[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wychował się w Bejrucie.- A dokładniej?- W Szatili.- Chryste - syknęła, zamknąwszy oczy.- Jego rodzice byli uchodzcami wojennymi z czterdziestego ósmego roku.Mieszkali warabskiej wiosce Lidda, ale po wybuchu wojny uciekli do Libanu.Przez jakiś czas przebywalina południu, lecz potem przenieśli się do Bejrutu w poszukiwaniu pracy i zamieszkali wobozie Szatila.- Jakim sposobem znalazł się w Londynie?- Jego wuj ściągnął go do Anglii.Posłał chłopaka do szkoły, nauczył angielskiego ifrancuskiego.Raz do roku pozwalał mu odwiedzać rodzinę w Libanie.Jusef stał siępolitycznym radykałem, zaciekłym przeciwnikiem Arafata i OWP.Zaczął popierać tychpalestyńskich przywódców, którzy chcieli prowadzić wojnę aż do ostatecznego wymazaniaIzraela z mapy świata.Swymi poglądami zwrócił na siebie uwagę organizacji Tarika.Odkilku lat jest jej aktywnym członkiem.- Brzmi zachęcająco.- Prawdę mówiąc, jest dość przystojny.- Ma jakieś zainteresowania?- Tak.Palestyńska poezja oraz europejskie kobiety.No i wszechstronna pomoc wmordowaniu %7łydów przez Tarika.*Gabriel zjechał z autostrady i skierował się boczną szosą na wschód, w góry.Przejechali przez senną wioskę i skręcili w błotnistą polną drogę biegnącą wzdłuż szeregubezlistnych, ociekających deszczem platanów.Kilkaset metrów dalej stanął przed rozsypującąsię drewnianą bramą prowadzącą na pastwisko.Wysiadł, uchylił bramę na tyle, żeby możnabyło przejechać, po czym wprowadził peugeota na rozległą polanę.Zgasił silnik, ale zostawiłwłączone światła.Sięgnął po torebkę Jacqueline, wyjął jej berettę oraz zapasowy magazynek.Następnie wybrał jeden z jej grubych magazynów mody i gwałtownym ruchem zerwał zniego okładkę.- Wysiadaj.- Przecież pada.- Tym gorzej dla ciebie.Oddalił się kilka metrów i w świetle reflektorów podszedł do drzewa, gdzie nawielkim zardzewiałym gwozdziu zwisały resztki przegniłej tablicy, ostrzegającej, że obcymwstęp wzbroniony.Nadział okładkę pisma na gwózdz i szybko wrócił do samochodu.Jacqueline, z nasuniętym na głowę kapturem płaszcza, przyglądała się temu z założonymirękami.Dokoła panowała cisza, przerywana jedynie cichym potrzaskiwaniem stygnącejchłodnicy auta i dobiegającym z oddali ujadaniem psa.Gabriel wyjął magazynek z pistoletu,otworzył komorę, żeby sprawdzić, czy jest pusta, po czym oddzielnie wręczył Jacqueline brońi amunicję.- Chcę się przekonać, czy nadal potrafisz się tym posługiwać.- Ale ja znam tę dziewczynę z okładki.- To strzel jej w twarz.Załadowała z powrotem magazynek i stuknęła końcem kolby o kolano, chcąc sięupewnić, że wskoczył na miejsce.Zrobiła krok do przodu, uniosła berettę, ugięła lekko nogiw kolanach i obróciła się nieco bokiem, żeby stanowić trudniejszy cel dla wyimaginowanegoprzeciwnika.Bez wahania wystrzelała cały magazynek, pewnie i rytmicznie naciskając spust.Zasłuchany w miarowy odgłos wystrzałów Gabriel znów przeniósł się myślami namroczną klatkę schodową rzymskiej kamienicy.Ale po raz pierwszy od dawna z jego pamięcinie wypłynął widok konającego człowieka, który zawsze przyprawiał go o