[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej brzuch się zmieniał, ale ja nie zdawałem sobie z tego sprawy.Aura kładła moją dłoń obokwystającego pępka. Tu, tutaj jest.Czujesz?. Ale co mam czuć? , pytałem. No nie wiem, takijakby motyl, jakby skrzydełka muskające po skórze.Nie wiem, czy wiesz, o co mi chodzi.A jamówiłem, że tak, że doskonale rozumiem, choć to było kłamstwo.Niczego nie czułem: byłem rozkojarzony, strach mnie rozkojarzał.Wyobrażałem sobietwarze zabójców ukryte za szybkami kasków; huk wystrzałów i przeciągły gwizd w moichnadwerężonych bębenkach; nagłe pojawienie się krwi.Nawet teraz, kiedy to piszę, nie jestem wstanie myśleć o tych szczegółach, nie czując jednocześnie tego samego zimnego strachuprzenikającego ciało.Strach, w fantastycznym języku terapeuty, który zajmował się mną, kiedypojawiły się pierwsze problemy, nazywał się stresem pourazowym, i jego zdaniem miał ścisłyzwiązek z czasami zamachów bombowych, jakie przeżyliśmy przed laty. Więc proszę się nieprzejmować ewentualnymi problemami w sprawach intymnych , powiedział (użył tych właśniesłów, sprawy intymne ).Na to nie odpowiedziałem. Ciało walczy z czymś bardzo poważnym ,ciągnął lekarz. Musi się pan na tym skupić i wyeliminować wszystko, co niepotrzebne.Libido topierwsze, co znika, rozumie pan? Więc proszę się nie przejmować.Wszelkie zaburzenia sąnormalne.Tym razem też nie odpowiedziałem. Zaburzenia : to słowo wydało mi się brzydkie,miałem wrażenie, że jego głoski się zderzają ze sobą, że psują atmosferę, i pomyślałem, że niebędę o tym mówił Aurze.Lekarz tłumaczył dalej, nie było sposobu, żeby go zatrzymać.Strach togłówna choroba bogotan mojego pokolenia, mówił mi.Moja sytuacja, twierdził, nie ma w sobienic nadzwyczajnego, strach w końcu przejdzie, tak jak przechodzi każdemu, kto pojawił się wjego gabinecie.Wszystko to mi mówił.Nigdy nie pojął, że nie interesuje mnie racjonalnewyjaśnienie ani tym bardziej statystyczny aspekt tych nagłych palpitacji, gwałtownych potów,które w innym kontekście byłyby śmieszne, że interesują mnie tylko magiczne słowa, za którychsprawą te poty i palpitacje znikną, mantra, która pozwoli mi znów przespać ciągiem całą noc.Nabrałem rutynowych przyzwyczajeń człowieka dręczonego bezsennością: kiedy jużjakiś hałas albo złudzenie hałasu przepłoszyło mój sen (i wydało mnie na pastwę bólu nogi),szukałem kul, szedłem do salonu, siadałem w rozkładanym fotelu i tak zostawałem, patrząc naprzemieszczanie się nocy nad bogotańskimi wzgórzami, zielone i czerwone światełka samolotów,które pojawiały się, gdy niebo było czyste, rosę zbierającą się na szybach okien niczym biały cieńo poranku, kiedy spadała temperatura.Nie tylko jednak nocą miałem problemy, w ciągu dnia też.Miesiące po zdarzeniu z Laverdem wciąż wystarczał huk z rury wydechowej, trzask drzwi albonawet grubej książki, która w określony sposób spada na określoną powierzchnię, żebym dostałataku lękowego i paranoi.W każdym momencie, bez żadnego wyraznego powodu, potrafiłemwybuchnąć rozpaczliwym płaczem.Płacz dopadał mnie bez żadnego ostrzeżenia: przy stole wjadalni, przed rodzicami albo Aurą, na spotkaniu z przyjaciółmi, więc do świadomości byciachorym dołączył jeszcze wstyd.Z początku zawsze znajdował się ktoś, kto rzucał się mnieprzytulać, padały słowa, jakimi pociesza się dziecko: Już po wszystkim, Antonio, już powszystkim.Z czasem ludzie, moi bliscy, przyzwyczaili się do tych nagłych płaczów i zniknęłysłowa pocieszenia, zniknęły uściski, i wstyd był jeszcze większy, bo stało się ewidentne, żebardziej niż wzbudzam litość, wydaję im się śmieszny.Z obcymi, którzy nie czuli się wobowiązku okazywać mi lojalności czy jakiegoś współczucia, było jeszcze gorzej.Podczasjednego z pierwszych wykładów, który prowadziłem po powrocie do pracy, jeden student zadałmi pytanie o teorie Von Iheringa. Sprawiedliwość, powiedziałem, opiera się na podwójnymfundamencie: walki jednostki o poszanowanie jej praw oraz państwa narzucającego koniecznyporządek. W takim razie, spytał student, czy możemy powiedzieć, że człowiek, który reaguje,bo czuje, że jego prawa są zagrożone albo pogwałcone, staje się twórcą prawa?.Zamierzałemwrócić do tych czasów, kiedy wszelkie prawa stanowiły część religii, do tych odległych epok,kiedy rozróżnienie między moralnością, higieną, sferą publiczną i prywatną nie istniało jeszcze,ale nie dałem rady.Zakryłem oczy krawatem i rozpłakałem się.Wykład został zawieszony.Wychodząc, usłyszałem słowa jednego ze studentów: Biedak.Nie wyliże się z tego.Wiele razy usłyszałem tę diagnozę.Kiedyś wieczorem Aura przyszła pózno ze spotkaniaz przyjaciółkami, konkretnie z tego, które w moim mieście nazywane jest z angielskiego shower,deszcz prezentów dla przyszłej matki.Weszła ostrożnie, bez wątpienia, żeby nie zaburzaćmojego snu, ale zastała mnie kompletnie rozbudzonego i robiącego notatki na temat tego VonIheringa, który wpędził mnie w kryzys
[ Pobierz całość w formacie PDF ]