[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dopadłam ją, kiedy wychodziła z refektarza, rozpaczliwie pragnąc z nią porozmawiać.Byłam w Mountjoie od ponad miesiąca i ani razu nie rozmawiałam w cztery oczy aniz moją przełożoną, ani z kimkolwiek innym.Miałam wrażenie, że w ogóle nic nie znaczę.Chcąc się mnie pozbyć, poleciła, żebym przeszła się na świeżym powietrzu.Był przenikliwiechtodny zimowy dzień, niebo się zachmurzyło.Włożyłam rękawiczki (pojawiły się w nich całkiem nagle dziurki, jakby jewygryzły niewidzialne mole) i wyszłam na boisko, a tam spacerowałam i spacerowałam.Nie zapytałam, jak długo mamspacerować, i nie zamierzałam przestać, dopóki nie otrzymam od matki Josephine polecenia, by wrócić do środka.Alejak mogłam się spodziewać, że matka Josephine, odpowiedzialna za tysiąc osób, będzie pamiętała, że spaceruję na zewnątrz w chłodzie? Uparcie nie dopuszczałam do siebiemożliwości powrotu, by zapytać ją, czy już dość.Nie, spacerowałam zawzięcie przez pięć godzin, aż do zmierzchu, i pewniespacerowałabym jeszcze do póznych godzin nocnych albo dopóki bym się nie przewróciła, w oczekiwaniu, aż moja przełożona w końcu przyzna, że zachowała się nierozsądnie.- Siostro! - zatrzymał mnie głos młodej zakonnicy biegnącej w moją stronę.- Matka Josephine mówi, że ma siostrajuż teraz wracać.- Podeszła bliżej i spojrzała na moją zlodowaciałą twarz.- Zobaczyłam siostrę przez okno - wyjaśniła -i zapytałam matkę Josephine, dlaczego właściwie siostra takdługo przebywa na zimnie i do tego w ciemnościach.Matka Josephine chyba w tym momencie dała się zaskoczyć, ale powiedziała tylko:- Może siostra po nią pójść.Kiedy razem wchodziłyśmy do środka, zaczął padać śnieg.Zsiniałymi z zimna wargami podziękowałam zakonnicy za jejżyczliwość.Poprosiła jedną ze świeckich sióstr, żeby przygotowała mi kubek gorącej herbaty, a potem zniknęła.Podanomi razem z gorącą herbatą jakieś resztki z kolacji.Następnego dnia miałam temperaturę, nic dziwnego potak długim przebywaniu na mrozie.W głębi serca poczułamulgę, bo myślałam, że będę miała przerwę w uczeniu.Kazano mi pójść do infirmariuszki, żeby mnie zbadała i podała lekarstwo, jeżeli trzeba.Ku mojemu zaskoczeniu oznajmiła, żewcale nie mam temperatury! Siedziałam tam oszołomiona,policzki i czoło mnie paliły, wargi miałam spękane i suche.Ośmieliłam się zapytać, czy termometr nie jest przypadkiemzepsuty, ale moja sugestia została szorstko odrzucona.Czykazano jej ignorować mnie? Czy to była część mojej kary?Stałam przed infirmerią, nie wiedząc, co mam teraz zrobić.Infirmariuszka burczała coś w środku, więc zebrałam się naodwagę i poprosiłam, by jeszcze raz zmierzyła mi temperaturę.Zgodziła się niechętnie, ale rezultat był taki sam: temperatura nie odbiegała od normy.Zaczęłam zastanawiać się, czyprzypadkiem temperatura mojego ciała nie jest zwykle niższaniż u innych ludzi, tak że po podwyższeniu może wydawać sięnormalna.Nie spotkałam się ze współczuciem, nie dostałamżadnego lekarstwa, siedziałam otępiała, było mi gorąco, odczuwałam przemożną chęć, by wejść pod koc i zasnąć.Szybkorozwinął mi się paskudny katar i kazano mi trzymać się z daleka od innych; tak więc zyskałam kilka dni przerwy od uczenia, ale bez przyjemności wylegiwania się w łóżku.Potem pojawiło się następnie wyzwanie.Jedna z zakonnicpowiedziała do mnie:- Stara siostra Norbert potrzebuje nowego czepca.Nie radzi sobie już z drobnymi szwami, a nikt inny nie ma czasu, bysię tym zająć.Czy zechciałaby siostra to zrobić?Mogłam odmówić; to była prośba, nie rozkaz.Mogłam odmówić chociażby z tego powodu, że nigdy w życiu czegoś takiego nie robiłam
[ Pobierz całość w formacie PDF ]