[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przez lata tak się do nich przyzwyczaił, że ledwo je zauważał.Ale teraz oczywiściemógł się ich pozbyć.Omal się nie uśmiechnął, gdy pomyślał, że ubranie będzie dlaniego za duże.- Chciałeś eliksir dla siebie, Sypes?- Nie, dla Carnival.Ufa jej bardziej niż mnie?Właściwie myśl, że cieszył się aż tak złą sławą, sprawiła Devonowi satysfakcję.- Spine by cię za to pokochali - skomentował.- Istniało ryzyko.- Prezbiter pociągnął łyk wina.- Mniejsze zło.Z anielskimwinem we krwi Carnival już nie musiałaby zabijać, żeby przeżyć.To by oznaczałokoniec Nocy Blizn.Trzynaście istnień poświęconych, żeby uratować niezliczone.Aleteraz te dusze ciążą mi na sumieniu jak łańcuchy na szyi.Mostek przechylił się gwałtownie, metal zajęczał.Coś zabrzęczało za ścianą jakzbyt mocno napięta lina.Devon pochylił się do trąbki interkomu.- Angusie, kazałem ci opróżnić prawą burtę.- Porwał drugą trąbkę połączoną zdeską rozdzielczą długą giętką rurką i przyłożył ją do ucha.- Tak.Nie.teraz niechbędzie tysiąc galonów.Prawa burta.Nie, prawa.Tak, to coś, co wygląda jak zawór.Co? Nie wiem, po prostu przekręć to cholerstwo kilka razy.Kilka uderzeń serca pózniej Birkita wyprostowała się z sykiem i drżeniem.Horyzont przez chwilę był mniej więcej poziomy, ale potem zaczął się wychylać wdrugą stronę.Devon sięgnął po trąbkę, ale mostek wyprostował się niemalnatychmiast.Truciciel odwrócił się do kapłana i przez chwilę mierzył go wzrokiem.Czyżbyprezbiter tak łatwo pogodził się z kradzieżą trzynastu dusz, żeby położyć kresrozlewowi krwi w Noc Blizn? Przecież taka decyzja stanowiłaby całkowitą sprzecznośćz tym, co głosił ten człowiek i jego Kościół.W oczach jego boga nie mogło być gorszejzbrodni.W grę musiała wchodzić większa stawka.On się czegoś boi, coś ukrywa.Był nawet gotowy zaryzykować gniew swojegoboga.Im dłużej Devon się zastanawiał, tym mniej rozumiał.Boi się swojego własnego boga? Albo tego, co uważa za boga?- Powiedz mi, Sypes, co naprawdę znajduje się na dnie przepaści? - zapytał.- Zmarli.i Ulcis.- Prezbiter odpowiedział zbyt szybko.Devon prychnął.- Zdetronizowany bóg, który dowodzi armią duchów? Dla mnie to nie doprzyjęcia.Sypes napił się wina, odstawił butelkę na podłogę i upewnił się, że stoi prosto.- Nie wierzysz w Ulcisa?- Wierzę, że coś tam rezyduje na dole.Ale bóg? Nie.- Twoja żona wierzyła.Devon wyczuł, że Sypes próbuje odwrócić jego uwagę, ale nie potrafił zapanowaćnad gniewem.- Elizabeth już zgniła, ty stary durniu.Tylko że robaki toczyły ją na długo przedtym, zanim umarła.Te same robaki, dla ochrony których poświęciłem własnezdrowie.Teraz mów, co wiesz, bo tracę cierpliwość.- Zamierzasz mnie torturować?- Co? - Devon z zaskoczeniem stwierdził, że ściska ramię starca tak mocno, że ażzabolała go ręka.Natychmiast go puścił.- Nie, nie, oczywiście, że nie.Co się z nim działo? Te zachowania były zupełnie do niego niepodobne.Jegoumysł jakby zasnuwała mgła.Nie myślał jasno.Anielskie wino, uboczne skutki, októrych donosili Miękcy Ludzie? Nie, to minie, tak jak ucichły głosy.A były jakieś głosy?Po tym, jak eliksir dostał się do jego żył, Devon był przekonany, że je słyszał: głosywszystkich, których zabił.Szeptali, płakali, krzyczeli.A teraz? Nie pamiętał.- Jestem zdziwiony - rzekł prezbiter.- Zawsze twierdziłeś, że nie wolno niedoceniać skuteczności cierpienia.