[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usta mieliśmyszeroko otwarte, jakbyśmy chcieli się połknąć.Kanibalizm i pocałunki,pomyślałem, starając się na moment wyłączyć, popatrzeć na wszystkoz boku, tak jak ktoś, kto się niechcący skaleczył, czasem zzafascynowaniem patrzy na jaskrawą krew tryskającą z rany,zapominając chwilowo o przejmującym bólu.Jednakże to, co mnieogarnęło, nie miało nic wspólnego z bólem: szukałem schronieniaprzed innym uczuciem, bardziej subtelnym i wszechstronnym.Gdybyto był tylko ból, wiedziałbym, czym się zakończy, ale to, co czułemteraz z Jade, stanowiło początek czegoś o nieznanych gra-nicach, wejście w niezbadane rejony ciała i duszy.Ucieczkę zwięzienia percepcji! Szturm na barykady! Tak, tak, szturm nabarykady! Wędrówkę w nieodkryte przestworza kosmosu.Nie naKsiężyc, Wenus czy Saturna, lecz dalej, aż po najodleglejsze krańcewszechświata, hen, wokół przylądka czasu.- David - szepnęła Jade, gdy wsunąłem w nią palec, szepnęła tak,jakbym dopiero teraz, w tym momencie, dotknął jej po raz pierwszy.Obejmowała mnie za szyję i nagle zacisnęła na niej ręce tak kurczowo,jakby tonęła.Nasze twarze zetknęły się: nie w pocałunku, choć ustamieliśmy blisko siebie, lecz w miażdżącym uścisku.Pomyślałemsobie, że jeśli Jade odrobinę mocniej zaciśnie ręce, jej kośćpoliczkowa, która znalazła się pod moim czołem, nie wytrzyma napomi pęknie.Poczułem na języku krew, wspólną krew - moją i Jade.Niechcącyrozciąłem sobie od wewnątrz wargę.Pomagając sobie ręką, Jade usiłowała wprowadzić mnie do środka:ale wystarczyło lekkie muśnięcie, żeby krzyknęła.Cofnąłem się.Przekręciliśmy się do siebie twarzami.Nasze ciała drżały niczymptaki uwięzione w zimnym kominie.Poruszałem się rytmicznie,pocierając członkiem o brzuch Jade; byliśmy tak mokrzy jak podługim, intensywnym stosunku.Zapach naszych ciał unosił się znadmateraca niby prześcieradło na wietrze.Sprężyny piszczały iskrzypiały.Odgłos uderzających o siebie wilgotnych ciał przypominałtupot bosych nóg biegnących po trawie, na której osiadła poranna rosa.Przyklęknąwszy między rozchylonymi nogami Jade, wsparty dłońmio jej uda, lizałem ją bardziej jak pies niż jak kochanek.Długim,różowym językiem jezdziłem po jej udach, wzgórku łonowym,wargach sromowych,brzuchu.Jade wolno przebierała nogami, jakby szła przez błoto.Poczułem, że mam coś na języku: była to grudka krwi wielkościniedużego kamyka.Wyjąłem ją i wytarłem ręce o pierś.Z ust Jade wydobywał się przeciągły, cichy jęk, jakby jej głosdochodził zza ściany.Jęk stawał się coraz bardziej cienki i wyrazny.Włosy łonowe miała tak mokre, że skóra otaczająca wejście do pochwybyła goła, bezbronna, sam otwór zaś powiększony jak u kobiet przedporodem.Całowałem jej łono namiętnie, jakby to były usta.Sztywnonapięte uda zaczęły teraz drżeć, dygotać, jakby odmierzały sekundy.Jade podciągnęła nogi wyżej i podniosła do góry.Nie odrywając ust,podsunąłem się trochę wyżej.Klęczałem teraz w samym środku kałużykrwi.Jade dyszała coraz gwałtowniej, wypuszczając powietrze zgłośnym świstem.Wpijała się paznokciami w materac.Czułemstraszliwe napięcie w członku, chociaż uderzałem nim jedynie wpowietrze.Nagle usłyszałem, jak Jade rozdziera paznokciamiprześcieradło.- David - szepnęła gorączkowo, bliska omdlenia.Pragnęła, żebym nieprzerywał, żebym nic nie zmieniał.Otwór powiększył się jeszczebardziej, skóra wokół niego drżała, jakby wstrząsana drobnymi falami.Pamiętałem, żeby tych najwrażliwszych miejsc dotykać delikatnie, aletrochę zwiększyłem ustami nacisk.Czułem, jak coś cieknie mi pobrodzie, nie wiedziałem jednak, czy to krew Jade, czy własna ślina, czymoże jedno i drugie.Otworzyłem szeroko usta i wziąłem głębokioddech.W tym samym momencie Jade przesunęła się do przodu iniechcący uderzyłem zębami o jej mokry wzgórek.Pot ściekał mi do oczu - przez chwilę myślałem, że to łzy.Jadezacisnęła uda, zakrywając mi uszy.Jęki, którewydawała, brzmiały dziwnie i odlegle.Ale powoli stawały się corazbardziej przenikliwe i domyśliłem się, że Jade zbliża się do orgazmu.Wciąż przywierałem do niej ustami, lecz zaprzestałem wszelkichruchów.Z chwilą gdy to uczyniłem, Jade zaczęła poruszać się szybciej:przytrzymałem ją jednak za biodra i odsunąłem się.Trochę się uspokoiła, choć nadal ciężko dyszała, z trudem łapiącoddech.Odgłos sapania rozchodził się po pokoju.Nogi jej dygotały; wpierwszym szarawym blasku poranka widać było na jej udach śladykrwi.Zacisnąłem rękę na wzgórku Jade, ona położyła dłoń na mojej,złączyła nogi i zaczęła się rytmicznie kołysać.- David, jestem tak blisko.- Blisko mnie - powiedziałem.Leżałem teraz obok Jade, obejmując jąramieniem.Po chwili podkurczyła nogi, przekręciła się na bok i mocnodo mnie przytuliła.- Wejdz.- Nie, chcę cię tulić - rzekłem, dodając po cichu do siebie: Bo możejuż nigdy nie będziemy razem".Ta straszna myśl przeleciała mi przezgłowę jak na skrzydłach wiatru.Myśli, obrazy odpływały ode mnie,jakby całą zawartość mojego umysłu ktoś wsadził do armaty iwystrzelił.Doktor Ecrest, który oznajmia, że nie ma zamiaru czytać aktprzesłanych z Rockville, i na moich oczach wrzuca je do kosza naśmieci.Smutny, zatroskany uśmiech Arthura, kiedy patrzy, jak wszpitalu Jackson Park rozmawiam z Barbarą Sherwood
[ Pobierz całość w formacie PDF ]