[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jesteśmy tuż zawami, celujemy w ostatniego.TLR Przyjąłem, lecimy odpowiedział Mick i przełączył się z powrotem nadwójkę. No dobra, panowie klubowicze, na plecy, na brzuchy, lecimy icelujemy w kotwice.Mick obrócił samolot i pociągnął za drążek, gdy horyzont zawirował za szybą.Linia horyzontu, oddzielająca niebo od morza, potem samo morze, potem czarnekropki z białymi śladami kilwaterów, zbliżające się w miarę, jak opadaławskazówka wysokościomierza.Kierując się na dziób statku płynącego naprzedzie, dobrze już widocznego z tej odległości ciężkiego krążownika, którystrzelał do jego lotniskowca, wysunął klapy, by ustabilizować lot, i skoncentrowałcałą uwagę na celu.Nie było lotniskowców tylko lśniący krążownik, plującyogniem w kierunku lotniskowców, co i rusz kierując też białe i czerwonesmugacze w stronę jego samolotu.Na wysokości pięciu tysięcy stóp opuścił mocno dziób, a na trzech tysiącachwypuścił śmiesznie małe bomby.Musiał szybko odzyskać wysokość wprzeciwnym razie jego dauntless wpadłby przez okno wprost do kabiny namostku.Odczuwając skutki przeciążenia, starał się za wszelką cenę utrzymaćranną dłoń na drążku, aż poczuł pulsowanie i wilgoć, której z pewnością tam niebyło, gdy zaczął się zniżać.Przez krótką chwilę widział konstrukcję w kształciepagody, uruchomił więc serię z pięćdziesiątki i strzelał, dopóki nie stracił jej zoczu.Zaburzenia wzroku spowodowane przeciążeniem były tak silne, że nie był wstanie stwierdzić, czy trafił cokolwiek.Zwiększył wysokość do pięciuset stóp.Nie widział, czyjego bomby odniosłyjakikolwiek skutek, nie miało to jednak wielkiego znaczenia.Nawet gdyby trafił,pociski pewnie odbiłyby się od poszycia, unieruchamiając być może kilkudziałowych, jeśli przypadkiem któraś bomba spadłaby na podstawę działa.Zrobiłunik, wyleciał ponad kilwater krążownika i uświadomił sobie, że ma przed sobąkolejny.Zobaczył, jak z nieba spada myśliwiec, zrzuca pociski rakietowe na tyłTLRlinii krążowników, podrywa się do góry i wpada wprost na działo przeciwlotniczena sterburcie.Sekundę pózniej zamienił się w kulę ognia i runął do morza.Mick miał ułamek sekundy na podjęcie decyzji: atakować jeszcze raz, czywzbić się do góry? Zrobił kolejny unik na prawo i poderwał samolot, nie wiedząc,czy za moment nie nastąpi atak kolejnych myśliwców.Jeden z nich odezwał sięwłaśnie na czwartej częstotliwości. Trafiłeś go, Mick, i ja też powiedział ale płynie dalej. Leć za mną do góry powiedział Mick. Osiem tysięcy stóp.GdzieBenny? Jestem, Mick.Zafundowaliście mu pożar, ale nadal się trzyma.Dorwiemygo jeszcze raz? No pewnie odparł Mick. Tak jak poprzednio podchodzimy odprzodu, ostrzeliwujemy na całej długości.Potem poszukamy jakichś prawdziwychbomb.Przegrupowali się na wysokości ośmiu tysięcy stóp, poza zasięgiem większościdział przeciwlotniczych, które wciąż strzelały do nich z pokładu krążowników.Napierwszym z nich wybuchł pożar na śródokręciu, nie wyglądało to jednak zbytpoważnie.Drugi wypadł z linii i nie strzelał już do lotniskowców; trzy kolejnejednak dawały z siebie wszystko.Mick wciąż widział sylwetki dużo większychokrętów na północnym zachodzie i czerwonożółte błyski rozświetlające nieboregularnie raz na minutę, niczym mordercze zegary.Po trzech minutach znalezli się na odpowiedniej pozycji do kolejnego ataku napierwszy krążownik.Mick obejrzał swoją prawą dłoń.Spod rękawiczkiwydostawała się jasna krew, ściekająca po przedramieniu.Zastanawiał się, czy niezdjąć rękawicy, ale rozmyślił się.Co dziwne, dłoń niespecjalnie go teraz bolała.Okay, chłopcy powiedział. Schodzimy, jak najszybciej wyrównujemy loti zaczynamy strzelać na trzech tysiącach stóp.Krótkie serie, dopóki nieTLRdosięgniecie celu, potem dajemy pełną parą.Odbijacie do góry znad pokładu ilecicie nad kilwaterem, zygzakując.Spotykamy się znowu na ośmiu tysiącach.Mick położył prawą dłoń z powrotem na drążku.Miał wrażenie, że stała sięgąbczasta, był jednak w stanie chwycić za drążek.Odsunął na chwilę maskętlenową i powąchał dłoń.Po raz pierwszy poczuł zapach zgnilizny.Nigdy dotądnie czuł zapachu gangreny, ale jak wtedy, gdy człowiek pierwszy raz w życiuwidzi grzechotnika nie miał wątpliwości, z czym ma do czynienia. Nie jest dobrze" pomyślał, ale już po chwili musiał skupić się namanewrach, by uniknąć pocisków z dział przeciwlotniczych.Założył z powrotem maskę i wykonał kolejny obrót.Wydawało mu się, że tymrazem poszło łatwiej, a ogień dział przeciwlotniczych jakby osłabł.Widział dymbijący ze śródokręcia, ale nie czarny, tylko biały.Coś łatwopalnego, ale nieśmiertelnie groznego.A może para?Zszedł na dwa tysiące stóp zamiast trzech.Co prawda kazał swoim chłopakomrozpocząć ostrzał na trzech tysiącach, żeby dać im dość czasu na odzyskaniewysokości.Sam jednak robił to nie pierwszy raz.Odczekał, aż odległość dzielącago od krążownika zmalała do półtorej mili i otworzył pełen ogień; pociski waliły zpluskiem o wodę przed dziobem, kolejna seria poszła w pokład dziobowy, a potemw dziwaczną, przypominającą zamek konstrukcję nadbudówki.Przez kilka nie-bezpiecznych sekund zawisł przed oknami kabiny na mostku, Patrząc, jak pociskiprzeszywają szyby i w środku odbijają się od ścian.W ostatniej chwili przechyliłsamolot na bok i przeleciał obok mostka, skręcając pod kątem prostym, by uniknąćkolizji
[ Pobierz całość w formacie PDF ]