[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Toren zatrzymał konia na szczycie mostu i spojrzał na wstęgę rzeki,obramowaną przez wysokie topole oraz wierzby płaczące.Na trawie obubrzegów kwitły białe kwiatki, jak śnieżne zaspy zalegające tu i ówdziepod drzewami.Zachodzące słońce znikało za horyzontem, barwiąc niebo nazłolo-pomarańczowy i bladoniebieski kolor.Kilka wydłużonych chmurpłonęło jak stopiona miedz, odbijając się w wodzie.- Nie potrafię opisać, jak bardzo kocham tę ziemię - powiedział nagleToren, poważnym i pełnym uczucia głosem.Odwróciłsię do kuzyna.- Czyż nie jest piękna? Czy to nie cud, nie największeze wszystkich szczęście, że żyjemy na takim świecie?Arden odwrócił wzrok i skinął głową.Właśnie tym różnił się jegokuzyn od innych ludzi: był tak i żywy i spostrzegawczy.Arden zamknąłoczy i ujrzał Torena leżącego na murawie, ze strzałą w sercu.StrzałąDease' go.Otworzył oczy i kazał sobie myśleć o czymś innym.On także kochał tę ziemię, którą kiedyś władał jego ród.Nawet most,na którym stali, został wzniesiony kiedyś przez jednego z jegoprzewidujących przodków, na wysokość umożliwiającą ruch po rzece.Ita sama historia powtarzała się w każdym miejscu starego królestwa.Zamki i pałace, w których mieszkali, drogi, które kazali położyć.Zasadzone lasy.Wykopane kanały.Pola, na których wygrywano lubprzegrywano sławne bitwy, podczas których przodkowie zwyciężali lubginęli.Ayr, kraina między górami, płynęła w jego krwi - tak jak wezbrane nawiosnę rzeki niosły w swych brązowych wodach jej żyzną glebę.Spojrzał w niebo.Księżyc, zaledwie kilka dni przed pełnią, unosił sięnad lasem na wschodzie.Arden pomyślał, że taki kształt księżyca wksiążkach nieuchronnie jest zwany sierpowa-tym", chociaż nie wiadomodlaczego.Dease wiedziałby, albo Llyn - oni byli najlepiej wykształceni wrodzinie.Nie zapytał jednak o to.Nie chciał zakłócać tej pięknej, choćsmutnej chwili.Może ostami raz widział się z Torenem.Kuzyn spiął konia, przypomniawszy sobie o spotkaniu, a Ardenniechętnie pojechał za nim.Podążyli wzdłuż drugiego brzegu rzeki,powoli wjeżdżając w mrok.Staję dalej skręcili na trakt biegnącyszpalerem drzew, zwalniając w zapadających ciemnościach.Arden pogrążył się w milczącej zadumie, gdyż nagle przypomniałomu się tamto spotkanie na Letnim Wzgórzu.Przeważnie udawało mu sięo nim nie myśleć, jakby to był tylko sen, chwilowy kaprys wyobrazni, nicrzeczywistego.Turniej w Westbrook wydawał się wówczas tak odległy.Toren z pewnością odzyska wcześniej rozsądek.Dease go przekona.Jednakże wczorajszy dzień przypomniał mu, że wiosna szybko mija iwkrótce zacznie się turniej w Westbrook.A Toren wciążzamierzał zwrócić Willsom Wyspę Bitwy, wbrew woli niemal całejrodziny.Arden spojrzał na kuzyna, w półmroku widział tylko zarys jegosylwetki.Toren wyglądał na zatopionego w myślach, chociaż co chwilaczujnie spoglądał na cienie między drzewami po obu stronach - w końcubyli dwoma Renne, jadącymi bez straży przybocznej.Arden nie udawał,że rozumie swego kuzyna - prawdę mówiąc, uważał, że umysł Torena jestdla niego zbyt subtelny -ale wyczuwał też, że wiele decyzji Torenawypływało z idealizmu i nie miało nic wspólnego z pragmatyzmem.Najlepszy tego przykład stanowił zamiar zwrócenia Willsom WyspyBitwy.Bytu to żyzna ziemia, lecz zamiast zyskać wdzięczność