[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Można oczywi-ście dowodzić, że ich głosy zostaną stłumione przez grube ściany z cegły, pluszowe zasłony i nieskazitelneserwetki.Lecz czyściciele mebli i kupcy bławatni tak samo potrzebują zbawienia - tak samo pragną być pewniżycia po śmierci - jak poeci albo nawet chłopi.Póki bezrefleksyjna wiara pozostawała niewzruszona, póki Ko-ściół stanowił konkretną obecność, Duch trwał potulnie w prezbiterium, a duchy trzymały się cmentarzy i gro-bów.Lecz teraz, gdy ludzie boją się, że nie powstaną z martwych, że nikt nie odwali kamieni z grobowców, żeniebo i piekło to tylko wyblakłe rysunki na murach starych kościołów, woskowe anioły i paskudne strachy,teraz pytają - co jest tam? A jeśli ten mężczyzna w błyszczących trzewikach, ze złotą dewizką ta kobieta w ta-ftowej sukni z fiszbinami, haczykiem unosząca krynolinę nad kałużą - jeśli ci tłuści, nudni mieszczanie pragnąsłyszeć duchy tak jak Gode, dlaczego nie mają tego robić? Dobrą Nowinę ogłoszono wszystkim ludziom i jeśliistniejemy w kolejnych stanach, to ci spośród nas, którzy są materialistami, też przebudzą się w następnymświecie.Swedenborg widział, jak wypacają z siebie niewiarę i wściekłość niczym sterty lśniących robaków.- Za szybko się posuwasz, bym mogła oponować - burknęłam nadąsana.- Ale w pismach taty czytałamo tych obrotowych stolikach i stukaniach, i powiadam, że to mi wygląda na sztuczki dla łatwowiernych.- Czytałaś relacje sceptyków - zawołała płomiennie.- Nie ma nic łatwiejszego od kpiny.- Czytałam relacje wierzących - powiedziałam niewzruszenie.- Ujrzałam w nich łatwowierność.- Dlaczego tak się gniewasz, kuzynko Sabine? - zapytała.- Gdyż nigdy dotąd nie słyszałam, byś powiedziała coś głupiego - odparłam, co było prawdą lecz nie-wątpliwie nie dlatego się gniewałam.- Salonowe sztuczki mogą sprowadzić prawdziwe demony - powiedział mój ojciec w zadumie.listopadZawsze myślałam, że jestem istotą serdeczną.Narzekałam, że nie mam wokół siebie dość ludzi, którychmogłabym kochać lub doceniać.Sądzę, że mogę uczciwie stwierdzić, że dotychczas nie doświadczyłam uczu-cia nienawiści.Nie lubię nienawiści, wydaje mi się, że przychodzi z zewnątrz i bierze mnie we władanie, jakwielki ptak wbijający we mnie krzywy dziób, jak żarłoczna istota o gorącej sierści i gniewnych oczach, patrzą-ca moimi oczami, wobec której moja lepsza strona, miły uśmiech i uczynność stają bezradne.Walczę i walczę,i nikt tego nie widzi.Siedzą przy stole, wymieniają metafizyczne teorie, a ja czuję się jak zmiennokształtnawiedzma, puchnąca ze złości i kurcząca się ze wstydu - a oni nic nie widzą.Ona w moich oczach też się zmie-nia.Nienawidzę jej gładkiej, jasnej głowy, zielonkawych oczu i zielonych stóp, błyszczących pod spódnicą,RLwydaje mi się jakimś wężem, syczącym cichutko niczym garnek na ogniu, gotowym uderzyć, gdy się rozgrzejegościnnością.Ma zęby wielkie jak Baba-Jaga albo ten wilk z angielskiej bajki, który udawał babcię.Kiedy pro-si go o jakieś zajęcie, on daje jej prace, które dawał mnie, i sypie mi sól na ranę, mówiąc: Całe to kopiowaniejest męczące dla Sabine, dobrze mieć inne zręczne dłonie i bystre