[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem skonfigurujemy system i sprawdzimy, czy cały tekst wygląda dobrze… Jad przy tym pomoże.Musimy porozmawiać z panem Penumbrą, obowiązkowo.Może on przyjedzie do Mountain View? Tak czy owak.Myślę, że będziemy gotowi za jakieś… dwa tygodnie.Powiedzmy, dwa tygodnie od dzisiaj.– Zdecydowanie kiwa głową.Tajne stowarzyszenie uczonych spędziło pięćset lat nad tym zadaniem.My wyznaczamy termin na piątek rano.NAJWYŻSZA SWPenumbra zgadza się nie zamykać księgarni, dopóki nie wyczerpie się konto w banku, więc wracam do pracy, i wracam z misją.Zamawiam katalog dystrybutora książek.Prowadzę następną kampanię reklamową w Google, większą.Mailuję do organizatora wielkiego festiwalu literackiego w San Francisco, który trwa przez cały tydzień i przyciąga rozrzutnych czytelników nawet aż z Fresno.Szanse są niewielkie, ale myślę, że damy radę.Myślę, że zdobędziemy prawdziwych klientów.Może wcale nie potrzebujemy Festina Lente Company.Może zrobimy z tej księgarni dochodowy interes.Dwadzieścia cztery godziny po rozpoczęciu kampanii reklamowej zajrzało do nas jedenaście samotnych dusz, co jest dość ekscytujące, bo wcześniej była tylko jedna samotna dusza: ja.Ci nowi klienci kiwają głowami, kiedy pytam o reklamę, a potem czworo z nich rzeczywiście coś kupuje.Troje z tej czwórki wybiera nowego Murakamiego, którego egzemplarze ułożyłem w schludny stosik obok kartki objaśniającej, jaki jest wspaniały.Kartka jest podpisana P.Penumbra, pismem naśladującym jego zawijasy, bo uznałem, że ludziom to się spodoba.Po północy spostrzegam na chodniku North Face z Booty’s, idącą ze spuszczoną głową w stronę przystanku autobusowego.Biegnę do frontowych drzwi.– Albert Einstein! – krzyczę, wychylając się na chodnik.– Co? – pyta ona.– Mam na imię Daphne…– Mamy biografię Einsteina – oznajmiam – autorstwa Isaacsona.Faceta, który pisał o Stevie Jobsie.Nadal ją pani chce?Uśmiecha się i okręca na obcasach – bardzo wysokich – i w ten sposób sprzedaję pięć książek w ciągu jednej nocy, nowy rekord.Codziennie przychodzą nowe książki.Kiedy zjawiam się na swoją zmianę, Oliver pokazuje mi spiętrzone pudła.Patrzy na mnie trochę podejrzliwie, szeroko otwiera oczy.Jest lekko wytrącony z równowagi, odkąd wróciłem i opowiedziałem mu, czego się dowiedziałem w Nowym Jorku.– Przypuszczałem, że dzieje się coś dziwnego – mówi cicho – ale zawsze myślałem, że chodzi o narkotyki.– O w mordę, Oliver! Że co?– No, myślałem, że może w tych książkach jest pełno kokainy.– I nigdy nawet o tym nie wspomniałeś?– To była tylko teoria.Oliver uważa, że zbyt beztrosko szafuję naszymi kurczącymi się funduszami:– Nie powinniśmy raczej się starać, żeby pieniędzy wystarczyło na jak najdłużej?– Powiedziane jak przystało na ekologa.– Cmokam.– Pieniądze to nie terakota.Możemy zarobić więcej, jeśli się postaramy.Musimy spróbować.Więc teraz mamy nastoletnich czarodziejów.Mamy wampirzych policjantów.Mamy pamiętnik dziennikarza, manifest designera, powieść graficzną słynnego szefa kuchni.W nostalgicznym geście – może też nieco wyzywającym – sprowadziliśmy nowe wydanie Kronik smoczych pieśni, wszystkie trzy tomy.Zamówiłem również starego audiobooka dla Neela.On już właściwie nie czyta książek, ale może posłucha przy podnoszeniu ciężarów.Usiłuję zainteresować tym wszystkim Penumbrę – nasze nocne wpływy to nadal tylko dwucyfrowe sumy, ale o cały rząd cyfr większe niż poprzednio – ale jego pochłania Wielkie Odszyfrowanie.Pewnego zimnego wtorkowego poranka wkracza do księgarni z kubkiem kawy w jednej ręce i swoim tajemniczym e-czytnikiem w drugiej, a ja pokazuję mu nowe nabytki.