[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Pani mąż był tak miły, że zaholował wóz dowarsztatu.Widziała pani może Jody'ego?- A jakże, to kochane dziecko, wszędzie go pełno.Był jużu mnie w kuchni i grzecznie zjadł ze mną śniadanie, dwajajka, bułeczkę z miodem i szklankę mleka.Potemzaprowadziłam go do starego pokoju dziecinnego, gdziejeszcze nasi chłopcy się bawili.Pewnie ma używanie, tyle tamróżnych klocków, samochodzików i Bóg wie czego jeszcze!- Gdzie jest ten pokój?- Panienka pozwoli ze mną, to pokażę.Przerwała odkurzanie i poprowadziła Karolinę tylnymischodami przez drzwi, za którymi znajdował się następnykorytarz, pomalowany na biało i wyłożony niebieskimchodnikiem.- Kiedyś to całe skrzydło było przeznaczone tylko dladzieci.Teraz już nikt go nie używa, ale napaliłam tam, żebychłopaczek miał ciepło - objaśniała pod drodze pani Cooper.Gdy doszła na miejsce, otworzyła drzwi i przepuściła Karolinęprzodem.Pokój dziecinny był przestronny, z oknemwychodzącym na ogród.W kominku, przed którym stałwysoki ekran, płonął ogień.W pokoju tym znajdowały sięponadto stare fotele, wgnieciona kanapa, półki z książkami iwiekowy koń na biegunach pozbawiony ogona.Pośrodkupokoju na wytartym dywanie siedział Jody, otoczony muramitwierdzy, którą sam zbudował z klocków.Budowla tazajmowała prawie całą podłogę, a wokół roiło się odminiaturowych samochodzików, figurek żołnierzy, kowbojów,rycerzy w zbrojach i zwierząt gospodarskich.Jody podniósłwprawdzie wzrok ku wchodzącej Karolinie, ale był takpochłonięty zabawą, że nawet się nie speszył, iż przyłapano gona tak dziecinnym zajęciu.- O rany! - nie wytrzymała Karolina.- Ile trzeba ci byłoczasu, żeby to wszystko zbudować?- Siedzę nad tym już od śniadania.Uważaj, żebyś niezwaliła wieży!- Uchowaj Boże! - Karolina ostrożnie przekroczyłafortyfikacje, kierując się do kominka, gdzie stanęła przyekranie.Pani Cooper natomiast nie szczędziła słów podziwu.- Jak żyję, jeszczem czegoś takiego nie widziała! Nawetuliczki tam porobiłeś! Musiałeś chyba zużyć wszystkie klocki,jakie były?- Prawie wszystkie! - oświadczył z dumą Jody,uśmiechając się do gosposi.Najwyrazniej zdążyli już sięzaprzyjaznić.- No, to bawcie się tu sami.Lunch będzie o wpół dopierwszej.Upiekłam szarlotkę, a i trochę śmietanki też się doniej znajdzie.Lubisz szarlotkę, skarbie?- Uwielbiam!- No to świetnie.- Kiedy wyszła, jeszcze zza drzwisłychać było, jak mruczy coś do siebie. - Czy ona nie jest miła? - zauważył Jody, ustawiając dwawysokie klocki tak, aby tworzyły bramę wjazdową dotwierdzy.- Rzeczywiście, jest przesympatyczna.Wyspałeś siędobrze?- Za wszystkie czasy.Ten dom jest cudowny! - Jodydołożył dalsze dwa klocki, aby brama była jeszcze wyższa.- Pan Cooper pomógł nam odwiezć wóz do warsztatu.Okazało się, że w chłodnicy nie było płynu, tylko woda, którazamarzła.- Co ten głupi, stary Caleb narobił! - podsumował Jody,wieńcząc słupki bramy gotowym portalem.Potem położył siępłasko na dywanie, zaglądając do środka budowli.Pewniewyobrażał sobie, że sam jest taki mały jak figurka siedzącegona pięknym, siwym koniu rycerza z pióropuszem na hełmie iproporcem na kopii.- Słuchaj.- przypomniała sobie Karolina.- Czy wczorajpodczas kąpieli, kiedy rozmawiałeś z Oliverem, wspominałeśmu coś o Angusie?- Tylko tyle, że chcemy go odszukać.- A o Dianie lub Hughu?- Nie pytał mnie o to.- W każdym razie nic mu nie mów.- A jak długo jeszcze mamy tu zostać? - chciał wiedziećJody.- Mam nadzieję, że jak najkrócej.Byleby tylko można sięjuż było dostać do Strathcorrie i odnalezć Angusa.Jody pozostawił to bez komentarza.Karolina widziała, jakz otwartego pudełka wyjął figurkę konia i rozejrzał się, abydopasować doń odpowiedniego jezdzca.Wybrał wreszciejednego z miniaturowych rycerzy, usadowił go w siodle iprzez chwilę przyglądał się swemu dziełu, oceniając efekt.Potem z wyjątkową precyzją ustawił rycerza wraz z koniem wotworze zbudowanej dopiero co bramy.- A pani Cooper jeszcze coś mi powiedziała! - zaczął zinnej beczki.- Cóż takiego?- %7łe to wcale nie jest dom Olivera!- Jak to nie jego? A czyj?- Oliver stale mieszka w Londynie, a to jest farma, któranależała do jego brata.- I co się stało z tym bratem?- Zginął w zeszłym tygodniu w wypadku samochodowym- oświadczył Jody.Karolina przypomniała sobie, że niedawno słyszała już tozdanie: .ten starszy zginął w wypadku samochodowym".Teraz jednak to samo stwierdzenie, wypowiedziane zpozornym chłodem przez Jody'ego, wprawiło ją wprzerażenie.Przyłapała się na tym, że zakryła dłonią usta,jakby chciała wtłoczyć tam słowo, które samo cisnęło się nawargi: .zginął".- Dlatego właśnie Oliver tu przyjechał - wyjaśniał dalejJody.Ton jego głosu stał się teraz wręcz opryskliwy, coświadczyło niezbicie o zdenerwowaniu.- Chodziło o pogrzeb iw ogóle.Musi uporządkować wszystkie sprawy, jakpowiedziała pani Cooper.A potem sprzeda ten dom, farmę inigdy więcej już tu nie wróci!Chłopiec ostrożnie wydostał się spomiędzy murów swojejtwierdzy, podszedł do Karoliny i przysunął się blisko niej.Wyczuła, że pozorną obojętnością maskuje silną potrzebępsychicznego oparcia.Otoczyła go więc ramieniem ipowiedziała:- I przy tym wszystkim jeszcze my wpakowaliśmy siębiedakowi na kark! - Pani Cooper mówiła, że dobrze się stało,bo to pozwala mu oderwać się od smutnych myśli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]