[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Najego życzenie pogrzeb był bardzo skromny.Nikomu nie pozwolono pójść zatrumną, poza kilkoma starymi, wiernymi służącymi.Teraz cała okolica w napięciuLRTczeka na otwarcie testamentu.Ale ja pomyślałem sobie: teraz nareszcie ponowniespotkasz się z Jostem Billachem.I rzeczywiście: oto przede mną stoi.Witaj, staryprzyjacielu!Uścisnęli sobie dłonie, po czym pan Langendorf, dopiero teraz spostrzegłszyprzyszłego zięcia, kontynuował: A więc i ty przyjechałeś, kochany Janku.Jestem zdziwiony, czyżby pań-stwo się znali? Nigdy mi o tym nie opowiadałeś, nie wspominałeś pana Billacha.Asesor ukrył zmieszanie. Nie mogłem przypuszczać, drogi ojcze, że przyjaznisz się z panem Billa-chem.Pan Langendorf roześmiał się. Masz rację, obaj nikomu o tym nie mówiliśmy.Tym bardziej sięLRTcieszę, że znów go widzę.Ale proszę o wybaczenie i przedstawienie mnie paniom.jost zapoznał go z ciocią Henią i Anną Różą, którym pan Langendorf po-wiedział kilka uprzejmych komplementów.Potem z badawczym spojrzeniemzwrócił się ku Lotharowi, który spokojnie stał obok czekając, aż zostanie przed-stawiony. Moim zdaniem, to jest Retzbach.Poznaję go po czole! Retz- bachowiezawsze byli strasznymi uparciuchami.A ten tu nie wydaje się, by wyrodził się zeswego rodu.Oczy przypominają mi Fryderyka Retzbacha, z którym jako dzieci i wmłodości wycięliśmy niejeden numer.Cóż, nie potrzebuję nawet pańskiej wizy-tówki.Nazywa się pan Lothar Retzbach, nieprawdaż? Tak jest, panie Langendorf. Cieszę się.Często żałowałem, że straciłem Fryderyka z oczu.Ale nie po-jawił się w Retzbach, od kiedy wyjechał stąd do Badischen ze swą młodą żoną, a jarzadko opuszczałem mój dom.A teraz, młody człowieku, witaj w pięknej Turyn-gii, gdzie zapuścili korzenie twoi przodkowie.Być może wkrótce zostaniemy są-siadami, oczywiście dobrymi sąsiadami, ponieważ pan ma największe szanse zo-stać następcą Mateusza.No tak, już wiem, co pan chce powiedzieć.Ale, mimo iżMateusz Retzbach był dziwakiem i samotnikiem, nigdy nie uważałem go za nie-sprawiedliwego.Ale o tym pózniej.Teraz nie chciałbym już dłużej gadać.Pootwarciu testamentu chcę was wszystkich widzieć u mnie, w Langendorfie.I to niema być jakaś tam wizyta, lecz dłuższy pobyt, tak żeby można było zamienić paręsłów.Na wsi życzliwie przyjmuje się gości, którzy wnoszą do domu trochę życia.Wymieniono jeszcze parę słów, po czym pan Langendorf ponownie za-krzyknął: A teraz, moi państwo, do powozów! Z Retzbach przysłano bryczkę i wózna bagaże.Będziecie mieć wystarczająco dużo miejsca.Odprowadził ich do bryczki, podczas gdy służący zajął się bagażami.Potempożegnał się. A więc, do zobaczenia! No chodz, Janku, Krystyna już pewnie wypatrzyłasobie oczy w oczekiwaniu na nas.Obiecałem jej, że szybko wrócę.Jan pożegnał się więc, ściskając ręce obu mężczyzn, dłonie pań podnosząc doust.Dłoń Anny Róży przytrzymał dłużej; jego usta paliły ją jak ogień.LRTLothar zauważył, że twarz Anny Róży pobladła a jej czoło lekko sięzmarszczyło.Poczuł się boleśnie dotknięty.Jednocześnie jednak ogarnęło go współczuciedla młodej kobiety, która tak mężnie ukrywała swoje cierpienie.Jak straszna mu-siała być dla niej myśl, że człowiek, którego kocha, jedzie teraz do innej, którąnazywa swą narzeczoną.I mimowolnie zadał sobie pytanie, czy mężczyzna po-dobny do Jana jest wart miłości tak