[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– Nie ma mowy.Tak w ogóle, to jest damska łazienka – rzuciłam krótko,starając się panować nad wciąż wzburzonym głosem.Lepiej, żeby poszedł.Nie chciałam, by był przy każdym moim załamaniuemocjonalnym.Że też on musiał wybierać sobie właśnie takie momenty…– Nie sądzę, żeby dziewczyny miały coś przeciwko – odparł.Musiałam się z nim zgodzić.Sądziłam nawet, że nie chciałyby go stądwypuścić.– Emily, nie wygłupiaj się, nikogo oprócz mnie tu nie ma.Możesz wyjść.– Dzięki, chyba wolę jednak tu zostać – ironizowałam grając na zwłokę.Usłyszałam jak wzdycha ciężko i opiera się o drzwi.– Jak sobie chcesz, ale ja się stąd nie ruszę – oświadczył stanowczo.Świetnie.Wcześniej, czy później będę musiała wyjść.Zdecydowanie bardziejpociągała mnie opcja później…– Kto ci powiedział, że tu jestem? – spytałam sfrustrowana.– Olivia Milton – odrzekł lekko.– Kiedy tylko zobaczyłem to zbiegowisko nakorytarzu i usłyszałem, jak powtarzają twoje imię, myślałem, że coś ci się stało.– Wjego głosie dało się słyszeć strach.- Olivia odciągnęła mnie do tyłu i powiedziała, żepobiegłaś w tę stronę.114– Aha – mruknęłam bez przekonania.Przynajmniej teraz wiedziałam, komumam urwać głowę…Po co przybiegł tutaj za mną? Lepiej by było, gdyby nie wiedział o niczym.Ajednak część mnie cieszyła się z jego obecności.Ta dziwna, nowa i stanowczobezmyślna część mnie.– Żałuję, że to przegapiłem.Z tego co widziałem, to ten cały Byron jest wjednym kawałku, ale muszę przyznać, że nieźle go urządziłaś – odezwał się znieskrywaną satysfakcją.Wolałam go nie uświadamiać, dlaczego Alan oberwał.– Prawy sierpowy, prawda? Idealnie wymierzony – kontynuował z dumą,choć nie widziałam żadnego powodu, dla którego miałby ją odczuwać– Przestań – odburknęłam.Zamilkł na moment.– Mogę ci zadać jedno pytanie? – spytał spokojnie.– A co, jeśli nie? – szanse, że odpuści były niewielkie, ale zawsze warto byłospróbować.– No cóż… i tak jesteś tu uziemiona, więc nie widzę przeszkód – odparłpogodnie.Nie musiałam go widzieć, żeby zobaczyć szeroki uśmiech, który zapewneteraz rozświetlał jego twarz.– Dobra, poddaję się.Pytaj – mruknęłam zrezygnowana.– Dlaczego go walnęłaś?Tak, oczywiście musiał zadać właśnie to pytanie.– Nie żebym miał coś przeciwko… wręcz przeciwnie… – wymamrotałmyśląc, że nie słyszę.Uśmiechnęłam się do siebie na tę wiadomość.– A tak jakoś… – odburknęłam.– Emily, znam ciebie na tyle, żeby wiedzieć, że nigdy nie robisz niczego dlakaprysu – zauważył zdecydowanie.– Poza tym, ty nie potrafisz kłamać – dodał,jakby nie chcąc się ze mną dzielić tym spostrzeżeniem.Naturalnie, jak zawsze wszystko sprzysięgło się przeciwko mnie…115– Proszę, powiedz mi… – zniżył głos, dzięki czemu był jeszcze bardziejmiękki.Z całego serca dziękowałam opatrzności, że dzieliły nas drzwi, bo gdybyjeszcze próbował na mnie wpłynąć spojrzeniem, nie miałabym żadnych szans.– Czy on cię skrzywdził? – zapytał twardo.W jego głosie pobrzmiewaławojownicza nuta.– Nie, nic mi nie zrobił, tylko się pokłóciliśmy – zaprzeczyłam szybko.– Pokłóciliście się – powtórzył zamyślony.Milczeliśmy przez chwilę.– O czym myślisz? – nie mogłam wytrzymać.Trochę żałowałam, że niewidzę jego twarzy.Nie potrafiłam ocenić, co w tej chwili robił.– Zastanawiam się, co było przedmiotem waszego sporu, skoro posunęłaś siędo rękoczynu…– Wolałbyś nie wiedzieć – mruknęłam cicho.Nic nie odpowiedział, więc niesądziłam, by usłyszał.Zabrzmiał dzwonek.Nie miałam wyboru.Spóźnienie na lekcję nie wchodziłow rachubę.Wzięłam kilka głębszych wdechów.– Wychodzę – oznajmiłam bez większego entuzjazmu.Otworzyłam drzwi.Nate właśnie wstawał z podłogi.Dopadły mnie wyrzutysumienia.Siedział tu całą przerwę.Wbił we mnie swoje ciemnobłękitne, przepełnione troską oczy.– W porządku? – dotknął mojego ramienia.Skinęłam głową twierdząco.– Chodźmy już – skierowałam się do drzwi, starając się unikać jegospojrzenia.Szliśmy w milczeniu.Żadne nie wiedziało, jak wznowić rozmowę.Spostrzegłam, że wielu uczniów przyglądało nam się w dziwny sposób, jakby z…podziwem.– Dlaczego oni tak dziwnie się nas patrzą? – spytałam cicho.Nate parsknął śmiechem.– Nie na nas, tylko na ciebie.116Otworzyłam szerzej oczy.Widząc moją minę, uśmiechnął się jeszczepromienniej.– Poniekąd oddałaś dzisiaj przysługę większości facetów i znacznej częścidziewcząt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]