- Myślę, że twoje serce by wysiadło, Sypes, gdybym tylko na ciebie krzyknął.Starzec zaśmiał się niepewnie i od razu rozkaszlał.Sięgnął po wino, przewrócił je.Butelka potoczyła się po pokładzie, brudząc go czerwonymi strużkami.Devonpodniósł ją i podał Sypesowi.Prezbiter pociągnął spory łyk.Kiedy atak kaszlu minął,Sypes powiedział:- Jeśli zamierzasz mnie upić.- Niech bóg broni.Miałbym znosić jeszcze więcej chrapania?- No więc?Co więc? Jakie miał plany? Jeszcze chwilę temu był pewien, że zna odpowiedz.Teraz był zdezorientowany.Próbował się skupić, rozpędzić mgłę, która zaćmiewałaumysł.Gdzie się znajdował? Gdzie Elizabeth?Elizabeth.Leżała na łóżku i umierała, a on patrzył na to z bezsilnym smutkiem.%7łycie z niejuciekało.Najpierw straciła urodę, potem energię i wreszcie nadzieję.Płakała jakdziecko, a on nie był w stanie jej uratować.Mimo woli zacisnął pięść, której już niemiał.W końcu miasto wszystko mu zabrało.Wiedział, co musi zrobić.- Martwi wcale nie mieszkają na dnie otchłani - powiedział.- Zbierają się nad nią.Pielgrzymi zostają doprowadzeni do Deepgate, a tam karmi się ich przed rzezią.Ichdusze służą jako pokarm temu, co jest na dole.To ma być życie?- Co ty wiesz o życiu?- Moja krew i pot zapewniały wam bezpieczeństwo! - ryknął Devon.-Okaleczyliście mnie, zniszczyliście.Zabraliście mi ją.Zamordowaliście!- Już nie jesteś okaleczony.- Sypes plątał się i kulił, jakby się spodziewał, żeTruciciel go uderzy.- A co to jest? - Devon pokazał kikut.- Jeszcze nie dość mi zabraliście.Nigdy niebędzie dość.Masy znajdują sobie tego, kogo potrzebują, a potem go pożerają.Wszyscy jesteście martwi, gnijecie pod skórą, czekacie na to, żeby stać się pokarmemwaszego boga.Truciciel wziął głęboki wdech.Niedawno po takim wybuchu jego płuca przeszyłbygwałtowny ból.Ale nie teraz.Krew tętniła mu w żyłach, świeża, pełna energii.Wydarłmiastu swoje życie.Lecz to za mało.A czy kiedyś wystarczy? Deepgate było mu winnewięcej, niż kiedykolwiek zdoła zapłacić.- Nie wiadomo, jaki stwór żyje w tej norze, ale zbudował Ząb Boga, żebywydobywać rudę z Czarnego Tronu i wykuć z niej łańcuchy, a potem ukrył się wotchłani na trzy tysiące lat i domaga się, żeby go karmić.Bóg? - Devon uśmiechnął sięszyderczo.- Nie.Pasożyt, jak reszta was.Sypes zmrużył oczy.- Powiesz mi, co tam się kryje? - nalegał Truciciel.- A co zamierzasz zrobić?Devon uśmiechnął się blado.- Zciągnę na siebie jego uwagę.Przetnę łańcuchy.Prezbiter zacharczał.- A dlaczego nie? - ciągnął Devon.- Czy i tak wszyscy tam nie skończycie? Czy tonie jest sens waszego życia? Dlaczego nie posłać wszystkich na dół od razu?Zbladły nawet plamy na czaszce prezbitera.- Zabijesz wszystkich mieszkańców miasta?- Zabiję?! - krzyknął Truciciel.- Dam im to, czego pragną!***Składając meldunek, młody aeronauta nie patrzył na adiunkta Crumba.Jegowzrok przykuwał lśniący mosiądz auroletyskopu.- Za Birkitą wysłano trzydzieści krążowników lecących pod pełną parą.Po drodzerozwiną linię flagową.- Fascynujące - rzekł adiunkt.- I kompletnie bezsensowne.Dill, rozumiesz, co tenczłowiek powiedział?Dill nie miał pojęcia i przyznał się do tego.Aeronauta zerknął na Crumba i zacząłod początku.- Krążowniki.- Krążowniki?- Ciężkie sterówce wojenne.Gaz wapienny, bomby zapalające.- Rozumiem.Proszę mówić dalej.-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]