oczy".Przechodząc, gładzi jej włosy, ten wę-zeł na karku.Ukąsi go.Na pewno go ukąsi.Kiedy to piszę, wiem, że to bzdury.Ale kiedy to piszę, wiem, że nie.listopadDziś wybrałam się na długi spacer wzdłuż klifu.Nie był to dobry dzień na wycieczki, wiał silny wiatr iwokół unosiły się kłęby gęstej mgły i pyłu wodnego.Wzięłam Psa Traya.Nie spytałam jej, czy mogę.Przy-jemność sprawia mi myśl, że on teraz pójdzie już za mną wszędzie, choć ona powiedziała, że kocha wyłącznie itylko raz.Jestem pewna, że mnie kocha, a jego nastrój odpowiada mojemu, bo jest to zwierzę smutne i nieśmia-łe; dzielnie stawia czoło pogodzie, lecz nie bawi się i nie uśmiecha, jak niektóre psy.Jego miłość to smutny darzaufania.Poszła za mną.To się jeszcze nie zdarzyło.Gdy miałam na to nadzieję, nigdy tego nie robiła, musiałamją błagać i namawiać dla jej własnego dobra.Lecz kiedy odchodzę, aby od niej uciec, pędzi za mną pośpiesz-nie, usiłując nie pokazać, że się śpieszy, w swej wielkiej pelerynie z kapturem, z tą idiotyczną parasolką, któratrzeszczy i łopocze na wietrze bez większego pożytku.Taka jest natura ludzka; ludzie chętnie pójdą za tobą,pod warunkiem że już ich nie kochasz ani nie chcesz.Jest taka droga, która prowadzi obok wszystkich pamiątek, obok Dolmenów, zwalonego menhiru i małejkaplicy Przenajświętszej Panienki, z granitową postacią na granitowym stole, nie bardzo się różniącą od pozo-stałych figur i zapewne wykonaną z kawałka którejś z nich.Zrównała się ze mną i zapytała:- Mogę iść z tobą, kuzynko Sabine?- Jak chcesz - odparłam z dłonią wspartą na grzbiecie psa.- Jeżeli masz ochotę.Szłyśmy chwilę, po czym powiedziała:- Obawiam się, że czymś cię uraziłam.- Ależ nie, wcale nie.- Byliście wszyscy dla mnie tacy dobrzy.Naprawdę czuję, że znalazłam schronienie, jakby dom, tutaj, wkraju mojego ojca.- Ojciec i ja cieszymy się z tego.- Nie wydaje mi się, żebyś ty się cieszyła.Mam ostry język i kanciasty sposób bycia.Jeżeli coś powie-działam.- Nic nie powiedziałaś.- Lecz zakłóciłam twój spokój? Nie wydawałaś się z niego zadowolona - z początku.Nie byłam w stanie mówić.Przyspieszyłam, a pies podążył za mną.- Wszystko, czego dotknę - powiedziała - doznaje szkody.- Nic o tym nie wiem, gdyż nic mi nie powiedziałaś.RLWówczas zamilkła na jakiś czas.Szłam coraz szybciej - to moja kraina, jestem młoda i silna.Miałapewne trudności z dotrzymaniem mi kroku.- Nie mogę nic powiedzieć - powiedziała wreszcie.Nie żałośnie, nie ma takiego zwyczaju, lecz ostro,prawie niecierpliwie.- Nie umiem się zwierzać.Nie mam tego w sobie.W ten sposób - tylko w ten sposób mo-gę przetrwać.To nie jest prawda, chciałam powiedzieć, lecz nie powiedziałam.Mojego ojca nie traktujesz tak jakmnie.- Być może nie ufasz kobietom - rzuciłam.- Masz do tego prawo.- Ależ ja ufałam kobietom - zaczęła, lecz nie dokończyła.Po czym dodała: - Wynikła z tego krzywda.Wielka krzywda.Zabrzmiało to złowieszczo, jak przepowiednia Sybilli.Znów przyspieszyłam.Po chwili westchnęła ipowiedziała, że kłuje ją w boku i musi zawrócić.Zapytałam, czy chce, by jej towarzyszyć, lecz uczyniłam to wtaki sposób, że duma musiała jej kazać odmówić, co też się stało
[ Pobierz całość w formacie PDF ]