Willsów iuczynić ich dłużnikami Rennć, zapewni tylko wrogom fundusze doponownego zebrania armii.Toren spodziewał się, że Willsówpowstrzyma jego idealizm i poczucie honoru.Oczekiwał tego nawet odRenne!Po jakimś czasie - Arden nie wiedział jak długim - ujrzeli przed sobąświatełko, a potem drugie.Zbliżając się, zrozumiał, że to pochodnie, apotem zobaczył długi kamienny mur i osadzone w nim drzwi.Wwysokich oknach paliły się światła, a wyjeżdżając na otwartą przestrzeń,Arden ujrzał kształt budowli na tle rozgwieżdżonego nieba.- Co to takiego? Zwiątynia?Wyglądało to na mały kasztel.Zamek w miniaturze.- Nie wiem, jakie ta budowla miała przeznaczenie - odparł Toren,zsiadając z siodła.- Jest miła i elegancka, ale nie mam pojęcia, po co ją tuzbudowano.Drzwi otworzył im wysoki mężczyzna ze świecznikiem w ręku.Trzymał go w wyciągniętej ręce, tak by dobrze przyjrzeć się przybyłym, apotem szeroko otworzył drzwi i skłonił się gościom.Toren odpiął miecz.- Zostaw tu broń - polecił kuzynowi.Ruszyli za wysokim mężczyzną, który zdaniem Ardena nie był sługą.Długa, szara opończa, skrywająca jego ciało, nie zdołała zamaskowaćruchów i postawy rycerza.Wysoko sklepiony korytarz był zastawiony kopiami, częstozłamanymi, osadzonymi na stojakach tak, by spoczywały podostrym kątem do podłogi.Nawet w tym słabym świetle Arden widział,że te kopie są bardzo stare.Z każdej zwisał proporczyk - pamiątka powygranych lub przegranych bitwach.Weszli po schodach i wkroczyli do długiej sali, również zawieszonejstarożytnymi proporcami.Wzdłuż ścian pod sztandarami stały toporneławy, a na końcu znajdowało się podium, na którym umieszczono wielki,kunsztownie rzezbiony tron.Zrodek pokoju zajmował długi drewnianystół.Tam przewodnik zostawił ich w blasku świec i zniknął za drzwiami.Arden powoli zatoczył krąg, rozglądając się wokół.To była dziwnakomnata.Osadzone w ścianach półfilary miały kształt pni, a krokwiompodtrzymującym dach nadano kształt stylizowanych gałęzi -prawdopodobnie dębowych.Arden miał wrażenie, że znajduje się wcieniu prawdziwego lasu.Z tych gałęzi zwisały kolejne proporce.Arden rozpoznał wieleherbów szlacheckich rodzin, przeważnie podupadłych lubwymordowanych podczas długoletniej wojny.- Zaczynam podejrzewać, że pomyliłem się, Torenie.Nie przybyliśmytu spotkać się z młodymi kobietami wielkiej urody i niepospolitej"cnoty.Toren zaszczycił tę uwagę uśmiechem, ale nic poza tym.Drzwi obok podium otworzyły się i wszedł przez nie mężczyzna wtakim samym szarym płaszczu, lecz zamiast kandelabru niósł dwuręcznymiecz.Była to ceremonialna broń z bogato rzezbioną rękojeścią idamasceńskim ostrzem, lecz Arden zauważył, że także niezwykle ostra.W rękach szermierza byłby to bardzo grozny oręż.Niosący go człowiek,sprawiający wrażenie w pełni zdolnego do posługiwania się tą bronią,spojrzał na obu kuzynów, a potem cicho rzekł coś do mężczyznyczekającego w cieniu otwartych drzwi.Wszedł drugi mężczyzna, wysoki, z siwymi i krótko ściętymi włosamioraz równo przyciętą brodą.Miał na sobie taką samą szarą opończę.Arden pomyślał, że to człowiek nawykły do posłuchu, majestatyczny iwładczy, a zarazem nie arogancki i bynajmniej nie wyniosły.Ardenwyczuwał w nim jakiś.spokój.Cały świat mógłby pogrążyć się wchaosie, a ten człowiek pozostałby niewzruszony
[ Pobierz całość w formacie PDF ]