[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bill Brama chwycił się za czaszkę.I JESZCZE KUREK DAA MI DOWCIPNY NAP�J ZE SFERMENTOWA-NEGO SOKU JABAKOWEGO, BO BYA UPAA, I TERAZ CZUJ SI CHORY.152 Nic dziwnego.Sam go pędzi w lesie.NIGDY JESZCZE NIE CZUAEM SI CHORY.ANI ZMCZONY. To element bycia żywym.JAK LUDZIE MOG TO ZNIEZ? No cóż, czasem pomaga sfermentowany sok jabłkowy.Bill Brama smętnie spuścił głowę.ALE SKOCCZYLIZMY NA POLU, oznajmił z nutą tryumfu w głosie.WSZYSTKO POWIZANE W SNOPKI, A MO%7łE NA ODWR�T.Znowu chwycił dłońmi czaszkę.AARGH.Panna Flitworth zniknęła w spiżarce.Usłyszał zgrzyt pompy.Po chwili wró-ciła z mokrą ścierką i kubkiem wody.W KUBKU PAYWA JASZCZURKA! To dowodzi, że woda jest świeża uspokoiła go panna Flitworth14, wyło-wiła stworzonko i rzuciła na podłogę, gdzie szybko umknęło w jakąś szczelinę.Bill Brama spróbował wstać.TERAZ JU%7ł PRAWIE ROZUMIEM, DLACZEGO NIEKT�RZY LUDZIECHC UMRZE, powiedział.SAYSZAAEM O B�LU I CIERPIENIU, ALE DOTEJ CHWILI NIE BYAEM ZWIADOMY, CO OZNACZAJ.Panna Flitworth wyjrzała przez zakurzone okno.Chmury, które gęstniałyprzez całe popołudnie, teraz wisiały nad górami szare, z groznymi pasmamiżółci.Upał przygniatał do ziemi. Nadchodzi wielka burza.CZY ZNISZCZY MOJE PLONY? Nie.Zbiory potem wyschną.CO Z DZIECKIEM?Bill Brama otworzył dłoń.Panna Flitworth uniosła brwi.W palcach trzymałzłotą klepsydrę; górna część była już niemal pusta.Klepsydra migotała, jakbyznikała i pojawiała się na przemian. Skąd ją wziąłeś? Przecież jest na górze! Mała trzymają jak. Zająknęłasię. jak ktoś, kto trzyma coś bardzo mocno.WCI%7ł TAM JEST.ALE JEST TAK%7łE TUTAJ.ALBO GDZIEKOLWIEK.TO PRZECIE%7ł TYLKO METAFORA. To, co ona trzyma, wygląda na całkiem prawdziwe.TO, %7łE COZ JEST METAFOR, NIE ZNACZY, %7łE NIE MO%7łE BYPRAWDZIWE.14Przez setki lat ludzie wierzyli, iż jaszczurki w studni dowodzą, że woda jest świeża i zdatnado picia.I przez cały ten czas ani razu nie zadali sobie pytania, gdzie właściwie jaszczurki chodządo toalety.153Panna Flitworth dosłyszała delikatne echo w jego głosie, jakby słowa wypo-wiadały dwie osoby, prawie, ale niezupełnie równocześnie. Ile ci jeszcze zostało?TO KWESTIA GODZIN. A kosa?UDZIELIAEM KOWALOWI ZCISAYCH INSTRUKCJI.Zmarszczyła czoło. Nie chcę powiedzieć, że Ned Simnel to zły chłopak, ale czy jesteś pewien,że to zrobi? Wiele wymagasz, żądając od takiego człowieka jak on, żeby zniszczyłcoś takiego.NIE MIAAEM WYBORU.TO MAAE PALENISKO TUTAJ NIE WYSTAR-CZY. To wściekle ostra kosa.OBAWIAM SI, %7łE BDZIE NIE DOZ OSTRA. Czy nikt jeszcze nie próbował pokonać ciebie?JEST TAKIE POWIEDZENIE: NIE ZABIERZESZ MAJTKU ZE SOB. Tak.ILU LUDZI NAPRAWD W TO WIERZY? Pamiętam, czytałam kiedyś przypomniała sobie panna Flitworth o tych pogańskich królach gdzieś na pustyni, którzy budowali piramidy i wkładalido nich mnóstwo różnych rzeczy.Nawet łodzie.Nawet dziewczęta w przezroczy-stych spodniach i pokrywkach od rondli.Nie powiesz mi, że to jest dobre.NIGDY NIE BYAEM PEWIEN, CO JEST DOBRE, A CO ZAE, odparł BillBrama.NIE JESTEM NAWET PEWIEN, CZY ISTNIEJE TAKIE COZ JAK DO-BRO.ALBO ZAO.TO TYLKO MIEJSCA, GDZIE SI STOI. Nie.Dobro to dobro, a zło to zło oświadczyła panna Flitworth. Takzostałam wychowana, żeby je odróżniać.PRZEZ KONTRABANDZIST. Kogo?PRZEWO%7łCEGO KONTRABAND. W przemycie nie ma nic złego!CHCIAAEM TYLKO PODKREZLI, %7łE NIEKT�RZY MYZL INACZEJ. Oni się nie liczą!ALE.Piorun uderzył we wzgórze.Grom zakołysał domem; kilka cegieł z kominaspadło do paleniska.A potem szyby zadygotały od wściekłych uderzeń.Bill Brama podszedł do drzwi i otworzył je szeroko.Kulki gradu wielkości kurzych jaj odbijały się od progu i wpadały do kuchni.AHA.DRAMAT. Niech to demon!Panna Flitworth schyliła mu się pod ramieniem.154 A skąd się wziął ten wicher?Z NIEBA?, podpowiedział Bill Brama, zaskoczony nagłym poruszeniem. Chodz! Wróciła do kuchni i sięgnęła do kredensu po świecę, latarnięi zapałki.PRZECIE%7ł M�WIAA PANI, %7łE WYSCHNIE. Po normalnej burzy tak.Ale po tym? Wszystko się poniszczy! Rano plonybędą porozrzucane po całym pagórku!Szybko zapaliła świecę i wróciła do drzwi.Bill Brama spoglądał na burzę.ydzbła siana przelatywały obok, wirując w po-dmuchach wichury.ZNISZCZONE? MOJE ZBIORY? Wyprostował się.W %7łYCIU!* * *Grad bębnił o dach kuzni.Ned Simnel dmuchał miechem, aż w samym sercu paleniska węgle zapłonęłybielą z najlżejszą tylko sugestią żółtej barwy.To był udany dzień.Kombinator %7łniwny spisał się lepiej, niż Ned śmiał ma-rzyć.Stary Peedbury uparł się, żeby maszyna została u niego i skosiła jutro następ-ne pole, więc teraz stała w zagrodzie okryta plandeką.Jutro Ned może nauczyćktóregoś z ludzi, jak się ją prowadzi, a sam zająć się pracą nad nowym, ulepszo-nym modelem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]