[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Smukły odrzutowiec firmy Netjets" zajmującej się wypożyczaniem luksusowychsamolotów przemknął nad rzędem lamp oznaczających początek pasa i po chwili koła uderzyły obeton.Towarzystwo lotnicze reklamowało się całkowitą dyskrecją, do tego stopnia, że na kadłubienie było nawet znaków firmy, nie podawało również żadnych informacji na temat pasażerów, ale nawszelki wypadek, gdyby ktoś niepowołany włamał się do biura firmy i odnalazł dokumenty lotu, topasażer nazywał się Roy Grenton i był hodowcą bydła z Teksasu.To był kolejny mylący krok, choćTapiro zdawał sobie sprawę, że taka mistyfikacja nie zmyli policji ani wywiadu, gdyby212te chciały śledzić jego poczynania, z czym zawsze musiał się liczyć, a zwłaszcza w sytuacji, wktórej zaproponowano mu spotkanie w Polsce.Już to wskazywało, że nie chodzi o tuzinkowąwizytę i należy przedsięwziąć najdalej idące środki ostrożności.Przy jego majątku sięgającymszesnastu miliardów dolarów nie było to trudne. Nawet pop modli się za pieniądze" - mawiała jegomatka, Panie, świeć nad jej duszą.Samolot wyczuwalnie zwalniał, a silniki wyciszyły się, co Tapiro przyjął z wyrazną ulgą.Patrzyłprzez okno na niski budynek dworca lotniczego, obok którego przejechali, kierując się w stronęodległego stanowiska, gdzie z daleka widać było czekający samochód.Był to siedmioosobowy vanOpla, który wyróżniał się od innych, jakie z samolotu widział na autostradzie, jedynie tym, że miałmocno przyciemnione szyby.Zwist odrzutowych silników ucichł i wtedy podniósł się ciężko z fotela.Zajrzał do kokpitu, abyuścisnąć dłonie dwóm pilotom, skinął stewardowi.Zawsze powtarzał, że ludzi trzeba szanować.On, który sprzedawał najlepsze narzędzia do zabijania ludzi.Trzymając się niklowanej poręczy schodków, które wysunęły się z drzwi, zszedł na płytę lotniska.Wilgotne wiosenne powietrze przyniosło mu wyrazną ulgę.Nie znosił klimatyzowanych kabin,gdzie wysychały oczy i drapało w gardle.W tym samym czasie hodowca bydła z Teksasu podchodził do stanowiska odprawy paszportowej wniskim budynku dworca lotniczego Maastricht, co oczywiście nie zmyliło tajnych służb.W ich siecikomputerowej pojawiała się informacja, że Tapiro, ukrywający swą tożsamość pod nazwiskiem RoyGrenton, zakończył w Maastricht lot ze Stanów Zjednoczonych.Dawno już opracował tę metodęmylenia pościgu, w której podstawą było lądowanie na prowincjonalnych lotniskach, gdzie nie byłotak rozbudowanych systemów śledzenia i identyfikacji pasażerów jak w Londynie, Rzymie,Berlinie, Paryżu czy Frankfurcie.Kiedyś tajne służby podpatrujące świat ustaliły, że ludzie, którychśledziły, muszą przejść przez jeden z węzłowych punktów komunikacyjnych Europy, do którychnależały porty lotnicze w tych miastach.Szybkie podróżowanie po świecie z ominięciem213tych punktów było niemożliwe.Dlatego zainwestowano miliardy w sieci kamer o odpowiedniejrozdzielczości i komputerów identyfikujących pasażerów od momentu, gdy pojawiali się wwylotach rękawów.Oczywiście niemożliwością było uzbrojenie wszystkich lotnisk w Europie, azwłaszcza takich, gdzie trudno byłoby się spodziewać, że przyjedzie tam poszukiwany przestępcaczy terrorysta.Byłoby to bardzo nieekonomiczne, a tajne służby o gigantycznych budżetachmusiały się liczyć z lawinowo rosnącymi wydatkami, co wymuszał rozwój terroryzmu i handlunarkotykami.Zapewne na podjezdzie do brzydkiego budynku dworcowego stał już samochód,którego pasażerowie mieli śledzić Grentona, aby ustalić, że udaje się do pobliskiego zamkuNeercanne, gdzie mieścił się luksusowy hotel i równie dobra restauracja.Zapewne tam odkryliby,że śledzą nie Tapiro, lecz autentycznego Grentona, ale to wystarczało, aby zgubili ślad nakilkanaście godzin.Van podjechał bardzo blisko.Z wnętrza wysiadł wysoki barczysty mężczyzna, który odsunął drzwido przedziału pasażerskiego.W zaciemnionym wnętrzu dostrzegł Fransa de Vrija, byłego agentaholenderskiej Głównej Służby Wywiadu i Bezpieczeństwa AIVD.Parę lat temu zakończył tampracę po skandalu z Abdulem Khanem, Pakistańczykiem wykształconym w Holandii, pracującym wkoncernie URENCO, skąd wykradał szczegóły nuklearnej technologii.Oczywiście Frans byłkozłem ofiarnym, gdyż to na polecenie CIA umożliwił Pakistańczykowi dostęp do nuklearnychtajemnic.Zbudowanie bomby w Pakistanie miało utrzymać równowagę strategiczną w regionie, wktórym Indie już tę bombę miały.Frans od początku liczył się z tym, że po ujawnieniu działalnościKhana na niego spadnie odpowiedzialność i będzie musiał odejść ze służby, ale CIA zadbało odobrą pracę dla niego.Nie mógł narzekać, skoro w firmie konsultingowej, którą znał tylko z nazwyi nie wiedział gdzie się mieści, zarabiał osiem razy więcej niż jako funkcjonariusz holenderskichtajnych służb.Tapiro wyciągnął rękę na powitanie.- Wszystko w porządku, Frans?Tamten skinął głową i odsunął się w kąt, aby gość mógł łatwiej zasiąść w skórzanym fotelu.Ochroniarz zasunął drzwi i samochód od razu ruszył.214- Nic się nie zmieniłeś - powiedział uprzejmie Frans.Widzieli się dwa lata wcześniej, gdy Tapiro wAmsterdamie negocjował dostawę broni dla Hamasu, za co brylantami płacił wywiad izraelski.Tapiro nie bardzo rozumiał sensu tej transakcji, choć domyślał się, że Izraelczykom chodzi owykrycie dróg przerzutu broni, a zwłaszcza materiałów wybuchowych i ludzi w to zamieszanych,ale to go nie interesowało.A może Mossad chciał wysadzić paru swoich obywateli, aby uzasadnićjakąś akcję przeciwko Palestyńczykom? Nie interesowało go to.On sprzedawał i chciał dostaćdobrą cenę.To była jego dewiza dobrego handlarza śmierci, choć nie lubił, gdy tak o nim mówiono.- Starzejemy się, choć wydaje mi się, że nie mamy na to czasu -równie uprzejmie odparł Tapiro.Zmęczenie nie ustępowało.%7łałował, że zgodził się, aby spotkanie odbyło się w dniu jego przylotu.Powinien odpocząć przez noc.Nie spodziewał się, że tak zle zniesie podróż nad Atlantykiem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]