[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Syn gubernatora rozdziawił usta.Nauczyciel wyraził się do-sadnie, ale trudno było podważać sens jego słów.Albertus spuścił głowę.Może wreszcie coś do niego dotarło.- Musimy pojechać do Mareos - oświadczyła nieoczekiwanieLena.- Jeżeli nie powstrzymamy sojuszników Hrotgara, rozpocz-nie się wojna, w której zginą niewinni.227- Mamy ich powstrzymać? - powiedziałem.- Sami? Przyślijtu lepiej kilka legionów i rozpędzą całą tę hałastrę.- Nie możemy zaatakować pierwsi.- W tym wypadku nie ma co się bawić w konwenanse.Majążołnierzy.Mają orki.Mają nawet bandę żabopodobnych potwo-rów.Najlepiej zaatakować ich od razu.Dużą armią.- Wtedy Julius zginie - rzekła Numeria.- Zabiją robotników,jeśli tylko poczują się zagrożeni.- Nie bądz taki ostrożny - wtrącił Sobrinus.- Pojedziemy doMareos i po cichu uwolnimy więzniów.%7ładen problem.Westchnąłem.Wiedziałem, że stoję na przegranej pozycji.Le-na wierzyła w swoje przeznaczenie i sądziła, że właśnie tam, wdolinie, uratuje świat.Sobrinus pojechałby za nią nawet do Tarta-ru.Gandis nie puściłby tropiciela samego, a Verena, którą zwykletakie przygody omijały, za nic nie zrezygnuje z szansy.Stanowi-sko Numeru było oczywiste.A zdanie Albertusa nikogo nie ob-chodziło.- Niech będzie - odparłem z rezygnacją.- Ale tylko ich uwal-niamy, żadnych szaleństw.Jeżeli ktoś powie: zostańmy bohate-rami, uratujmy świat , natychmiast zawracam.Rozumiemy się?Pokiwali głowami.Ale po ich uśmiechach domyśliłem się, żemoich słów nie traktują poważnie.EX MACHINAPustkowia Północne.%7ładne słowa nie są w stanie oddać nastro-ju, jaki towarzyszy, gdy pokonuje się rozległe równiny, gęste lasy,wysokie góry.Można ukazać wygląd lasu, wyliczyć górskieszczyty, a nawet stopień nachylenia zboczy, ale jak opisać klimatprzygody unoszący się w powietrzu? Zimna północ miała w sobiecoś magicznego.Coś, co pchało nas ku dolinie Mareos.Przełęcz, która stanowiła wejście do doliny, była pilnowana.Już z daleka dostrzegliśmy smużkę dymu unoszącą się nad drze-wami.Zeszliśmy z wierzchowców i powoli zbliżyliśmy się doogniska, osłaniani przez leśną gęstwinę.Strażnicy, najemne zbiry, nie byli zbyt czujni.Nasza grupka,wraz z głośno prychającymi końmi, z łatwością ich wyminęła.Nawet na moment nie przerwali pasjonującej, jak się wydawałorozgrywki w tabule.Trzeba przyznać, że bardzo nam w tym po-mogła sztuczna mgła, przydatne zaklęcie, którym rzadko się po-sługiwałem.Nie lubię mgły.Aatwo w niej wdepnąć w coś, czego zwykle sięunika.229Dolina wyglądała dokładnie tak, jak ją opisała Numeria.Pół-nocna połowa Mareos zmieniła się w puste karczowiska pełnepniaków i korzeni, zaś bagna zastąpiły okrągłe sadzawki wypeł-nione przejrzystą wodą, połączone wąskimi groblami.Wartkistrumień spływający z gór wił się pomiędzy wzniesieniami, byzakończyć bieg w wielkim jeziorze na środku doliny.Nasi wro-gowie tu właśnie rozbili obóz.Z daleka był widoczny tylko wczęści, resztę zasłaniały porośnięte trawą wzgórza.Koszary na-jemników, składające się z chaotycznie porozrzucanych namiotówi prostych chat, ustawiono na wschodnim brzegu jeziora.