– Stephenson, Murakami, najnowszy Gibson, Informacja, Dom z liści, nowe wydanie Moffata… – wyliczam, idąc wzdłuż regałów.Przy każdej książce stoi mała ulotka reklamowa, podpisana P.Penumbra.Martwiłem się, czy nie zaprotestuje przeciwko wykorzystaniu jego imprimatur, ale nawet nie zauważył.– Bardzo dobrze, mój chłopcze – mówi i kiwa głową, wciąż wpatrzony w czytnik.Nie ma pojęcia, co mu przed chwilą powiedziałem.W ogóle nie widzi regałów.Kiwa głową i szybko przeciąga palcem po ekranie czytnika, potem podnosi wzrok.– Dzisiaj odbędzie się zebranie – mówi.– Googlerzy odwiedzą księgarnię – wymawia to jak cztery sylaby, „go-gu-le-rzy” – żeby spotkać się z nami i omówić nasze metody.– Robi pauzę.– Chyba też powinieneś się zjawić.Więc tego popołudnia, zaraz po lunchu, mamy wielkie zgromadzenie starej i nowej gwardii w Całodobowej Księgarni Pana Penumbry.Obecni są najstarsi z uczniów Penumbry: białobrody Fedorow i kobieta imieniem Muriel z krótko ściętymi siwymi włosami.Nigdy jeszcze jej nie widziałem; widocznie przychodzi w ciągu dnia.Fedorow i Muriel naśladują swojego nauczyciela.Są łotrzykami.Google przysłał kontyngent wybrany przez Kat.Przyszli Prakesh i Amy, oboje jeszcze młodsi ode mnie, i Jad od skanera książek.Z podziwem ogląda niskie regały.Może później coś mu sprzedam.Neel jest na konferencji rozwojowej Google w śródmieściu – chce poznać więcej kolegów Kat i zasiać ziarna przejęcia Anatomixu – ale przysłał Igora, który jest całkowitym nowicjuszem w tych kwestiach, jednak chwyta wszystko w lot.Możliwe, że jest najinteligentniejszy spośród zebranych.Wszyscy razem, młodzi i starzy, stoimy wokół biurka, na którym leżą tomy z Zaplecza, otwarte do wglądu.To błyskawiczny kurs kilkusetletniej pracy Niezłamanego Grzbietu.– To som książki – mówi Fedorow – a nie zwygłe ciongi liter.– Przesuwa palcem po stronie.– Wienc musimy obeliczać nie tylgo według liter, ale też według stron.Niegdóre najbardziej zgomblikowane sysdemy deszyfrowania obierają się na tym ugładzie według stron.Googlerzy kiwają głowami i robią notatki na laptopach.Amy włączyła iPada z maleńką klawiaturą.Dzwonek nad drzwiami brzęka i do środka wpada smukły chłopak z długim kucykiem, w okularach w czarnej oprawie.– Przepraszam za spóźnienie – rzuca, zdyszany.– Witaj, Greg – mówi Penumbra.– Cześć, Greg – mówi w tej samej chwili Prakesh.Patrzą na siebie, a potem na Grega.– Tak – potwierdza Greg.– To niesamowite.Okazuje się, że Greg – dostarczyciel tajemniczego e-czytnika Penumbry! – jest jednocześnie inżynierem sprzętowym w Google i nowicjuszem w miejscowej sekcji Niezłamanego Grzbietu.Okazuje się również, że jest bezcenny.Występuje w roli tłumacza pomiędzy googlerami a zespołem Penumbry, wyjaśnia jednej grupie przetwarzanie równoległe, a drugiej format in folio.Jad od skanera książek też jest bardzo ważny, bo już to robił.– Będą błędy OCR-u – wyjaśnia.– Na przykład małe „f” wyjdzie jako „s”.– Wystukuje obie litery na laptopie, żebyśmy mogli je zobaczyć obok siebie.– Małe „rn” wygląda jak „m”.Czasami duże „A” zmienia się w „4” i jest dużo takich rzeczy.Będziemy musieli skompensować wszystkie możliwe błędy.Fedorow przytakuje i wtrąca:– Także obtyczne wektory własne tekstu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]