[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bez względu na to, czy miałem oczyzamknięte, czy otwarte, otoczenie przedstawiało mi się dokładnie tak samo.Wtem wszystko zniknęło czy też rozpadło się na kawałeczki, a pojawiła się podobna do człowiekapostać Mescalito, którego widziałem przed dwoma laty.Siedział w pewnej odległości ode mnie,odwrócony profilem w moją stronę.Utkwiłem w nim wzrok, ale nie spojrzał na mnie, ani razu nieodwrócił się do mnie.Uznałem, że coś zle robię i to przeszkadza mu zbliżyć się do mnie.Wstałem i ruszyłem ku niemu,by go o to zapytać.Ruch spowodował jednak, że obraz zaczął tracić ostrość, a na pierwszy planwysunęły się postacie mężczyzn, wśród których się znajdowałem.Ponownie usłyszałem głośne izapamiętałe śpiewy.Wszedłem pomiędzy okoliczne zarośla i wałęsałem się po nich dłuższą chwilę.Wszystko byłodoskonale widoczne.Zorientowałem się, że widzę w ciemności, ale małomnie to obeszło.Ważne było tylko jedno: dlaczego Mescalito mnie unika?Wracałem już do grupy i miałem właśnie wejść do budynku, gdy usłyszałem głośny pomruk ipoczułem, że ziemia pode mną zadrżała.Ten sam dzwięk usłyszałem przed dwoma laty w doliniepejotlowej.Wbiegłem powtórnie w zarośla.Wiedziałem, że jest tam Mescalito i że go tam odnajdę.Ale nieodnalazłem.Czekałem aż do rana i dołączyłem do reszty tuż przed zakończeniem tury.Ta sama ceremonia powtórzyła się trzeciego dnia.Mimo że nie czułem się zmęczony, przespałemcałe popołudnie.W sobotę, 5 września, starzec odśpiewał swą pieśń pejotlu, rozpoczynając w ten sposób cały cyklod nowa.W trakcie tej tury zżułem tylko jedną gałkę i nie przysłuchiwałem się żadnej pieśni, na nicteż, co działo się wokół, nie zwracałem uwagi.Od samego początku całe moje jestestwo skupiło sięna jednym wiedziałem, że brak mi czegoś, co jest strasznie ważne dla mego dobregosamopoczucia.Podczas gdy mężczyzni śpiewali, poprosiłem Mescalito pełnym głosem żebynauczył mnie pieśni.Moja próba zlała się w jedno z głośnym śpiewem mężczyzn.Natychmiast wmoich ustach rozległa się pieśń.Odwróciwszy się plecami do grupy, słuchałem.Słowa i melodiapowracały wielokrotnie, a ja powtarzałem je tak długo, aż nauczyłem się całej pieśni.Była to długapieśń po hiszpańsku.Wówczas zaśpiewałem ją kilka razy grupie.Już wkrótce zabrzmiała w mychuszach druga pieśń.Nim wstał ranek, zdążyłem odśpiewać obie pieśni nieskończenie wiele razy.Czułem się jak nowo narodzony, pełen sił.Gdyśmy otrzymali wodę, don Juan dał mi worek i wszyscy wyruszyliśmy w góry.Odbywszy długą iuciążliwą wędrówkę, dotarliśmy do płytkiej kotliny, gdzie ujrzałem kilka okazów pejotlu.Jakoś jednaknie miałem ochoty się im przyglądać.Razem z don Juanem wyruszyłem w drogę powrotną, zbierającgałki pejotlu, podobnie jak czyniliśmy to, kiedy pomagałem mu po raz pierwszy.Wróciliśmy, w niedzielę, 6 września, póznym popołudniem.Wieczorem mistrz ceremonii wznowiłobrzęd.Nikt nie odezwał się słówkiem, ale wiedziałem doskonale, że to nasze ostatnie zgromadzenie.Tym razem starzec zaśpiewał swą pieśń.Torba ze świeżymi gałkami pejotlu krążyła z rąk do rąk.Wówczas to skosztowałem po raz pierwszy świeżej gałki.Była mięsista, ale trudna do zżucia.Przypominała twardy, zielony owoc i była ostrzejsza i bardziej gorzka w smaku niż gałki suszone.Osobiście odnosiłem wrażenie, że świeży pejotl o wiele bardziej tryska życiem.Zżułem czternaście gałek: policzyłem starannie.Ostatniej nie skończyłem, bo usłyszałem znajomygłuchy łoskot zwiastujący nadejście Mescalito.Wszyscy śpiewali w zapamiętaniu; wiedziałem jednak,że don Juan i cała reszta usłyszeli hałas.Oddaliłem od siebie myśl, że ich reakcja stanowiłaodpowiedz na sygnał dany przez któregoś z nich, po to tylko, by mnie wprowadzić w błąd.W tejże chwili poczułem wzbierający we mnie przypływ mądrości.To, czego domyślałem się przeztrzy lata, zmieniło się teraz w pewność.Trzeba było trzech lat, bym sobie uświadomił, a raczej bym sięprzekonał, że bez względu na to, co zawiera kaktus Lophophora williamsii, w niczym nie jestem temuczemuś potrzebny, by mogło zaistnieć jako istota istnieje samo przez się, poza mną, całkiemniezależnie.Teraz już to wiedziałem.Zpiewałem podekscytowany, aż w końcu zaczął mi się plątać język.Miałem wrażenie, że mojepieśni przeniknęły w głąb mojego ciała, wywołując dygotanie, nad którym nie mogłem zapanować.Zapragnąłem wyjść na zewnątrz i odnalezć Mescalito, gdyż inaczej eksploduję.Zmierzałem w stronępola, na którym rósł pejotl, cały czas nie przestając śpiewać.Wiedziałem, że te pieśni są wyłączniemoją własnością, stanowią niezbity dowód mej niepowtarzalności.Chłonąłem zmysłami każdy swójkrok niosący się echem po ziemi i wywołujący nie dającą się opisać euforię, płynącą z tego, że jest sięczłowiekiem.Każda z roślin na polu pejotlowym płonęła błękitnawym iskrzącym się światłem, jedna szczególnie jasnym.Usiadłem przed nią i śpiewałem jej moje pieśni.A kiedy śpiewałem, wyszedł zniej Mescalito w tej samej ludzkiej postaci, którą widziałem wcześniej.Spojrzał na mnie.Zdobyłem sięna wielką śmiałość jak na człowieka z moją naturą i zaśpiewałem dla Mescalito.Rozległ się dzwiękfletów, a może wiatru, znane mi melodyjne wibracje.Wydawało mi się, że tak jak przed dwoma latyzapytał: Czego pragniesz?"Przemówiłem głośno i wyraznie.Stwierdziłem, że wiem, iż coś jest nie tak z moim życiem i moimiuczynkami, ale nie wiem co
[ Pobierz całość w formacie PDF ]