[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ku memu zaskoczeniu Guthrie przyszedł mi zpomocą.Gdy zmagaliśmy się z turkoczącą płachtą, ktoś wychynął z cienia i w migotliwym blasku ogniazobaczyłem Camerona.Patrzył na zwłoki.- Bo\e święty - wyszeptał.Przełknął ślinę i podskoczyło mu jabłko Adama.- Mogę w czymś pomóc?Nie był ju\ pompatyczny i napuszony, i pomyślałem, \e dopiero teraz zdał sobie sprawę, co jeststawką w tej grze.Pewnie dałbym mu coś do roboty, ale Guthrie zbył go szyderczym mruknięciem.- Jasne, pierdol to wszystko, tak jak zwykle.Cameron zachwiał się jak po ciosie.Bez słowa odwrócił się i wyszedł ze stoczni wraz z innymi.Wnormalnych okolicznościach mo\e i bym mu współczuł, ale teraz miałem na głowie wa\niejsze rzeczy.Musieliśmy podjąć decyzję, co zrobić ze zwłokami, ale najpierw trzeba je było przykryć.Gdy ju\rozło\yliśmy prześcieradło, Guthrie bez pytania pomógł mi narzucić je na zwęglone ciało.- Kto to jest?Mo\e tylko to sobie wyobraziłem, ale w jego głosie zabrzmiała nuta strachu.Nie odpowiedziałem.Pokręciłem głową i mocniej naciągnąłem prześcieradło.Ale cię\ki ucisk, który czułem w sercu, mówił mi, \e Maggie trafiła w końcu na pierwsze stronygazet.Po\ar prawie się dopalił.Z łodzi pozostał tylko stos roz\arzonego popiołu i spowitych rozedrganymipłomykami węgielków.Podsycane wiatrem, przez jakiś czas niespokojnie migotały, lecz ogień szybko gasłpobity własną furią i wysiłkami wyspiarzy.Wejście do stoczni było teraz przegrodzone \ałosnym kawałkiempolicyjnej taśmy, ju\ ostatnim.Przywiązany do dwóch słupków trzepotał się jak ptak i był tylko symbolicznąprzeszkodą.Większość mieszkańców miasteczka wróciła do domów.Brody poprosił Ellen, \eby obudziła Frasera,i niedługo potem sier\ant pojawił się na pogorzelisku wymięty, potargany i za\enowany.Burczał, \epowinienem był ściągnąć go z łó\ka, ale nikt nie miał nastroju wysłuchiwać jego wymówek.Postanowiliśmy przenieść zwłoki do warsztatu.Wcią\ nie wiedzieliśmy, kiedy przyjedziedochodzeniówka, a przepis mówiący, \e miejsce przestępstwa powinno pozostać nienaruszone, nie miał turaczej zastosowania.Po stoczni kręciły się dziesiątki ludzi, ciało wywleczono drągami z ognia i nie musiałemsię ju\ martwić, \e zniszczę jakieś dowody rzeczowe.Chciałem przyjrzeć mu się pózniej, tymczasem jednakmusieliśmy je gdzieś zło\yć.Było spalone nie do rozpoznania, ale chyba nikt nie miał ju\ wątpliwości, do kogo nale\ało.Maggiewcią\ się nie pokazywała i mimo jej wad na pewno nie zostawiłaby babki samej.Guthrie i Kinross przenieślizwłoki na brezencie i poło\yli je pod tylną ścianą.Guthrie, przybity i powa\ny, od razu poszedł do domu.Ale Kinross iść nie chciał.- Najpierw posłucham, co ma nam do powiedzenia. Ruchem głowy wskazał ponurą Karen Tait i jejcórkę.Brody nie zaprotestował i chyba domyślałem się dlaczego.Gdyby spróbował ją przesłuchać on czyFraser, Karen mogłaby się sprzeciwić, ale Kinross to zupełnie inna sprawa.Był stąd, był wyspiarzem tak jakona, i wątpiłem, \eby Karen próbowała coś przed nim ukryć.Siedziały obie przy stoliku, przy którym po południu kumple Kinrossa grali w karty, i nie widziałystamtąd zwłok.Mary miała tępą bezmyślną minę i natychmiast przypomniało mi się, jak stała pod moimoknem.Kazano jej zdjąć kurtkę.Wło\ono ją do worka i le\ała teraz zamknięta w baga\niku policyjnegorangę rovera.W kieszeniach nic nie było, nie znalezliśmy równie\ plam krwi czy rozdarć, mimo to Frasermusiał zatrzymać ją do badań mikroskopowych.Kiedy patrzyłem, jak Mary ją zdejmuje, wydawało mi się,\e materiał nieco wyblakł, \e jaskrawa czerwień jest ju\ tylko czerwienią wypłowiałą i znoszoną.Kinross dał jej swój sztormiak.Nie zwa\ając na zimno, pomógł jej się ubrać i zrobił to niemal zczułością.Ale cała czułość zniknęła, gdy spojrzał na jej matkę.Nie chcąc na nas patrzeć, Karen Tait wbiła wzrok w po przypalany papierosami blat stołu.Brodyusiadł naprzeciwko, odruchowo przejmując śledztwo.Fraser nie zaprotestował.Inspektor był zmęczony, leczgłos miał świe\y i donośny.- Dobrze, Karen - zaczął.- Skąd Mary wzięła tę kurtkę? Karen milczała.- Wszyscy wiemy, \e to kurtka Maggie Cassidy Więc dlaczego Mary ją nosi?- Przecie\ mówię, \e to jej - odparła głucho Karen i drgnęła, gdy Kinross grzmotnął pięścią w stół.- Nie ł\yj! Wszyscy widzieli, jak Maggie ją nosiła!- Spokojnie - warknął Fraser, lecz zamilkł, gdy Brody leciutko pokręcił głową.- Widziałaś, co się tam paliło - ciągnął Kinross ni to ostrzegawczo, ni prosząco.- Na litość boskąpowiedz, skąd Mary jama!- To jej kurtka, naprawdę!- Do kurwy nędzy, przestaniesz wreszcie kłamać czy nie? I nagle Karen pękła.- Nie wiem! Dopiero dzisiaj ją zobaczyłam! Przysięgam, Bóg mi świadkiem! Musiała ją gdzieśznalezć.- Gdzie?- Skąd mam wiedzieć? Przecie\ wiesz, jaka ona jest.Aazi po całej wyspie.Wszędzie mogła jąznalezć.- Chryste, Karen.- szepnął z odrazą Kinross.- To dobra kurtka! Nie stać mnie na taką! Myślisz, \e ją wyrzucę? I nie patrz tak na mnie! Jakchciałeś do mnie przyjść, nie obchodziło cię, \e Mary gdzieś się włóczy!Niewiele brakowało i Kinross by się na nią rzucił, ale Brody poło\ył mu rękę na ramieniu.- Spokojnie.Musimy się dowiedzieć, skąd ją ma.- Spojrzał na Karen.- O której Mary wyszła?- Nie wiem - mruknęła.- Jak wróciłam z hotelu, ju\ jej nie było.- O której pani wróciła?- O wpół do dwunastej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]