[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jak sądzisz? - spytał Kyristis zuśmiechem, nieczęsto goszczącym na jego twarzy.- Wiem - odparł Lapakis.- Ale najpierw musimy uzyskać aprobatę władz iobawiam się, że to nie nastąpi szybko.- Poproszę, by wypuszczono ich pod warunkiem, że przez najbliższemiesiące będą nadal przyjmować leki, a przez kolejny rok regularniezgłaszać się na badania kontrolne.- Zgoda.Kiedy uzyskamy na to pozwolenie, zawiadomimy pacjentów.Upłynęło kilka tygodni, nim doczekali się odpowiedzi.Postanowionoobjąć pacjentów kwarantanną - jeśli w ciągu roku badania nie wykażąobecności bakterii, ludzie ci będą mogli opuścić wyspę.Decyzja władzrozczarowała Kyristisa, ale wyglądało na to, że mimo drastycznie długiejkwarantanny, dwanaścioro mieszkańców kolonii wkrótce i tak będzie mogłowrócić na stały ląd.Kilkoro pierwszych wyleczonych przyjęło dobrą nowinę ze łzami woczach, ale gdy doktor Kyristis zakomunikował ją Dimitriemu, młodynauczyciel zareagował tak, jakby odrętwienie atakujące dawniej jego ręce,wróciło i sparaliżowało mu język.Spinalonga stała się jego domem, amieszkańcy kolonii rodziną.Zdawał sobie także sprawę, że zniekształconapołowa jego twarzy będzie budzić nieprzychylne zainteresowanie ludzi.No ikomu miał przekazać prowadzenie szkoły?- Wolałbym tu zostać jeszcze przez jakiś czas, niż tak nagle jechać wnieznane - powiedział w końcu.Nie on jeden nie miał ochoty opuszczać wyspy.Inni ozdrowieńcy równieżbali się, że trwałe ślady choroby zawsze będą przykuwać do nich uwagę.Potrzebowali pewności, że zdołają na powrót znalezć sobie miejsce wśródzdrowych.Pomimo obaw Dimitria i kilku innych osób było to przełomowe wy-darzenie w dziejach Spinalongi.W ciągu następnego roku przybyłowyleczonych.- Pod koniec roku zostaniemy bez pracy - zauważył Lapakis ironicznie.- Nigdy nie sądziłam, że celem mojego życia będzie bezrobocie, a tym-czasem na to wygląda - odparła Athina Manakis.Pózną wiosną stało się jasne, że latem wyspę opuści znaczna liczbapacjentów.Zostanie tylko kilkadziesiąt osób, reagujących na lek zle lubniereagujących wcale.Troje lekarzy spotkało się w gabinecie Lapakisa z przywódcą kolonii, żebywspólnie obmyślić sposób na upowszechnienie wiedzy o powodzeniukuracji.- Chcę, aby świat wiedział, że wracamy z wyspy dlatego, bo zostaliśmywyleczeni - powiedział Papadimitriou.- Uważam, że powinniśmy wyjechaćstąd wszyscy razem, a nie cichcem pojedynczo się wymykać.Chcę również,żebyśmy to uczcili uroczystością dziękczynną.I to nie na wyspie, lecz nastałym lądzie.- Musimy jednak pamiętać o tych, którzy nie zostali wyleczeni - zwróciłamu uwagę doktor Manakis.- Oni nie widzą powodów do świętowania.- Mamy nadzieję, że pacjenci, których kuracja potrwa dłużej - wtrąciłdyplomatycznie Kyristis - także opuszczą wyspę.- Jak to? - zdziwił się Papadimitriou.- Czekam na zgodę na przeniesienie ich do szpitala w Atenach.Będą tammieli lepszą opiekę, a poza tym rząd nie będzie chciał finansować kolonii,gdy zostanie tu tylko garstka pacjentów.- W takim razie proponowałbym, żeby chorzy opuścili wyspę przedwyleczonymi - powiedział Lapakis.- Myślę, że ułatwi im to pogodzenie się zniepowodzeniem kuracji.Wszyscy się z nim zgodzili.Postanowiono, że publiczna manifestacja zracji odzyskanego zdrowia i wolności nastąpi dopiero wówczas, gdy chorzywymagający dalszego leczenia zostaną taktownie przetransportowani doszpitala Zwiętej Barbary w Atenach.Pozostało tylko ustalenie daty.Uzgodniono, że owo historyczne wydarzenie nastąpi 25 sierpnia, w dniuAgios Titos.Jedynym uczestnikiem narady zaniepokojonym faktem, że dni kolonii naSpinalondze są policzone, był Kyristis.Bał się, że może już nigdy więcej niezobaczyć Marii.Rozdział jedenasty1957NADSZEDA dzień wyjazdu.Tym razem nie tylko Georgios płynął nawyspę, ale także pół tuzina innych rybaków z Plaki, którzy w końcu dali sięprzekonać, że nie ma się czego bać i zadeklarowali gotowość przewożeniamieszkańców Spinalongi na Kretę.Pożegnalne nabożeństwo odbyło się poprzedniego dnia w kościółkuZwiętego Pantalejmona, gdzie już od wielu dni schodzili się wierni, byzapalać świece i się modlić.Przybywali, żeby dziękować Bogu i prosić Go oodwagę stawienia czoła temu, co czekało ich w świecie rozciągającym się zawąskim pasem wody.Nawet ci, którzy nie zostali napiętnowani przezchorobę i nie nosili żadnych śladów trądu, obawiali się, że nie zdołają napowrót żyć normalnym życiem.Pierwsze wprowadzono na łodzie osoby starsze i jeszcze chore.Osływlokły się przez tunel tam i z powrotem, ciągnąc wózki załadowaneskrzyniami.Nad wodą wyrosła wielka góra rzeczy, unaoczniając wszystkimprzemianę marzenia o wyjezdzie w rzeczywistość.Kyristis czekał na nabrzeżu w Place, aby dopilnować prawidłowegotransportu pacjentów przewożonych na dalsze leczenie do Aten.Doktor Lapakis i Maria należeli do grupki tych, którzy pozostali na wyspiedo końca.Kiedy Maria po raz ostatni patrzyła na główną ulicę, pamięćnasuwała jej wspomnienia, które nakładały się na siebie i potęgowałyznaczenie tej chwili.Niezwykłe przyjaznie, radość wspólnego świętowania,satysfakcja z niesienia pomocy tym, którzy potrzebowali wsparcia.Wydawało jej się, że czas trwał w miejscu, odkąd przed czterema laty po razpierwszy stanęła na wyspie.Schodzący ulicą Lapakis wyczytał to wszystko z jej twarzy.On także niewiedział, co przyniesie mu życie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]