[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Tego rodzaju kompleksy wydawały sięabsurdalne u nadzwyczaj pociągającej kobiety.Po chwili namysłuJonathan dokonał istotnej korekty swego rozumowania: Samanthabyła cudowną dziewczyną pod warunkiem, że rozpuściła włosy i niezadzierała nosa.Doskonale wiedziała, jak mu dokuczyć.Była oschła inieprzyjemna.Jej arogancja maskowana pozorami uprzejmości88RSdoprowadzała go do szału.Przez tę kapryśną pannicę utracił spokój izdolność logicznego myślenia.Czas wywiesić białą flagę i zacząć pokojowe rokowania, uznałJonathan, gapiąc się w sufit komnaty Ramzesa, na którymwymalowane były szeregi młodych Egipcjanek w obcisłych sukniach;ich wielkie, czarne oczy podkreślały ciemne kreski.Rzędyhieroglifów przeplatały się z wizerunkami kaczek, sokołów, krów ikotów.Jonathan nie był w stanie odgadnąć ich symbolicznegoznaczenia.Gdyby Samantha leżała teraz u jego boku, wszystko by muwyjaśniła.Potrafiła odczytać najbardziej zawiłe napisy izinterpretować skomplikowane malowidła.Jonathan pomyślał nagle,że gdyby spoczywała obok niego na szerokim łożu, znalezlibyniewątpliwie ciekawsze zajęcie niż patrzenie na freski zdobiące sufit.Pora okazać szczery żal i wyciągnąć rękę do zgody, uznałJonathan, odrzucając kołdrę i siadając na brzegu łóżka.Postanowiłjeszcze tego samego dnia załagodzić spory i skruszyć pozornienieprzenikniony mur niechęci, który zbudowała wokół siebieSamantha.Westchnął na wspomnienie tamtego wieczoru, gdy nie byłw stanie oprzeć się pokusie i wziął w ramiona uroczą panią profesor.Postąpił głupio.Okazał się idiotą.Na kobietę pokroju Samanthy niemożna wywierać presji.Popełnił błąd, ulegając nagłej żądzy.Zachował się jak ostatni dureń.Jonathan rozmyślał nadal o kobiecej naturze, gdy brał prysznic iwkładał ubranie.Tego dnia miał wraz z Samantha przyjrzeć sięzawartości jednego z pałacowych magazynów.Należało sprawdzić,czy nie pozostały tam jakieś zapomniane arcydzieła.Ogromnym89RSułatwieniem był rejestr kupowanych zabytków prowadzony z wielkąstarannością przez, Archibalda McDonnella, który miał zwyczajnotować miejsce zakupu, cenę, przeznaczenie i historyczneciekawostki dotyczące każdego eksponatu ze swojej kolekcji.Skrupulatność, z jaką ekscentryczny milioner prowadził owe rejestry,cechowała go również w interesach i była jednym z fundamentówogromnej fortuny.Dwadzieścia minut pózniej umyty i ogolony Jonathan, ubrany wsprane dżinsy, roboczą bluzę i tenisówki gotów był stawić czołowszelkim wyzwaniom.Usłyszał, że otwierają się drzwi sąsiedniegopokoju, i natychmiast wyszedł na spotkanie kapryśnej profesorWainwright.Samantha miała na sobie prosty, zielony kostium nie różniącysię niczym poza kolorem od innych jej strojów.Starannie dobranepantofle nie rzucały się w oczy.Włosy upięła w ciasny kok.Na nosiemiała okulary w rogowej oprawie, pod pachą duży notes, a w dłonipióro.Na ramiona zarzuciła ochronny kitel, by nie pobrudzićkostiumu.- Dzień dobry, pani profesor - zagadnął ją Jonathan.- Witam, panie Hazard.- Jak samopoczucie?- Doskonale.- Zniadanie było dziś znakomite, prawda? Każdego ranka służbaprzynosiła do pokojów obficie zastawione tace.- Owszem - odrzekła Samantha i ruszyła w głąb korytarza.Jonathan deptał jej po piętach.90RS- Słodkie bułeczki z lukrem wyjątkowo mi smakowały.A pani?- Nie próbowałam ich.Szczerze mówiąc, nie jadam słodyczy.- Jaka szkoda - westchnął ze współczuciem Jonathan.- %7łyciejest zbyt krótkie, by rezygnować z drobnych przyjemności.- Obojezdawali sobie sprawę, że ma na myśli nie tylko ciastka.Samanthanerwowo popatrzyła na zegarek.- Dochodzi ósma.Czas zabrać się do pracy.- Odwróciła głowę iprzyspieszyła kroku.Jonathan łagodnym ruchem chwycił ją za rękę.- Samantho.- zaczął nieśmiało.Dziewczyna unikała jegospojrzenia.Położył dłoń na ramieniu młodej uczonej i odwrócił ją kusobie.- Samantho.- Jonathan miał już dość uników.- Spójrz namnie.- O co ci chodzi? - zapytała, patrząc mu w oczy.Jonathan puściłjej ramię, ale nie odwrócił wzroku.- Jak długo zamierzasz się na mnie gniewać?- Całą wieczność.- Daj spokój, Sam.Czas zakopać topór wojenny.- Wolałabym zrobić z niego inny użytek.- odparła.Jonathan miałochotę ją, udusić.Zdesperowany, przeganiał palcami krótkie włosy.- Proponuję zawieszenie broni.- Czyżby?- Przypieczętujmy je pocałunkiem.Samantha wyprostowała się i dumnie uniosła głowę.Nie musiałanic mówić.Jonathan doskonale wiedział, co myśli o jego propozycji.- Doceniam twój gest, ale nie widzę takiej potrzeby.91RS- Zostańmy przyjaciółmi.O nic więcej nie proszę.Będzie namsię lepiej pracowało, jeśli przestaniemy patrzeć na siebie wilkiem.- Nie rozumiem, do czego zmierzasz - oznajmiła chłodno iuprzejmie.Jonathan popatrzył jej prosto w oczy i ujął się pod boki.- Doskonale rozumiesz.Jesteś mądrą kobietą obdarzonąniezwykłą intuicją i przenikliwością, chociaż.-wzruszył ramionami -nie znasz się na ludziach.Mam na myśli twych współczesnych,różniących się nieco od dostojnych egipskich faraonów, którzy dawnotemu rozsypali się w proch.- Tani chwyt! - odparła Samantha z groznym błyskiem woczach.- Oko za oko, wet za wet.Przez ostatni tydzień nie szczędziłaśmi przytyków.- Nieprawda!- Bądz uczciwa.- No dobrze, dokuczałam ci, ale miałam powody.- Nie sądzę.Samantha milczała.Jonathan postanowił brnąćdalej.- Chciałbym cię przeprosić.- Za co?- Wprawiłem cię w zakłopotanie - odparł, robiąc krok w jejstronę.- Mnie?- Owszem.Tamtego wieczoru, gdy cię pocałowałem, a tyrzuciłaś mi się w objęcia.Gdyby spojrzenie mogło zabić, Jonathan byłby już trupem.92RS- Co powiedziałeś? - wycedziła przez zęby Samantha.- Mam dość owijania w bawełnę.Nazywajmy rzeczy po imieniu.- Bez dwuznacznych aluzji i nudnych opisów dzieł sztuki? -dodała cierpko.Jonathan nie wytrzymał; parsknął śmiechem, klepiąc się poudach.- Nie sądziłem, że masz poczucie humoru!- Każdy je ma.- Z wyjątkiem jego książęcej mości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]