[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan naczelnik zagroziÅ‚ mi, że jeÅ›limu nie pomogÄ™, osobiÅ›cie dopilnuje, by oskarżono ich o sprzedaż wywrotowych publikacji,skonfiskowano im ksiÄ™garniÄ™, wsadzono oboje do wiÄ™zienia, a w dodatku odebrano im syna,który nie skoÅ„czyÅ‚ jeszcze trzech lat.- A to skurwiel - mruknÄ…Å‚ Fermin.- Panie Ferminie - zaoponowaÅ‚ David Martin - to nie paÅ„ska wojna, lecz moja.ZasÅ‚użyÅ‚em sobie na to wszystko.- Przecież pan nic zÅ‚ego nie zrobiÅ‚.- Nie zna mnie pan, panie Ferminie.I lepiej niech tak pozostanie.Pan tymczasem musisiÄ™ skoncentrować na tym, żeby jak najprÄ™dzej stÄ…d uciec.- To druga rzecz, o którÄ… chciaÅ‚em pana zapytać.DoszÅ‚y mnie sÅ‚uchy, że opracowujepan eksperymentalnÄ… metodÄ™ wydostania siÄ™ z tego bagna.JeÅ›li potrzebuje pan królikadoÅ›wiadczalnego, może i wÄ…tÅ‚ej postury, ale za to aż tryskajÄ…cego entuzjazmem, może pan namnie liczyć w caÅ‚ej rozciÄ…gÅ‚oÅ›ci.-.David Martin spojrzaÅ‚ na niego zamyÅ›lony.- CzytaÅ‚ pan Dumasa?- Od deski do deski.- WyglÄ…da pan na takiego.W takim razie zrozumie pan w mig mój pomysÅ‚.ProszÄ™posÅ‚uchać mnie uważnie.-.UpÅ‚ywaÅ‚o pół roku od uwiÄ™zienia Fermina, kiedy w wynikusplotu rozmaitych wydarzeÅ„ w jego monotonnej dotÄ…d wiÄ™ziennej egzystencji zaszÅ‚adrastyczna odmiana.ByÅ‚ to czas, kiedy wÅ‚adze, wierzÄ…c jeszcze, że Hitler, Mussolini i spółkawygrajÄ… wojnÄ™ i wkrótce caÅ‚a Europa bÄ™dzie tego samego koloru co narodowe ineksprymableGeneralissimusa, pozwoliÅ‚y, by rozjuszona i zupeÅ‚nie bezkarna horda zwykÅ‚ych bandziorów,donosicieli i Å›wieżo upieczonych politycznych komisarzy spowodowaÅ‚a, że liczbauwiÄ™zionych, zatrzymanych, skazanych na Å›mierć albo majÄ…cych zniknąć bez wyrokuobywateli staÅ‚a siÄ™ wrÄ™cz astronomiczna.Wkrótce w caÅ‚ym kraju wiÄ™zienia zaczęły pÄ™kać w szwach.Dyrekcja zakÅ‚adu karnegow Montjuic otrzymaÅ‚a od wÅ‚adz wojskowych rozkaz, że musi przyjąć, niezależnie odmożliwoÅ›ci, każdÄ… wÅ‚aÅ›ciwie liczbÄ™ z wciąż rosnÄ…cej masy jeÅ„ców, która byÅ‚a zbyt wielkimobciążeniem dla pokonanej i wyniszczonej wojnÄ… domowÄ… Barcelony 1940 roku.W zaist-142 niaÅ‚ej sytuacji pan naczelnik w swym kwiecistym niedzielnym przemówieniupoinformowaÅ‚ podopiecznych, że od dzisiaj bÄ™dzie ich w celach po dwóch.Doktor SanahujazostaÅ‚ dokwaterowany do celi Martina, przypuszczalnie