[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Tak - przyznał nadinspektor - to prawda.Ale może komuśzapłacił.Może powinieneś przesłuchać jeszcze tę jego matkę.Zrób to może od razu.Jeżeli załatwisz to dziś, jutro będzieszmiał wolne ręce, wtedy będziemy musieli zabrać się do tychdwóch handlarzy narkotykami.Grijpstra nic nie powiedział.- Słyszysz mnie? - zapytał nadinspektor.- Tak jest, panie inspektorze - powiedział Grijpstra - jeszczedziś pojadę do sanatorium.Do widzenia panu.Odłożył słuchawkę.Nadinspektor powiedział jeszcze powodzenia , ale to jużGrijpstrę ominęło.Do sypialni weszła z powrotem jego żona.- Nie pal w sypialni cygar - powiedziała.- To jest paskudny zwyczaj - dodał Grijpstra i wstał.Ubrałsię i przypiął do paska pistolet.W łazience golił sięniepotrzebnie długo.To moja jedyna przyjemność dzisiaj,pomyślał ponuro.Ogolić się, nie żałować mydła, wziąć sobienowy nożyk, a poza tym przez cały dzień sama nędza.W pokoju dziennym wyjrzał przez okno.%7łona przyniosła mufiliżankę kawy.- Ta kawa jest letnia - powiedział Grijpstra.- To prędzej pij - odparła żona i znowu trzasnęła drzwiami.Grijpstra patrzył na wodę Lijnbaansgracht; jakaś kaczkapróbowała utorować sobie drogę wśród pływających śmieci.Doliczył się dwóch materaców, resztek krzesła, trzech wielkichi dwóch małych pudełek z tektury i czterech plastykowychworków na śmieci ciemnoszarego koloni.Było też dużodrobniejszych odpadków.Obiecał sobie, że jeszcze raz napiszedo Miejskiej Służby Oczyszczania.Poprzednim razemprzysłali czółno z dwójką mężczyzn, którzy całymi dniamiwyławiali wszelkie świństwo z kanału.Grijpstra przypomniał sobie artykuł 41 Policyjnego kodeksuporządkowego. Zabrania się zanieczyszczania dróg publicznych lub terenówdo nich przylegających jak również wód publicznychprzedmiotami lub substancjami.Bezużyteczny artykuł, bo naruszenie go jest karanemandatem w wysokości dziesięciu guldenów.Dziesiątka to dzisiaj są drobne, pomyślał Grijpstra i wróciłdo sypialni, żeby zatelefonować.- Słucham - powiedział de Gier.- Spotykamy się w Biurze Głównym za pół godziny -powiedział Grijpstra.- Nie mogę - powiedział de Gier - umówiłem się.- Tak - powiedział Grijpstra - ze mną.Odłożył słuchawkę i poszedł włożyć marynarkę.- Wychodzisz? - zapytała żona u drzwi wyjściowych.- Tak - odpowiedział Grijpstra.- Wracasz pózno?- Tak - odpowiedział.Zamknął za sobą ostrożnie drzwi.De Gier siedział w szarym volkswagenie na podwórku biura,kiedy ożywionym krokiem nadszedł Grijpstra.Spacer dobrzemu zrobił, a przykrość z kimś podzielona jest tylkopołowiczna.De Gier włączył silnik w milczeniu i wyjechał przez bramę.- Nie mogłeś podziękować portierowi, że tak akuratnieotworzył ci płotek? - zapytał Grijpstra.- Nie - odparł de Gier.- W złym humorze? - spytał Grijpstra.- Skądże znowu - powiedział de Gier.- Czyż jest coś milszegoponad obowiązek i ciężką pracę? Byłem umówiony zConstanze Verboom i jej córeczką.Mieliśmy jechać na plażę.Do Zandvoortu.Wczoraj podobno tam byłeś, co?- Tak - powiedział Grijpstra - pełno ludzi.A morze jestbrudne.A jak się chcesz załatwić, to płacisz dwadzieściacentów.A dzieci chciały zbudować zamek i wlazł im na to jakiśgruby Niemiec.Nie jego wina, którędyś musiał przecieprzejść.A wtedy mój mały uderzył go łopatką.Chłop krwawiłjak ranny jeleń.- Cha cha - powiedział de Gier.- Uważasz, że to zabawne? - zapytał Grijpstra- Pyszne - powiedział de Gier - miałeś duże kłopoty z tegopowodu?- Wystarczająco - powiedział Grijpstra.- Dokąd jedziemy? - zapytał de Gier.