[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wdech, wydech, wdech.Kaszel.Zkorytarza do kuchni wpełzła smuga dymu.Potem z gara\u doleciał przytłumiony odgłos wybuchu.Eksplodowała puszka farby, WD-40 lub jakiegoś rozpuszczalnika.Byłoby naprawdę zabawne, gdybydom Hanlona spłonął razem ze mną przed przy byciem pogotowia.Czasami ten wielki rosyjskiniedzwiedz bierze nad tobą górę.Powiedziałem sobie, \e powinienem się przedostać do drzwi wejściowych, bo sanitariusze mogąmnie nie znalezć.Przewróciłem się na kuchenną podłogę tak, \e ległem na brzuchu z głową uniesioną okilka cali nad wykładziną, opierając ciało na łokciach.Wśród tego dymu lepiej trzymać się ziemi.Terazju\ bez przerwy kaszlałem, ka\dy oddech wyrywał ze mnie zduszone charknięcia.Unosząc się nałokciach, przeczołgałem się przez kuchnię i skręciłem w lewo do salonu.Było bardzo gorąco.Zachłysnąłem się, łapiąc powietrze, i ból w plecach rzucił mnie na podłogę.Mój policzek rąbnął oszorstki, gorący dywan.Odetchnąłem prosto we włosie i okropnie się rozkaszlałem.Czułem ogromnąsuszę w ustach.Poczołgałem się ku pokrytej perkalem kanapie.Miałem nadzieję, \e trafię na jeden z tychplastykowych dywaników i, podą\ając za nim, prześlizgnę się do drzwi wyjściowych.Zastanawiałem się,czy wcią\ mam jeszcze moje ubezpieczenie z Petco i czy pokrywa ono leczenie ran po kulach.Prawdopodobnie dotyczyło tylko postrzałów na terenie sklepu czy magazynu.Zboczyłem chyba z drogi,bo uderzyłem prawym bezwładnym ramieniem o nogę stolika do kawy i znów utknąłem twarzą wdywanie.Widziałem dolną część frontowych drzwi domku.Z gara\u doleciał kolejny huk i zaraz potemzadzwoniły walące o beton stalowe narzędzia.Chciałem jeszcze popełznąć przed siebie, ale nagle ogarnąłmnie mrok i zgasłem jak zapałka.Gdy odzyskałem przytomność, le\ałem na plecach w ambulansie.Natychmiast w mojej głowiezrodziło się pytanie: - Kto mi zdjął spodnie?Wewnątrz karetki było bardzo jasno.Okryto mnie ciepłymi kocami od stóp a\ po potę\ny zwałprzylepca z gazą na prawej stronie mojej piersi.To opatrunek rany po kuli, pomyślałem.Skurwysyn.Odpływałem i wracałem.Ciepłe koce były bardzo przyjemne.Schludnie ubrana czarnoskórasanitariuszka w niebieskim kombinezonie trzymała nad moją twarzą i nosem przezroczystą plastykowąmaseczkę.Maseczka gulgotała i trzeszczała jak ogień.Sanitariuszka miała paznokcie pomalowane wzłote wzorki.- Tlen - powiedziała z uśmiechem.- To naprawdę dobre, mój mały.Ambulans z wyciem sygnału gnał przez ulice miasta.Włączono te\ koguta - piękne amerykańskiebarwy, czerwień, biel, błękit, czerwień i biel; wirowały i pulsowały.Wstrzymałem oddech, co okazało siębłędem.Wspaniały towar Hanlona, pomyślałem i ponownie mnie zaciemniło.Szpital.Pielęgniarka wbiła mi w ramię wenflon.Widziałem kołyszący się nad moją głowąplastykowy worek kroplówki, kiedy przenosili mnie na szpitalne łó\ko na kółkach i zaczęli wyścig.Całaakcja była piekielnie hałaśliwa, metalowe kółka podskakiwały na nierównościach betonowej posadzkipodjazdu wiodącego z postoju ambulansów do izby przyjęć, automatyczne drzwi same się otworzyły,kolejne szarpnięcie, znalezliśmy się na korytarzu wyło\onym linoleum i przestało mną tak rzucać.Niesamowity jest taki wyścig, gdy le\ysz na plecach.Przemknąłem przez izbę nagłych wypadków, a\zatrzymali mój wózek przy ścianie korytarza.Gapiłem się na sufit wyło\ony tekturowymi płytkami zmnóstwem maleńkich, okrągłych dziurek w ka\dej z nich; co piętnaście stóp z sufitu sterczała metalowagłówka spryskiwacza.No, przynajmniej tu nie groziło mi spalenie się na śmierć.Sanitariuszka mówiła z doktorem, ale oboje znajdowali się gdzieś poza moim polem widzenia.Usiłowałem podsłuchiwać, ale usłyszałem coś niezrozumiałego o tlenku węgla.Przewiezli mnie doinnego pokoju i przeło\yli na łó\ko.Blada pielęgniarka o piegowatej twarzy, z trwałą na gęstychkasztanowych włosach, zmierzyła mi tętno i ciśnienie krwi.Potem pobrała mi krew.Zagapiłem się nanapełnianą powoli strzykawkę.Czułem się nijako, nie było mi za ciepło ani za spokojnie.Chciałempowiedzieć, \eby mnie nie kładli na szpitalnej sali, ale nie mogłem poruszyć językiem.Nie znoszę salogólnych.Połó\cie mnie lepiej na podłodze.Z wiszącego gdzieś w górze głośnika rozlegał się co chwila jakiś głos, ale nie mogłem zrozumieć,co mówi.Mo\e to był hiszpański.Kaszlnąłem.Zabolało.Zabolało te\, gdy spróbowałem poruszyćramieniem.Zgrzytały koła przeje\d\ających obok szpitalnych wózków.Pomyślałem, \e powinni namurządzić wyścig po korytarzach.Zmigalibyśmy po nich, le\ąc na plecach jak podczas zjazdu nabobslejach.Na chwilę odpłynąłem, ale zaraz wróciłem.Pielęgniarka z trwałą stanęła nade mną z notesemna podkładce
[ Pobierz całość w formacie PDF ]