[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powodzenia - powiedziała - i jeszcze raz dziękuję.- Niech panienka trzyma się z dala od kłopotów, panienkoCameron - odparła Naomi, śmiejąc się wesoło.Wyglądała nauszczęśliwioną.Cieszyła się, że już niedługo przesiądzie się na innystatek i znów zobaczy swojego chłopaka.- Na nią też proszę uważać.Cameron spojrzała na Taye, która właśnie zmierzała w ich stronę.Męski strój skutecznie zakrywał kobiece kształty.Gdyby nie długiewłosy, z daleka wyglądałaby całkiem jak chłopiec.- Taye - uśmiechnęła się Cameron - już wstałaś?- Chciałam pożegnać się z Naomi.ousladansc- Musimy iść - oznajmił jeden z marynarzy, w czerwonej chustcena głowie.- Kapitan za godzinę chciałby stąd odpłynąć.Trzeba siępospieszyć.Taye objęła Naomi.- Dziękuję - szepnęła z przejęciem.- Jestem ci bardzo wdzięczna.- Panienka zajmie się moimi dziewczętami, prawda? Obie chciałyiść ze mną, ale Naomi bardzo się spieszy.Panienka dopilnuje, żebybezpiecznie dotarły do rodziny w Delaware, dobrze?- Obiecuję - powiedziała Cameron.- Płynie szalupa - odezwał się marynarz.- Wsiadaj na nią, jaktylko wezmiemy pasażera.Taye potarła ramiona, jakby było jej zimno.- Kto to jest? Cameron pokręciła głową.- Jackson mi nie powiedział.Usłyszały czyjś głos, a potem ktoś złapał za linę i wspiął się posznurowej drabince, zwisającej z burty.Nagle rozległ się zdławionyokrzyk Taye i zaraz potem szept:- Thomas.Na pokład wszedł Thomas Burl.- Panienka Taye? - spytał z niedowierzaniem.Natychmiastpodbiegł do niej i nieporadnie chwycił ją w ramiona.- Dobry Boże,panienka Taye! - zawołał.Twarz mu poczerwieniała, a oczy zaszłyłzami.- Bałem się, że już nigdy cię nie zobaczę.- Och, Thomasie, przepraszam.Przepraszam za to wszystko, copowiedziałam wtedy w Elmwood.ousladansc- Taye ukryła twarz na jego piersi.- Tak mi okropnie przykro.Ja.Cameron z zachwytem popatrzyła za nimi.Thomas zaprowadziłTaye na rufę, gdzie mogli spokojnie porozmawiać bez świadków.Naomi puściła oko do swojej dawnej pani i wesoło zamachałaręką.- Jeszcze się spotkamy, panienko.Czuję to w kościach -oznajmiła, po czym zniknęła za burtą.- Podnieść kotwicę.- Cameron usłyszała za sobą głos Jacksona.Odwróciła się, żeby na niego spojrzeć.- Wiedziałeś, że to właśnieThomas dosiądzie się w Nowym Orleanie?- No cóż.Jestem kapitanem tego statku - odparł z powagą wgłosie.- Oczywiście, że to wiedziałem.Cameron nie posiadała się ze zdumienia.- To dlaczego nic mi nie powiedziałeś? Posłał jej chłopięcyuśmiech.- Bo nie pytałaś - odparł.ousladanscROZDZIAA DWUDZIESTY PITYPo południu Inverness" bez przeszkód minął Nowy Orlean ipopłynął dalej w dół Missisipi.Jackson wyjaśnił im, że od ujścia rzekipożeglują na północ Zatoki Meksykańskiej, w kierunku Biloxi.Wciągu trzech dni powinni dotrzeć do portu.W delcie postanowił rzucićna noc kotwicę.Nie miał dokładnych map, więc wołał nie płynąć pociemku.Trzy dni, pomyślała Cameron.Miała trzy dni, żeby nacieszyć sięJacksonem.Na dobrą sprawę jeszcze nie uporała się z własnymiuczuciami.Najważniejsze, że się nie bała.Wiedziała, że go kocha, aledo tej pory nie oczekiwała od niego żadnych