wojsko i zwołał naradę dowódców w pustynnej, otoczonej turniamidolinie, skąd do leżącego na wschodzie Erstud Grand mieli jeszcze około dwudziestu mil.Wieści, przyniesione przez patrole zwiadowcze, legły mu na sercu ołowianym ciężarem:szeroka i płaska równina o powierzchni setek mil kwadratowych, leżąca poniżej jednego zWewnętrznych Miast, Bombifale, była wypełniona olbrzymią armią, morzem wojowników.Większość tej armii stanowiła piechota, ale wrogie wojsko dysponowało również ślizgaczami,regimentem jazdy i korpusem bojowych mollitorów, masywnych niczym czołgi, przynajmniejdziesięć razy liczniejszym od oddziału, który oczekiwał w zasadzce nad rzeką Glayge.Valentine nie okazał przygnębienia.- Mają dwudziestokrotną przewagę - rzekł.- Uważam, że jest to korzystne dla nas.Armia takich rozmiarów musi być niezdarna i nie potrafi nikomu zagrozić.Należy tylkożałować, że nie zebrali jeszcze większych sił.- Popukał palcem w leżącą przed nim mapę.-Obozują tutaj, na równinie Bombifale, i z pewnością śledzą nasze ruchy.Przypuszczająprawdopodobnie, że pokusimy się o sforsowanie przełęczy Peritole, wobec czego tamwystawią najsilniejsze posterunki.A my rzeczywiście pójdziemy w stronę przełęczy.- Niezważając na jęk dezaprobaty, jaki się wyrwał z piersi Heitluiga, ani na pełne wyrzutuspojrzenie Ermanara, Valentine kontynuował: - Wróg pchnie tam jeszcze większe siły, a razwprawiona w ruch potężna machina nie zdoła przegrupować się w marszu i ruszyć w pogońza nami, bo my w tym czasie zakręcimy i przejeżdżając przez sam środek opustoszałegoobozu udamy się wprost do Bombifale.Stamtąd, przez nikogo nie zatrzymywani, ruszymyprzez Górny Morpin, drogą, która doprowadzi nas do Zamku.Czy są pytania?- A co zrobimy, jeśli się okaże, że między Bombifale a Górnym Morpinem oczekuje nasdruga armia? - spytał Ermanar.- Odpowiem ci, kiedy będziemy za Bombifale.Jeszcze jakieś pytania?Popatrzył po zebranych, ale nikt się już nie odezwał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]