- Do domu wariatów - powiedział Grijpstra - odwiedzićstarszą panią Verboom.De Gier zahamował i zatrzymał samochód pod znakiemzakazu zatrzymywania się.- Nie mówisz tego poważnie - powiedział - to po co ja cijestem potrzebny? Przecież możesz tam jechać sam?- Nie lubię starych kobiet - powiedział Grijpstra - i nie lubiędomu wariatów.- To dlaczego nie wysłałeś mnie samego? - zapytał de Gier.-Przecież zawsze tak robisz.Wczoraj też musiałem działać sam,prawda?- Pomysł nie jest mój - powiedział Grijpstra cierpliwymtonem - nadinspektor to wymyślił.I powiedział, żepowinienem tam jechać.Ale ja nie chcę sam.A dwóch usłyszywięcej niż jeden, a ty musisz robić, co ci każę, i jedz jużwreszcie.Nadjechał policjant na motocyklu, który obejrzał się nachwilę i zakręcił na chodnik, ale Grijpstra machnął mu, żebyodjechał.Ruszyli.De Gier patrzył rozmarzony przed siebie.Na nowoprzeżywał nocne przygody.- Jak poszło wczoraj wieczorem? - spytał Grijpstra.- Wyśmienicie - powiedział de Gier - ale nie sądzę, żeby onamiała z tym cokolwiek wspólnego.- Opowiedz - powiedział Grijpstra.De Gier opowiedział.- Czy to wszystko? - spytał Grijpstra.De Gier uśmiechnął się szeroko.- Od razu wiedziałem - powiedział Grijpstra.De Gier uśmiechnął się znowu.- Dobrze - powiedział Grijpstra - łączę się z tobą w radości,ale ona jednak mogła była to zrobić.Jedne z drzwi w dolnymkorytarzu zamykają dostęp do schodów, które prowadzą nanajwyższe piętro.Dziewczyny mówią, że pani Verboom miałaklucz do tych drzwi.Mogła wpaść na chwilę z Paryża.- To musimy w poniedziałek zadzwonić do Paryża -powiedział de Gier - ale ja nie sądzę, że to mogła zrobić ona.Mordercy są zdenerwowani, ona nie była wcale zde-nerwowana.- Dokąd jedziesz? - spytał Grijpstra.- Do Bussum - powiedział de Gier - przecież sam kazałeś.- To co robimy na szosie do Utrechtu?- Ach, rzeczywiście - powiedział de Gier.- To w takim razieskręcimy przy Hilversum.- Dopiero co przejechałeś to skrzyżowanie.- To ty też w takim razie nie uważasz - powiedział de Gier.- Nie - potwierdził Grijpstra tym samym głosem, jakimposługiwał się w konwersacjach z żoną - ale koniecznie wróć.- To o czym ty myślisz? - spytał de Gier.Grijpstra zsunął się trochę z siedzenia, splótł palce,skierował wzrok przed siebie na nieskończoną autostradę idafa ze starszą panią przy kierownicy, która od jakiegoś czasujechała tuż przed nimi, po czym westchnął.- O lokówkach mojej żony - powiedział Grijpstra - i o tychsiedemdziesięciu pięciu tysiącach guldenów.Jeżeli ktoś tonaprawdę sprzątnął, to musi mieć teraz dużo pieniędzy, aludzie, co naraz dostają do rąk dużo pieniędzy, coś z nimirobią.Masz kontakt z biurem dochodzeń.Robią tam coś?- Robią - powiedział de Gier - robią.Ale to jest za bardzopłynne.Stale są w obrocie ogromne sumy pieniędzy, z trudemzarobionych na lewo.Bary i sekskluby i drogie restauracje sąpełne, ale gdzie szukać tych naszych siedemdziesięciu pięciutysięcy? Kto wydaje te pieniądze?- Co robi Van Meteren?- Nic specjalnego - powiedział de Gier.- Wywiadowca, którygo śledzi, dzwonił do mnie dziś rano.Van Meteren zjadł zaparę guldenów obiad w taniej jadłodajni na Spuistraat,przeznaczył kilkadziesiąt guldenów na odzież na targu przyDapperstraat.Koszulkę i dżinsy, a przy tym przekopał sięhandlarzowi przez cały kram.Pali skręty, a wieczorem wypiłdwa piwa w knajpce na Singlu, ale jedno z nich zafundowałmu jakiś pijaczyna, który koło niego siedział.- Co robi dzisiaj? - zapytał Grijpstra.De Gier wyprzedził nareszcie dafa ze starszą panią i Grijpstrapoczuł się nieco pogodniej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]