%7łołnie-rzy mogło być około setki, może więcej.Niewielu, lecz to nie onistanowili główną siłę.Tysiące orków kręciło się po karczowiskach, jeden Jupiter wie,ile ich było dokładnie.Zajęły miejsce na przeciwległym brzegujeziora i rozpaliły wielkie ogniska, wokół których tłumnie sięgromadziły.Przypominało to wielkie mrowisko, ale ze znaczniebardziej hałasującymi mieszkańcami.Skręciliśmy z głównej drogi prowadzącej w głąb doliny i prze-dostaliśmy się do lasów na południowej stronie Mareos.Tu mogli-śmy się czuć względnie bezpieczni.Co prawda zaraz na początkuprzywitał nas potwór - wynurzył się z bagna - ale nie należał dosług Gorobisa.Ot, miejscowy, którego Candis i Lena szybko po-zbawili oblepionych wodorostami kończyn.Potem już było spokojnie.Tuż po zapadnięciu zmroku Sobrinus wyruszył na rekonesans.Dzięki opisowi Numeru wiedział, gdzie przetrzymywano więzniów,i tam właśnie się skierował.Martwiłem się o niego.Wprawdzie230pochmurne niebo było jego sprzymierzeńcem, lecz większośćczasu musiał spędzić na otwartym terenie.Kiedy wreszcie wynurzył się z krzaków, oblepiony kurzem ibłotem, ale uśmiechnięty od ucha do ucha, wiedziałem, że udałomu się dotrzeć do obozu wroga.Bez słowa chwycił podaną ma-nierkę i łapczywie opróżnił zawartość.Otarł usta i zaczął opowia-dać:- Nie ma co, łatwo nie będzie.Więzniowie są w baraku, pil-nuje ich na zmianę kilku najemników.Sądząc po przekleństwach,większość pochodzi ze wschodu, chociaż mógłbym przysiąc, żekilka twarzy widziałem na averyńskich listach gończych.Towszystko nie wygląda dobrze.Sami widzieliście, ilu ich jest.%7łe oorkach nie wspomnę.- Chcą razem z Hrotgarem podbić Indiscum - wtrąciła Lena, zroziskrzonym wzrokiem utkwionym gdzieś na horyzoncie.- Mu-simy ich powstrzymać za wszelką cenę!Spojrzałem na nią z ukosa.Szybko zapomniała o moich sło-wach dotyczących zabawy w bohatera.Musiałem naprowadzić jejtok myślenia na właściwą ścieżkę.- Uratujemy przyjaciół Numeru, tak jak planowaliśmy.Potemmożesz powstrzymywać, kogo chcesz.Nawet całą armię, jeśli cisię uda.- Znów marudzisz - prychnęła Verena.- Mamy uwolnić tylkoniektórych, a resztę zostawić? Jak to sobie wyobrażasz?- Nie wiem.A jak ty sobie wyobrażasz ucieczkę wszystkichwięzniów? Myślisz, że nikt niczego nie zauważy?- Nie kłóćcie się - rzekł Gandis.- Zrobimy to po cichu.Za-nim strażnicy się zorientują, będziemy już daleko.231Spojrzałem na niego nieufnie.Zwykle rozsądny Gandis mówiłz dziwną naiwnością i optymizmem godnym zapalonego poszuki-wacza przygód.Chyba udzieliła mu się gorączka przygody.- Byłbym zapomniał - wtrącił Sobrinus - podsłuchałem roz-mowę trójki naszych starych znajomych.Gorobis, Lucjus Bibo i Złota Maska.Zdaje się, że to oni tutajdowodzą, w każdym razie siedzieli w najlepszej chacie.Niemam pewności, ale wygląda na to, że Złota Maska to kapłan Or-kusa.Wiecie, o kogo mi chodzi?Skinąłem głową.Słowa tropiciela nie były dla mnie zaskocze-niem.Od dawna podejrzewałem, kim może być paskudnie oszpe-cony Złota Maska.Aż za dobrze pamiętałem jazdę twarzą po ka-mieniach w wykonaniu akolity Spirydiona.- Podzielili się władzą - kontynuował Sobrinus.- Gorobis dowodzi żaboludami, Złota Maska orkami, a Lu-cjus jest przywódcą najemników.Coś tu się dzieje niedobrego, alenie wiem co.Coś na pewno knują i ma to związek z doliną.Goro-bis zbeształ Maskę za śmierć orków, jego przybocznej gwardii.Właściwie za zniszczenie amuletów ochronnych, co na jedno wy-chodzi.W każdym razie wiedzą, że jesteśmy w okolicy.Jeżeli chcemyuwolnić więzniów, powinniśmy zrobić to jak najszybciej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]