[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Aggie weszła wraz z Millie do gabinetu matki przełożonej.- Pani Winkowski, proszę usiąść.Posterunkowy Fenwick powiedział Aggie, że matka przełożona to nawpół cudzoziemka, chyba Francuzka po ojcu lub matce, ale mimo to miła ibardzo świątobliwa.Aggie opadła na drewniane krzesło i przyciągnęła do siebie Millie.RS54- Miło mi panią poznać, pani Winkowski - zaczęła z uśmiechem siedzącaza biurkiem zakonnica.- Jak rozumiem, chce pani oddać wychowankę podnaszą opiekę.Aggie zwróciła uwagę, że nie powiedziała pod moją opiekę".- A to znaczy, że Bóg też będzie się nią opiekował.Ile ma lat? - Zerknęłana leżącą na biurku kartkę.- Ach, dziesięć.Prawda, Millie?- Tak, niedawno skończyłam dziesięć lat.- Masz dobrą czystą wymowę - orzekła, jakby nieco tym zaskoczona.-Cieszę się, bo to znaczy, że nauka nie powinna ci sprawiać kłopotów.Dojakiej szkoły chodziłaś? Czy do niedzielnej, prowadzonej przez Kościółanglikański?- Tak, ale nie tylko.- Skinęła głową.- Oprócz tego pani Aggie.-zerknęła na opiekunkę - posyłała mnie do szkoły, w której opłata wynosipensa za tydzień.- Do tej prowadzonej przez metodystów lub anglikanów? Bo chyba niebyła to szkoła katolicka?- Nie była katolicka, proszę pani.Prowadzą ją metodyści.- Rozumiem.- Matka przełożona spojrzała na Aggie.- Zatem ona nie mapojęcia o religii?- Nie powiedziałabym tego, proszę pani.Zarówno metodyści, jakanglikanie głoszą Ewangelię.- Oczywiście, ale mnie chodzi o religię katolicką.- Nie, nie ma pojęcia.A czy powinna? To znaczy, chciałam powiedzieć,czy mogła się z nią zapoznać? Bo, o ile wiem, jej rodzice nie bylikatolikami.- Jak rozumiem, opiekuje się nią pani od dwóch lat?- Tak.- Jestem pewna, że to bardzo posłuszna dziewczynka.Matka przełożonazwróciła uśmiechniętą twarz ku Millie, ale mała nie odwzajemniłauśmiechu, tylko wpatrywała się w nią z powagą swymi niezwykłymiszarymi oczami.Zresztą nie tylko oczy miała niezwykłe.Na własnenieszczęście była piękną dziewczynką, zbyt piękną.Matka przełożonawiedziała już o jej nieprzeciętnej urodzie od księdza Dolana i odposterunkowego Fenwicka.Jednak uważała, że w tym miejscu MillieForester będzie bezpieczna, że nie spotka jej tu żadna niegodziwość.Spojrzała na Aggie.- Pani Winkowski, wreszcie pani odetchnie, bo dziewczynka będzie tudobrze chroniona.Nie musi się pani obawiać, że zetknie się z jakimiśniepożądanymi ludzmi.Myślę, że zgodzi się pani ze mną, iż dla jej dobra wRS55ogóle nie powinna opuszczać tego miejsca.Mogłaby pani przychodzić turaz w miesiącu na godzinę.Jak sądzę, zgodzi się pani ze mną, że toroztropna rada?Mówiła tak, jakby w ogóle nie liczyła się z uczuciami Millie.- Raz w miesiącu na godzinę? To straszne.Obiecała mi pani, że będęspędzała w domu wszystkie święta i przerwy w nauce.- Dziewczynka spoglądała na Aggie pytająco.- Skarbie, będziesz spędzała w domu święta i wakacje.Będziesz -zapewniła ją opiekunka i oznajmiła matce przełożonej:- Trzy razy w roku Millie musi być w domu, bo inaczej nie zdecyduję sięjej tu zostawić.- Ale wtedy pani będzie ponosiła za nią odpowiedzialność.Ja chcę tylkopanią zapewnić, że tu gwarantujemy jej pełne bezpieczeństwo.I oczywiściebędzie miała właściwe koleżanki.- Nie wątpię, ale proszę mnie zrozumieć - odparła nieustępliwie Aggie.-Chciałabym widywać Millie przynajmniej raz na dwa tygodnie, choćbytylko przez godzinę, i uważam, że powinna tak jak inne dziewczynkispędzać święta i wakacje w domu.- Jeśli tak pani sobie życzy - odezwała się matka przełożona po długiejchwili milczenia.- Tak, proszę pani, bo to ja będę płaciła czesne, prawda? Chyba zgodzisię pani ze mną, że szesnaście pensów tygodniowo to dużo?Matka Francis przyglądała się badawczo tej otyłej i niezbyt schludnejkobiecie.Oto co wynikało z zadawania się z plebsem.Niełatwo byłopamiętać, że stworzył tych ludzi ten sam Bóg i że domagał się, by traktowaćich wyrozumiale.Przełożona modliła się w myślach o to, by potrafiłaokazać tej kobiecie sympatię i życzliwość.- Nie mam co do tego wątpliwości, że dla pani to duża suma, ale dobrewykształcenie kosztuje.Poza tym dziewczynkę trzeba wyżywić iwyposażyć w szkolny uniform z kapturem oraz w nocną bieliznę.PaniWinkowski, czy pani chodziła do szkoły? - zakończyła raczej małodelikatnie, jakby Bóg nie pomógł jej wyzbyć się do końca protekcjonalnegotonu wobec prostej kobiety i właściwie zareagować na odpowiedz, którąusłyszała.- Chodziłam do szkoły, proszę pani, od piątego do dziesiątego rokużycia, codziennie.I od dzieciństwa umiem czytać.Znam na pamięćkatechizm, a także duże kawałki Biblii.Być może jestem w błędzie, alewydaje mi się, że pani jej nie przeczytała.RS56- Obawiam się, że rzeczywiście jest pani w błędzie, przynajmniej co siętyczy niektórych spraw - odparła sztywno przełożona
[ Pobierz całość w formacie PDF ]