[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jeśli mierzyć zainteresowanie odległością, jaką przebywa mężczyzna, żeby się spotkać z kobietą, toBlake musi być tobą bardzo zainteresowany.W dodatku namówił cię na tańce.Skupili się na tanecznych figurach, jak zwykle wzbudzając sensację swoim żywiołowym jitterbugiem.Kiedy utwór dobiegł końca, Blake czekał na nią na skraju parkietu.Wziął ją pod ramię i wyciągnąłrękę do Sama.- Miło cię znowu widzieć.- Jesteś wytrwały - uśmiechnął się pilot.Blake zerknął na Cassie i ścisnął mocniej jej ramię.W tej chwili jeden z mężczyzn rzucił butelkę, która roztrzaskała się o ścianę.Wyraznie nikogo to nieoburzyło.Wręcz przeciwnie, inni poszli w jego ślady.Cassie spojrzała na Blake'a.- Masz.- Wręczył jej butelkę.- Spróbuj.- Przyłączył się do zabawy, ciskając butelką w najbliższąścianę.Cassie wahała się przez chwilę.- Chyba żartujesz.- To niezła zabawa, - Uśmiechnął się.- Spróbuj.- Popatrzyła na niego, roześmiała się i tak mocno, jakpotrafiła, rzuciła butelką w ścianę.Pomyślała, że panują tu męskie obyczaje.- Chodzmy stąd - odezwał się Blake.- Pojedziemy gdzieś, gdzie będę cię mógł pocałować.Jechali pod atramentowoczarnym niebem, połyskującym tysiącami, milionami gwiazd.Blake objął ją ramieniem i przyciągnął do siebie.Uwielbiała czuć go tak blisko.- Marzyłem o tym od dwóch tygodni - wyszeptał i gwałtownie zatrzymał samochód.Pocałował ją wusta i poczuła, że każde włókno jej ciała ożywa.Zarzuciła mu ramiona na szyję i uderzył ją żar jegociała.Cieszyła się jego siłą, dotykiem języka, oddechem.- Rzuciłaś na mnie urok - wyszeptał jej prosto w ucho.- Myślę tylko o tobie.Nie znałem jeszcze takiejkobiety.- Niewiele o mnie wiesz.- Podniosła głowę i pocałowała go w szyję.- Czy potrzebuję wiedzieć o tobie więcej, niż już wiem? Przy kolacji opowiedziałaś mi o swoimdorastaniu, rodzicach, dziadkach, pobycie w San Francisco i o szkole z internatem w Anglii.Przez chwilę siedzieli w milczeniu trzymając się w objęciach.Potem Blake zapytał:- Jak długo będziesz się zajmowała leczeniem?- Podpisałam kontrakt na dwa lata.Znowu zaczął ją całować.Przez materiał bluzki dotykał jej piersi.- Wiesz, co teraz zrobię? Odwiozę cię do domu.- Dopiero północ - odparła.- Nieważne, która godzina.Już czas, żebyś wróciła do siebie.Przyrzekałem, że nie będę przyśpieszałobrotu spraw, i słowa dotrzymam.A jeśli nadal będziemy się całować, to.Odwiozę cię do domu.Nie mogła go poprosić, żeby u niej przenocował, nawet w sypialni Fiony.Całe miasto by o tymplotkowało.Miałanadzieję, że Blake'owi nie przyjdzie nawet do głowy, żeby u niej zostać, choćby na kanapie w salonie.Trochę się tego bała.Na jak wiele może mu pozwolić? Na pewno nie na tak wiele, jak by pragnęła.- Wynająłem pokój u Addiego - wyjaśnił w drodze powrotnej.- Ale przyjdę do ciebie o siódmej izabiorę cię na śniadanie.- Pozwól, że ja je przygotuję.Zapraszam cię - odpowiedziała.Odprowadził ją do drzwi i pocałował na dobranoc.Patrzyła, jak odchodzi alejką, i żałowała, że niewszedł do środka.Dziesięć minut po siódmej, kiedy Blake pił kawę, a Cassie smażyła naleśniki, zadzwonił Horrie.- Zdaje się, że mamy nagły wypadek.Odezwał się łan James.Pamiętasz go? To ten, który się na ciebiewściekał, bo nie poleciałaś do jego aborygena, a człowiek zmarł.Jego żona ma kłopoty.Powiedziałemmu, że połączymy się z nim o siódmej trzydzieści.Zadzwonię do Sama, żeby cię przywiózł.- Nie - zaprotestowała Cassie.- Mam czym dojechać.Będę tam za dziesięć minut.Blake spojrzał na nią.