mdłości.Jacqueline opuściła wreszcie pistolet, wyjęła pusty magazynek i sprawdziła, czy wkomorze nie pozostał pełny nabój.Rzuciła broń Gabrielowi i mruknęła:- Może i ty spróbujesz?Wsunął berettę do kieszeni płaszcza i podszedł do drzewa, by ocenić wynikisprawdzianu.Tylko jedna kula minęła okładkę, reszta otworów układała się koliście naniewielkiej przestrzeni, trochę w prawo i ku górze od środka zdjęcia.Zerwał papier zgwozdzia i na jego miejscu powiesił tylną okładkę pisma.Cofnął się i znów podał brońJacqueline.- Zrób to jeszcze raz, ale teraz w ruchu, idąc w stronę drzewa.Załadowała do pistoletu drugi magazynek, szczęknęła zamkiem i ruszyła powoli,strzelając raz za razem.Ostatni strzał oddała z odległości mniejszej niż metr od celu.Zerwałaokładkę z gwozdzia, odwróciła się i tak ją ustawiła, żeby światła reflektorów przeświecałyprzez wybite w papierze dziury.Tym razem wszystkie kule dosięgły prowizorycznej tarczy.Podeszła do Gabriela, podda mu berettę i pusty magazynek.- Pozbieraj łuski - rozkazał.Zanim Jacqueline zdążyła wypatrzyć wszystkie w trawie, rozebrał pistolet na części.Wyciągnął z bagażnika łyżkę od kół i silnymi uderzeniami poniszczył je kolejno.Wsiedli dosamochodu i pojechali z powrotem tą samą drogą.Gabriel przez otwarte okno powyrzucałpojedynczo wszystkie części w trawę.A kiedy minęli wioskę, jeszcze raz opuścił szybę iporozrzucał przy szosie zużyte łuski.Jacqueline przypaliła papierosa i zapytała:- Jak mi poszło?- Zdałaś.ROZDZIAA DZIEWITNASTYAmsterdamTarik spędził popołudnie, załatwiając różne sprawy.Wyruszył pieszo z barki na Centraalstation, gdzie kupił bilet pierwszej klasy nawieczorny pociąg do Antwerpii.Z dworca wrócił do dzielnicy czerwonych latarni i zanurzyłsię w labiryncie wąskich uliczek, mijając sex-shopy, burdele i podejrzane knajpki, aż w końcujakiś handlarz narkotyków odciągnął go na bok i zaproponował heroinę.Tarik skrzywił się,usłyszawszy cenę, ale poprosił o porcję dla trzech osób na jeden odjazd.Odliczył pieniądze,schował narkotyk do kieszeni i poszedł dalej.Kiedy dotarł do placu Dam, wskoczył do tramwaju i pojechał przez całe miasto napołudnie, do Bloemenmarkt - pływającego targowiska kwiatowego na kanale Singelgracht.Wnajwiększym stoisku poprosił sprzedawczynię o przygotowanie ładnego bukietu ztradycyjnych holenderskich kwiatów.Gdy kobieta zapytała, ile jest gotów wydać na tęwiązankę, odparł swobodnie, że cena nie gra roli.Holenderka uśmiechnęła się i poprosiła,żeby wrócił za dwadzieścia minut.Poszedł dalej przez targ, oglądając irysy i tulipany, lilie i słoneczniki, cięte kwiatyniemal we wszystkich kolorach, aż w końcu zauważył malarza siedzącego przed sztalugami.Mężczyzna miał krótko obcięte czarne włosy, wodnistą cerę i jasne niebieskie oczy.Utrwalałna płótnie cały Bloemenmarkt na tle ciemnych wód kanału i szeregu zabytkowychkamieniczek stojących wzdłuż brzegu.Obraz był niesamowity, przypominał erupcjęświecących wszystkimi kolorami strumieni lawy.Tarik przystanął na krótko, zerkając ponad ramieniem malarza.- Zna pan francuski? - zapytał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]