po to, by miaÅ‚ na niego oko ipowstrzymywaÅ‚ jego samobójcze zapÄ™dy.Ferminowi przypadÅ‚o dzielić celÄ™ ze swoimsÄ…siadem, numerem 14, i tak dalej.Wszyscy dotychczasowi wiÄ™zniowie tego bloku zostalizgrupowani po dwóch, żeby zrobić miejsce nowo przybyÅ‚ym, których każdej nocyprzywożono wiÄ™zniarkami z wiÄ™zienia Modelo i z Campo de la Bota.- Niech siÄ™ pan tak nie krzywi, bo mnie to jeszcze mniej bawi niż pana - ostrzegÅ‚swego nowego towarzysza numer 14, ledwo znalazÅ‚szy siÄ™ w celi.- Uprzedzam, że wrogie zachowania wywoÅ‚ujÄ… u mnie aerofagiÄ™ - zagroziÅ‚współlokatorowi Fermin.- ProszÄ™ wiÄ™c siÄ™ nie czupurzyć jak jakiÅ› Buffalo Bill i raczejpomyÅ›leć0zdobyciu siÄ™ na wysiÅ‚ek bycia nieco kulturalniej szym1sikać twarzÄ… do Å›ciany bez rozbryzgów, w przeciwnym przypadku może siÄ™ pan wnajbliższej przyszÅ‚oÅ›ci obudzić jako podÅ›ciółka pod pieczarki.Dawny numer 14 przez pięć dni nie odzywaÅ‚ siÄ™ sÅ‚owem do Fermina.W koÅ„cu, niemogÄ…c już znieść piekielnosiarkowych bzdzin, w których oparach budziÅ‚ siÄ™ co rano,postanowiÅ‚ zmienić strategiÄ™.- OstrzegaÅ‚em pana - powiedziaÅ‚ Fermin.- W porzÄ…dku.PoddajÄ™ siÄ™.Nazywam siÄ™ Sebastian Salgado.Z zawodu jestemsyndykalistÄ….UÅ›ciÅ›nijmy sobie-.#1 dÅ‚onie i zostaÅ„my przyjaciółmi, ale bÅ‚agam, proszÄ™ jużtak nie pierdzieć, bo zaczynam mieć halucynacje i przywiduje mi siÄ™ w snach Noi del Sucre iLew Trocki taÅ„czÄ…cy charlestona.Fermin, Å›ciskajÄ…c dÅ‚oÅ„ Salgada, zdaÅ‚ sobie sprawÄ™, że brakuje mu maÅ‚ego iserdecznego palca.- Fermin Romero de Torres, miÅ‚o mi w koÅ„cu pana poznać.Zawód: tajne sÅ‚użbywywiadowcze rzÄ…du kataloÅ„skiego, sektor Karaiby, teraz w stanie spoczynku.Z powoÅ‚aniabibliofil i wielbiciel literatury piÄ™knej.Salgado spojrzaÅ‚ na swojego nowego towarzysza niedoli i zrobiÅ‚ wielkie oczy.- A mówiÄ…, że to Martin jest wariatem.- Wariatem jest ten, kto ma siÄ™ za caÅ‚kowicie normalnego, a za nienormalnych uważacałą resztÄ™.Salgado pokiwaÅ‚ gÅ‚owÄ… zdruzgotany.Kolejne przeÅ‚omowe dla Fermina zdarzenie miaÅ‚o miejsce parÄ™ dni pózniej.Dwóchstrażników przyszÅ‚o po niego o zmierzchu.Bebo otworzyÅ‚ im celÄ™, starajÄ…c siÄ™ nief& okazywać zaniepokojenia.- Ty, chudy, wstawaj! - wycedziÅ‚ jeden z żoÅ‚nierzy.Salgado przez chwilÄ™ pomyÅ›laÅ‚, żejego proÅ›by zostaÅ‚y wysÅ‚uchane i że zabierajÄ… Fermina przed pluton egzekucyjny.