- Czy to jest to, czego się obawiam?Nie zwlekając zawiózł ją do budynku radiostacji.Przywitali się z Horriem i zaczekali do siódmejtrzydzieści na umówione połączenie.- Doktor Ciarkę, tu łan James.- Nastąpiła chwila milczenia.- Jest pani tam?- Tak, panie James, jestem przy mikrofonie.- Przepraszam, że zawracam głowę w niedzielę, ale moja żona zle się czuje.Martwię się o nią.- Proszę dalej.- Ona.No, to taka delikatna sprawa.Cassie zastanawiała się, co jest aż tak delikatne, że nie można powiedzieć o tym lekarzowi.- Słucham, panie Jones.- %7łona jest w trzecim czy czwartym miesiącu ciąży.Wczoraj póznym wieczorem dostała bóli.Dotądje ma i.i.zaczęła krwawić.Miejmy nadzieję, że nie zachowa się tak, jak poprzednim razem, pomyślała Cassie.- Proszę zbadać jej tętno.Wie pan, jak to się robi?- Gdzieś na nadgarstku, tak?- Tak, proszę odnalezć puls.Czy ma pan w zegarku sekundnik?- Jasne.- Proszę liczyć uderzenia przez piętnaście sekund, a potem pomnożyć przez cztery.Zaczekam, aż panskończy.Horrie roześmiał się.- Tym razem się nie awanturuje, co?- Sto - odezwał się łan James.- Niech pan zmierzy jej temperaturę.- Już to zrobiłem.Jest normalna.- Teraz musimy ocenić, ile krwi straciła.- %7łona.przemoczyła kilka.podkładek higienicznych.- Brzmiało to tak, jakby wypowiedzenie tychsłów sprawiło mu fizyczny ból.- Materac jest nasiąknięty i krew zaczyna już kapać na podłogę.Mniesię wydaje, że to coś poważnego.- To jest coś bardzo poważnego, panie James.Będziemy u pana tak szybko, jak to tylko możliwe.-Blake jechał przez dwanaście godzin, żeby spędzić z nią czas, a teraz ona musi go opuścić.Zwróciłasię do Horriego: - Zadzwoń do Sama i powiedz, żeby tu przyjechał, i to natychmiast.- Ostatnie słowo wypowiedziała z naciskiem.Podniosła wzrok i zobaczyła, że Blake stoi w drzwiach.- Czy to to, czego się spodziewałem? - zapytał spoglądając na nią chmurnie.Cassie kiwnęła głową.- Musimy startować.Blake nie odzywał się przez minutę.- Ile czasu ci to zajmie? Wzruszyła ramionami.- Nie mam pojęcia.Być może od razu przywieziemy panią James do szpitala, ale możliwe też, że będęw stanie zaradzić coś na miejscu.- Miała ochotę tupnąć nogą albo krzyczeć ze złości, że musi lecieć nafarmę Jamesów.- To nie jest zbyt daleko.Droga w obie strony zajmie nam pięć czy sześć godzin.Jeślibędę musiała tam coś robić, wszystko potrwa dłużej.Blake wyszedł z baraku do samochodu, wzbijając za sobą obłoczki kurzu.- Sam już jedzie - oznajmił Horrie.- Mówi, że pogoda na północy nie jest najlepsza.Cassie podeszła do Blake'a i położyła mu rękę na ramieniu.- Bardzo mi przykro.Wiesz o tym, prawda?- Tak, wiem - przytaknął.- Wiem.To nie będzie łatwe, prawda? Nasze spotkania zawsze będąutrudnione.- Chociaż Horrie stał w drzwiach i patrzył na nich, Blake otoczył Cassie ramieniem.- Wewtorek wyjeżdżam do buszu na pięć, sześć tygodni.Muszę odwiedzić wszystkie siedem naszychgospodarstw i sprawdzić, co się tam dzieje.Pięć, sześć tygodni? Dwa wydawały się wiecznością.- Chcę, żebyś wiedziała, że każdej nocy, dokładnie każdej, będziesz ze mną.A to znaczy, że nie uda cisię wyrzucić mnie ze swojego łóżka.Będę cię nawiedzał w snach.Spojrzała na niego.Boże, jaki on piękny.Uwielbiała naniego patrzeć.Ostrzegł ją, że będą żyli mocno i szaleńczo.Nigdy jeszcze nic w jej życiu nie dokonałosię tak szybko.Kiedy była przy nim, nie próbowała nawet okiełznać swoich uczuć.- Za dwa tygodnie przyjadę do Tookaringi na badania.Powiedz rodzicom, że pewnie u nichprzenocujemy.- A ja będę wtedy o dwa tygodnie jazdy konno od domu- odparł
[ Pobierz całość w formacie PDF ]