deklaracji.Nie była natyle głupia, aby chcieć więcej, niż mogła dostać.Jackson zamierzał jązostawić na Bahamach.Oczywiście robił to tylko, jak twierdził, dla jejdobra".Krótko mówiąc, znowu chciał ją porzucić.Cameron nie miała już siedemnastu lat i nie była taka naiwna jakniegdyś.Wolała przejąć inicjatywę.Zdecydowała, że wysiądzie wBiloxi i wróci do Elmwood.Taye mogła popłynąć dalej, na Bahamy.Cameron najpierw chciała pożegnać rodzinne strony, a dopiero potempojechać do Nowego Jorku, do Stuartów.Wiedziała, że będzie tęsknić za Jacksonem.Dałaby bardzo wiele,żeby słodkie chwile, które spędzili razem, trwały w nieskończoność.Obawiała się jednak, że na Bahamach ich rozstanie okaże się jeszczetrudniejsze.Nie mogła zmusić Jacksona, żeby ją pokochał.Najlepszymousladanscrozwiązaniem była podróż do Elmwood, a stamtąd do Nowego Jorku.Skrzypnęły otwierane drzwi.Cameron uniosła głowę znad MollFlanders".- Jackson.Uśmiechnął się, ale sprawiał wrażenie roztargnionego.Za nimwszedł do kajuty Thomas.- Dzień dobry, panno Cameron - przywitał się zakłopotany.Do tej pory nie miała okazji z nim porozmawiać.- Thomas! - Zerwała się z łóżka i podbiegła do niego, żeby gouścisnąć.- Nie masz pojęcia, jak się cieszę, że cię znowu widzę.Zarumienił się, wyjąkał coś, ale nie powiedział nic więcej.- Tak szybko wyjechałeś.- Cameron odsunęła się, żeby na niegospojrzeć.- Nie wiedzieliśmy, co się stało.Martwiłam się o ciebie.Wbił wzrok w podłogę i bezradnie opuścił ręce.- Przepraszam, że nawet się nie pożegnałem.Właśnie mówiłemTaye, jak mi przykro, ale to naprawdę była gardłowa sprawa.-Przymknął oczy.- Nie chodziło o mnie, panno Cameron, ale.oinnych.Cameron od dawna podejrzewała w tym rękę Granta.Teraz jużbyła tego prawie pewna.To nie najlepszy moment na takie rozmowy,uznała.Jackson i Thomas z pewnością chcieli zostać sami.- Najważniejsze, że jesteś cały i zdrowy.- Uśmiechnęła się.-Pewna młoda dama od dawna na ciebie czeka.Thomas zrobił się czerwony jak burak.Bardzo schudł od ichostatniego spotkania i jakby nieco stracił z dawnego uroku.Jednakousladanscspojrzenie piwnych oczu było tak samo szczere jak przedtem.- Pójdę sprawdzić, co u dziewcząt.Zostawiam was samych.Jackson nic nie powiedział, ale wyraz jego twarzy mówił sam zasiebie.Był jej niezmiernie wdzięczny, że będzie mógł spokojnieporozmawiać z Thomasem.Cameron nie miała najmniejszego pojęcia, dlaczego Burl w ogólezjawił się na statku.W co Jackson go wciągnął? Podświadomie czuła,że chodzi tu o coś więcej niż zwykłe spotkanie.Młody prawnikwystrzegał się nielegalnych interesów.Czyżby chciał przed czymśpowstrzymać kapitana Logana? Tak byłoby najlepiej, pomyślałaCameron.- Zobaczymy się na kolacji? - Spojrzała na Jacksona.Kiwnąłgłową.- Zaprosiłem Thomasa i Taye.Mam cichą nadzieję, że ci to nieprzeszkadza?Cameron podeszła do drzwi.Nie mogła powstrzymać uśmiechu.Jackson zapytał ją o zdanie, jakby to istotnie miało dla niego jakieśznaczenie.Tak jakby był jej mężem.- Przeszkadza? - zapytała.- Ani trochę.Zacumowali w dużej zatoce.Wieczorem na statku zapanowałowyjątkowe ożywienie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]