- Odwagi, Ferminie - uÅ›miechajÄ…c siÄ™, dodawaÅ‚ mu animuszu.- Za Boga i zaHiszpaniÄ™, piÄ™kniej nie można zginąć!-.%7Å‚oÅ‚nierze chwycili Fermina, skuli mu kajdankaminadgarstki i stopy i pociÄ…gnÄ™li za sobÄ…, odprowadzani przybitymi spojrzeniami caÅ‚ego bloku idonoÅ›nym Å›miechem Salgada.- ChoćbyÅ› nie wiem jak pierdziaÅ‚, tym razem siÄ™ nie wywiniesz - krzyknÄ…Å‚ zaFerminem wyraznie rozbawiony towarzysz.Poprowadzili Fermina plÄ…taninÄ… tuneli do dÅ‚ugiego korytarza, na którego koÅ„cudostrzegÅ‚ wielkie drewniane drzwi.Na ich widok ogarnęły go mdÅ‚oÅ›ci.PomyÅ›laÅ‚, że jegożaÅ‚osny żywot dobiegÅ‚ wÅ‚aÅ›nie koÅ„ca i że za tymi drzwiami czeka na niego uzbrojony wpalnik Fumero majÄ…cy wolnÄ… noc.Ale ku jego zaskoczeniu jeden z żoÅ‚nierzy zdjÄ…Å‚ mukajdanki, a drugi delikatnie zastukaÅ‚ do drzwi.- ProszÄ™ - rozlegÅ‚ siÄ™ znajomy gÅ‚os.W ten sposób Fermin znalazÅ‚ siÄ™ w gabinecie pana naczelnika.WnÄ™trze zdobiÅ‚ydywany zarekwirowane z jakiegoÅ› paÅ‚acyku w dzielnicy Bonanova i stylowe meble.TÄ™gustownÄ… scenografiÄ™ wieÅ„czyÅ‚o kilka elementów: flaga hiszpaÅ„ska z czarnym orÅ‚em, godÅ‚emi dewizÄ…, portret Generalissimusa bardziej podretuszowany niż afisz reklamowy z MarlenÄ…Dietrich i wreszcie sam pan naczelnik Mauricio Vails, usadowiony wygodnie za swoimbiurkiem, delektujÄ…cy siÄ™ papierosem z importu i kieliszkiem brandy.- Siadaj.Bez obawy - zaprosiÅ‚.-.Fermín dostrzegÅ‚ na biurku talerz, a na nimapetyczny kawaÅ‚ek miÄ™sa, parujÄ…cy zielony groszek i puree ziemniaczane pachnÄ…ce masÅ‚em.- To nie jest fatamorgana - powiedziaÅ‚ dobrotliwym tonem pan naczelnik.- To twojakolacja.Mam nadziejÄ™, że bÄ™dzie ci smakować.Fermín, który podobnych cudownoÅ›ci nie widziaÅ‚ od lipca 1936 roku, rzuciÅ‚ siÄ™ na nietak Å‚apczywie, jakby miaÅ‚y za chwilÄ™ wyparować.PalÄ…c jednego papierosa po drugim ipoprawiajÄ…c co minuta swoje bÅ‚yszczÄ…ce od brylantyny wÅ‚osy, pan naczelnik patrzyÅ‚ na niegoz wyrazem obrzydzenia i pogardy, których nie zdoÅ‚aÅ‚ zamaskować nawet wymuszonymuÅ›miechem.Fermín skoÅ„czyÅ‚ jeść i Vails daÅ‚ znać żoÅ‚nierzom, by odeszli.Kiedy zostali sami,pan naczelnik wydaÅ‚ siÄ™ Ferminowi bardziej zÅ‚owrogi niż z uzbrojonÄ… eskortÄ….- Fermín, nieprawdaż? - odezwaÅ‚ siÄ™ wreszcie.Fermín przytaknÄ…Å‚ niepewnie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]