[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Chciałbym, żeby to była prawda.To jest inny rodzaj czarów, Strabo, tak stary, jak twojewłasne czary.Pochodzą one od demona, który mieszka w butelce.Demon czerpie swoją siłę odwłaściciela butelki i może ją wykorzystać w każdy sposób.Zgodzisz się, że siła Nocnego Cieniajest ogromna, prawda? Z niczym się nie będę zgadzał! Smok był zdenerwowany. Wynoś się stąd, QuestorzeThewsie! Męczysz mnie! Nienawidzisz Holidaya, ale on jedyny posiada magiczną moc, którą można przeciwstawićdemonowi.Król Landover rozporządza Paladynem, a Paladyn może stawić opór wszystkiemu. Zabieraj się stąd, czarodzieju!Jeśli nie zgodzisz się pomóc Holidayowi, nie będzie Paladyna, żeby oprzeć się NocnemuCieniowi i demonowi.Nasz los będzie przesądzony. Precz!Smok zionął strumieniem ognia, który osmalił cały stok poniżej miejsca, w którym stałQuestor Thews, wypełniając powietrze gęstym dymem i popiołem.Questor zakrztusił się, niemogąc złapać powietrza i odsunął się od gorąca.Kiedy powietrze się oczyściło, zobaczył, jaksmok, ogarnięty nagle ponurym nastrojem, się odwraca. Nic mnie nie obchodzi Nocny Cień, jej demon, Holiday, ty ani nikt inny w dolinie! powiedział pod nosem. Ja sam siebie niewiele obchodzę! Idz już!Questor zmarszczył czoło.Cóż, próbował.Nikt nie będzie mógł mu zarzucie, że się niestarał.Robił, co mógł, aby przekonać smoka, i nie powiodło się.Smok pokazał po prostu swojekrnąbrne ja.Jeśli będzie dalej na niego naciskał, to oznacza to wojnę.Westchnął z rezygnacją.Tak zawsze się miały sprawy między smokami i czarodziejami.Podszedł jeszcze raz dostojnym krokiem do krawędzi wzniesienia i się zatrzymał. Strabo! Pokryta skorupą głowa smoka obróciła się. Stary smoku, zdaje się, że będziemymusieli rozwiązać tę sprawę po męsku.Miałem nadzieję, że zdrowy rozsądek zdobędzieprzewagę nad wrodzonym uporem, ale widać, że to nie jest możliwe.Musisz pomóc królowi.Jeśli nie zrobisz tego dobrowolnie, to znajdziemy inny sposób!Strabo spojrzał na Questora prawdziwie zdumiony. Wielkie nieba, czarodzieju, czyżbyś mi groził? Questor wyprostował się. Jeśli grozba jest tym, co pomoże mi zyskać twoją współpracę, to owszem, będę ci groziłi nie tylko. Naprawdę? Smok przez dłuższą chwilę badał wzrokiem czarodzieja, po czym pacnąłogonem w krater z ogniem, rozbryzgując wszędzie dokoła płonącą ciecz. Idz do domu, stary,niemądry czarodzieju! rzucił i zaczął się odwracać.Questor podniósł ręce do góry, zataczając nimi szeroki łuk.Gdy to robił, na końcówkach jego palców gromadził się ogień.Gwałtownym ruchem do przodu posłał ogień w kierunku smoka.Ogień ugodził w bok jegowielkiego ciała, poderwał go z ziemi i cisnął kilka bulgoczących kraterów dalej, gdzie upadł jakkłoda.Dokoła rozprysły się kamienie i płomienie, a smok wydał z siebie grozny pomruk. O rany! wyszeptał Questor , zdziwiony, że zdołał zgromadzić tyle magicznej mocy.Strabo podniósł się powoli, wstrząsnął całym ciałem od głowy do ogona, odkaszlnął, splunąłi powoli odwrócił głowę w stronę czarodzieja. Gdzie się tego nauczyłeś? zapytał.W jego głosie można było usłyszeć cień podziwu. Wielu rzeczy się nauczyłem, o których jeszcze nie wiesz zablefował Questor. Najlepiejbędzie, jeśli się po prostu zgodzisz zrobić to, o co cię prosiłem.Strabo w odpowiedzi posłał w Questor a strumień ognia.Czarodziej potoczył się prosto w zarośla.W następnej chwili podążył drugi strumień ognia,ale do tego czasu Questor zdążył już stoczyć się w dół pagórka i zniknąć z widoku. Hej, wracaj Questorze! zawołał za nim smok z drugiej strony wzniesienia. Walka sięjeszcze nie rozpoczęła, a ty już uciekasz do domu!Questor podniósł się ostrożnie i zaczął z powrotem wspinać się zboczem na wierzchołek.Będzie to wymagało od niego znacznego wysiłku, pomyślał.Przez następne dwadzieścia minut czarodziej i smok atakowali się wzajemnie z przerażającądzikością.Wili się, robili nagłe uniki i podskakiwali, przeskakując ponad kraterami, które plułydymem, parą i płomieniami, zmieniając Ogniste yródła w poczerniałe pole walki.Wymienialicios za cios.Questor używał przeciw smokowi każdego możliwego rodzaju czarów, znajdując nawet takiezaklęcia, których wydawał się wcześniej nie znać.Strabo na wszystko odpowiadał wybuchamipłomieni.Kołysali się do przodu i do tyłu, napierając i popychając się wzajemnie jak bokserzy naringu, a kiedy upłynęło dwadzieścia minut, obaj dyszeli ledwo żywi i słaniali się na nogach jakpijani. Czarodzieju.wciąż mnie zadziwiasz! dyszał Strabo, zwijając się powoli w kulę naśrodku Ognistych yródeł. Czy.rozważyłeś moją.prośbę? zapytał w odpowiedzi Questor. Jak.najbardziej powiedział Strabo i posłał pędzącą kulę ognia w kierunku czarodzieja.Podjęli bez słowa na nowo walkę i tylko ich pomruki, krzyki mieszające się zesporadycznymi odgłosami kaszlących kraterów przerywały wieczorną ciszę.Chmury sięrozpierzchły i przez zasłonę oparów prześwitywały nieliczne gwiazdy oraz kilka księżycówLandover.Wiatr ustał, a powietrze stało się cieplejsze.Minął zmierzch i nastała noc.Questor posłał w kierunku smoka rój komarów, które zatykały mu nos, oczy i mordę.Strabokrztusił się, tracił oddech i pluł ogniem dokoła, rzucając się jak opętany.Zaczął kląć, używającsłów, których Questor nigdy przedtem nie słyszał
[ Pobierz całość w formacie PDF ]