[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Barokowy gmach stał naskalnym urwisku ponad miastem Stod i płynącą w dole rzeką Eder.Jej mętne wody byływidomym znakiem niesubordynacji feudalnych możnowładców.Patrzyła w górę z zapartym tchem.Strzelisty budynek opactwa zdawał się pochylać do przodu; jego dwie żółte wieże odzachodu łączyła galeryjka.Wyobraziła sobie czasy, gdy mnisi i prałaci, dumni z włości, spoglądali na okolicę zeswej wyniosłej siedziby. Twierdza Boga - takim określeniem nazwał to miejsce jeden ześredniowiecznych kronikarzy Kamienne ściany, na przemian białe i w kolorze bursztynu,tworzyły elewację; dach ułożono z rdzawych dachówek.Też kolor bursztynu.Być może toszczęśliwy omen.Gdyby polegała na czymkolwiek oprócz samej siebie, zapewne tak by topotraktowała.Ale w tej chwili jej uwagę pochłaniało nieodparte wrażenie, że jest śledzona.Z pewnością wszyscy ludzie Waylanda McKoya wzbudzali zainteresowanie.Możektoś ją wziął za członka ekipy Albo był tu ktoś jeszcze.Któryś z agentów.I obserwował ją.Ale skąd? Wzdłuż wąskiej uliczki ciągnęły się setki okien, najczęściej przez kilkakondygnacji.Po kocich łbach kręcił się gęsty tłum ludzi; nie dało się zidentyfikować każdejtwarzy Oprócz tego ten ktoś mógł być ucharakteryzowany Albo oddalony o sto metrów odniej, z galerii opactwa spoglądał w dół.W popołudniowym słońcu dostrzegała tylkomaciupkie sylwetki, zapewne turystów podziwiających niepowtarzalny widok.Postanowiła się tym nie przejmować.Skręciła do hotelu Garni.Podeszła do recepcji i zwróciła się do recepcjonisty po niemiecku:- Chciałabym zostawić wiadomość dla Alfreda Grumera.- Oczywiście - odparł mężczyzna i przesunął w jej stronę bloczek z fiszkami. Będę w kościele św.Gerharda, dziesiąta wieczorem.Czekam.Margarethe - napisała i złożyła karteczkę.- Dopilnuję, żeby wiadomość dotarła do doktora Grumera zapewnił mężczyzna zrecepcji.Knoll stał w holu Chirstinenhof i ostrożnie odchylił story, chcąc obserwować zparteru ulicę.Spoglądał na Suzanne Danzer, która zatrzymała się w odległości niespełnatrzydziestu metrów i rozglądała dookoła.Czyżby wyczuła jego obecność?Miała niezwykłą intuicję.Wyostrzony instynkt.Zdaniem Junga antyczne spojrzenie nakobietę obejmowało cztery aspekty jej charakteru: impulsywność, uczuciowość, intelekt orazmoralność.Ich uosobieniami były Ewa, Helena, Zofia oraz Maria.Danzer z pewnością niemożna było odmówić pierwszych trzech atrybutów, nie posiadała jednak za grosz moralności.Miała za to inną cechę - była bezwzględna.Teraz zapewne, przekonana, że on leży podtonami skał w podziemnym wyrobisku o czterdzieści kilometrów stąd, trochę sobie odpuściła.Liczył na to, że Franz Fellner przekazał Loringowi informację o braku wieści od swegodetektywa.Dzięki temu Knoll zyskałby na czasie i mógł się zorientować, co się dzieje.Co ważniejsze, dawało mu to również czas na wyrównanie rachunków z atrakcyjnąrywalką.Jakie zlecono jej zadanie, skoro całkiem jawnie weszła do hotelu Garni ? Zpewnością nieprzypadkowo znalazła się właśnie w Stod, gdzie zakwaterował się z ekipąWayland McKoy, i to właśnie w zajmowanym przez nich hotelu.Czyżby miała informatora wśród osób pracujących dla Amerykanina? Wcale by go tonie dziwiło.Sam wielokrotnie opłacał informatorów w różnych miejscach wykopalisk, dziękiczemu Fellner dostawał wiadomości z pierwszej ręki na temat znalezisk.Aowcy skarbówzwykle ochoczo sprzedawali na czarnym rynku przynajmniej część zdobyczy, gdyż wszystko,co udawało im się odnalezć, było dawno uznane za bezpowrotnie utracone.Doświadczenienakazywało im unikać zbędnych utarczek z rządem i ukrywać kłopotliwe znaleziska.Niemieckie władze cieszyły się wśród nich złą sławą, konfiskowały najciekawsze łupywydobywane spod ziemi.Wprowadziły obowiązek zgłaszania znalezisk; ci, którzy tego nierobili, narażali się na surowe kary Ale zawsze chciwość brała górę nad obawą.Dzięki temukilka skarbów, które wzbogaciły prywatną kolekcję Fellnera, Knoll zakupił od pozbawionychskrupułów znalazców.Zaczął padać lekki deszcz.Pojawiły się parasole.W oddali rozległ się grzmot.Danzerwyszła z Garni.Stanął za krawędzią okna.Miał nadzieję, że nie przejdzie przez ulicę i niewkroczy do hotelu Christinenhof.W niewielkim holu nie miałby gdzie się ukryć.Odetchnął z ulgą, kiedy podniosła kołnierz kurtki i ruszyła z powrotem w dół ulicy.Skierował się do frontowych drzwi i ostrożnie wyjrzał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]