wspaniałej dziewczyny.Gdyby kochała mnie, a moje serce należałoby do niej, zmusiłbym los, by zo-stała moją żoną, nawet gdybym dla niej musiał kuć kamienie.Natomiast na pewnonie związałbym się dla nieszczęsnych pieniędzy z kobietą, której bym nie kochał,myślał.Co sądziłby o Janie, gdyby przypuszczał, jak okropnie potraktował AnnęRóżę?Lothar pomógł paniom wejść do bryczki, na której kozle siedział małomównywoznica, nieruchomym wzrokiem zapatrzony przed siebie.Ubrany był, podobniejak służący, który załadował już bagaże, w skromną, lecz elegancką ciemnobrą-zową liberię. Kto pana przysłał na dworzec? zapytał Lothar przyglądając mu się zrozbawieniem.Woznica spojrzał na niego apatycznie. Pan inspektor powiedział półgłosem, prawie szepcząc.Lothar dziwił się już wcześniej, gdy rozmawiał ze służącym, szepczącympodobnie jak woznica.Pokiwał głową. No więc, dobry człowieku, jedzmy do domu.Konie są stanowczo za grube,powinny mieć więcej ruchu.Woznica spojrzał na niego tak, jak gdyby chciał powiedzieć: A co panaobchodzą moje konie?"Lothar roześmiał się i wsiadł do bryczki za Jostem Billachem. Mateusz Retzbach z pewnością nie podróżował zbyt często.Bryczka, ko-nie, a nawet woznica sprawiają wrażenie nieco zardzewiałych.LRTMimo próśb Lothara bryczka jechała powoli i spokojnie pnącą się w górędrogą, środkiem przepięknego lasu.Można było zauważyć przemykające z dużąszybkością myśliwskie bryczki z Langendorfu znikające między drzewami wjednej z bocznych dróżek.Anna Róża odetchnęła głęboko i błyszczącym wzrokiem rozejrzała się wokółsiebie. Jak piękny, jak prześliczny jest ten las!Lothar wesoło spojrzał w jej twarz.Cieszył się, że nie wygląda już na za-smuconą.Ciocia Henia przytaknęła zadowolona." Wspaniale, że konie jadą tak wolno.Jeżeli o mnie chodzi, ta podróż mo-głaby trwać godzinami.Oddychaj głęboko, Jost.W Berlinie nie ma takiegoświeżego powietrza, zwłaszcza od czasu, gdy te ohydne samochody zatruwają jespalinami. To, czego ma się pod dostatkiem, ciociu Heniu, zawsze traci na wartości zażartował Lothar. Czy pani uwierzy, jak chętnie zamieniłbym od czasu doczasu cudowny las na Berlin, choćby najbardziej śmierdzący spalinami? No cóż, jeżeli chodzi o krótki pobyt, to zgodzę się z panem, kochanyLotharze, ale na stałe? Nigdy.Gdybym mogła wybierać, nie zamieszkałabym wBerlinie. A gdzie chciałaby pani mieszkać?Ciocia Henia roześmiała się. Każdego dnia w innym pięknym miejscu.Zwiedzać coraz to nowe miasta,podróżować zapewniła rozentuzjazmowana.Anna Róża ze śmiechem spojrzała na Lothara. Ciocia Henia nieustannie podróżuje.W wyobrazni codziennie odbywa niekończące się wycieczki.Ojciec i ja wędrujemy z nią dla towarzystwa, gdyż wrzeczywistości nigdy to nie będzie dla nas możliwe.Czy pan już zwiedził dużoświata, kuzynie Lotharze?LRT O tak, wprawdzie nie na własny koszt.Wychowywałem się razem zmłodym hrabią Huckiem i jego ojcu wydawało się, że mam na niego korzystnywpływ.Nie miał więc nic przeciw naszej serdecznej przyjazni.I gdy po ukoń-czonych studiach wysłał syna w podróż, powierzył mi rolę przewodnika i opie-kuna.W ten sposób spędziłem cały rok na podróżowaniu z hrabią Leonem i zo-baczyłem to, co najwspanialsze i najpiękniejsze we wszystkich ważniejszychkrajach. Jakże panu tego zazdroszczę powiedziała ciocia Henia z błyszczącymioczami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]