[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Woda w misie była zimna, ale nie zwracała na touwagi.Zależało jej, żeby się umyć i ubrać, zanim on wstanie.Opierając się oSRkomodę, szorowała się zapamiętale, kiedy nagle usłyszała jego głos, leniwy, znutą ironii.- Z przyjemnością bym cię wyręczył, Cassandro.Natychmiast się odwróciła, upuszczając na podłogę szmatkę do mycia.Rozglądała się nerwowo za jakimś okryciem, ale nic nie znalazła.Jej szlafrokleżał po drugiej stronie kabiny - w miejscu, gdzie rozebrał ją poprzedniegowieczora.- Już nie śpisz - stwierdziła niezbyt błyskotliwie, podnosząc szmatkę i za-słaniając nią dół brzucha.- Tak, brakowało mi ciebie.Wróć do łóżka, Cassandro.Nawet mewyjeszcze śpią.- Nie jestem śpiąca.- W takim razie możemy.porozmawiać.Nie przeszkadza ci, że jestemnieogolony, prawda?- Jesteś bardzo ciemny.- Naprawdę nie chciałbym wstawać i cię tu przynosić.- Pokazał ręką najej miejsce w łóżku.Już miała mu powiedzieć, żeby poszedł do diabła, ale jej uwagę przykułojego ciało.Poczuła lekkie mrowienie w dole brzucha i zadrżała.- Będziemy rozmawiać? - szepnęła.- Obiecujesz?- Oczywiście.Będziemy robić to, na co ty masz ochotę.Ale skąd mogę wiedzieć, na co poczuję ochotę, kiedy się do ciebie zbliżę!Odłożyła mokrą szmatkę na komodę i niespiesznym krokiem udała się dołóżka.Patrzyła w bok.Odchylił kołdrę i wsunęła się pod nią, po czym zakryłasię pod samą brodę.Leżała na plecach i wpatrywała się w sufit kabiny.On ułożył się na boku, wsparty na łokciu, i patrzył na nią.SR- Dobrze spałaś?Zaczynała oddychać spokojniej, bo przekonała się, że nie będzie na niąnastawał.Bez zastanowienia dała mu szczerą odpowiedz:- Tak, bardzo dobrze.- Doskonale.Nie będę ci przypominał dlaczego.- Porzucił zaczepny ton idodał: - Nie bój się mnie, Cassandro.Dotrzymam słowa.- Ja się ciebie nie boję!- Wiem.Teraz obawiasz się już tylko samej siebie.Głos uwiązł jej w gardle.Nienawidziła go za to, że tak łatwo odgadł jejmyśli.Zacisnęła wargi i odwróciła głowę.- Powiedziałem ci wczoraj, że nikogo nie zdradziłaś.Wiesz, że to praw-da.- To kłamstwo - odwróciła głowę, by spojrzeć mu w twarz.Była dziwnieopanowana.Wzięła jeszcze jeden głęboki uspokajający oddech i oświadczyła: -Ale to się już nie powtórzy.Nie pozwolę sobie na.takie odczucia nigdy wię-cej.- Nie można kontrolować namiętności, Cassandro.To potężna siła, którejnie wolno tłumić.To po prostu zdarza się między pewnymi ludzmi.Ale ja pożądałam Edwarda! Choć nawet kiedy to pomyślała, nie miałacałkowitej pewności.Czuła ciekawość, to na pewno.Nigdy też nie wątpiła, żejej miłość sprawi, iż razem doświadczą także fizycznej przyjemności.Widział jej zmieszanie i ból i szukał słów, które ją pocieszą.Dlatego za-skoczyło go jej pytanie, wypowiedziane absolutnie opanowanym głosem:- A do mojej matki.Czy i do niej czułeś pożądanie?- Nigdy nie kochałem się z twoją matką.Jak już ci powiedziałem, byłemwówczas młodym chłopakiem.Choć, oczywiście, z właściwą temu wiekowifantazją wiele razy wyobrażałem sobie, że tego doświadczam.SR- A czy ona cię pragnęła?Constance.Tyle czasu minęło, od kiedy ostatni raz myślał o niej w tensposób.Tyle lat.Gdyby Cassandra nie była do niej tak podobna, jej rysy daw-no już zatarłyby się mu w pamięci.- Nie wiem tego na pewno.Wspomnienia z czasem stają się takie za-mglone.- Urwał i patrzył na córkę Constance.Uważał, że ich podobieństwokończy się na wyglądzie zewnętrznym.Widział, że Cassandra czeka na jegoodpowiedz, przewiercając go bez mała oskarżycielskim wzrokiem.Zaczął mówić z namysłem:- Chociaż byłem wtedy młody, sądziłem, że twoja matka lękała sięwszystkiego, czego nie rozumiała.To dlatego, moim zdaniem, poślubiła two-jego ojca, człowieka, którego nie obchodzili inni ludzie.Nic go nie cieszyłotak, jak kontemplowanie swojego stanu posiadania.Ona wzbogaciła ten stan,bo choć z pewnością cenna i ceniona, była tylko kolejnym nabytkiemZaoponowała przez zaciśnięte zęby:- Z taką pewnością mówisz o mojej rodzinie.Myślisz, że znałeś charaktermojego ojca lepiej niż ja?- Ty postrzegałaś go oczami dziecka, Cassandro.Wiem, że cierpiałaś, bowyczuwałaś jego obojętność, ale to samo odczuwał Eliott.Przynajmniej nietraktował cię gorzej dlatego, że jesteś kobietą.Milczała.To, co powiedział, było prawdą, ale przyznanie mu racji byłobyzbyt bolesne.- Mówiliśmy o mojej matce i.twojej miłości do niej.- Nie - poprawił ją łagodnie.- Zapytałaś, czy mnie pożądała.Przywołu-jesz dawne wspomnienia.Jeśli mam być zupełnie szczery, to myślę, że nie.Zawsze się bała.Nie siebie, ale otoczenia i tego, co jej znajomi powiedzą, jeślibędą podejrzewać, że pozwala sobie na taki związek.SR- Czy gdyby była twoją.kochanką i gdyby lękała się samej siebie i mar-twiła się, że zdradza ojca, i powiedziałaby ci, że cię nienawidzi, czy puściłbyśją wolno?Uśmiechnął się melancholijnie.- Jesteś jak zwinna pajęczyca tkająca sieć.Byłem wtedy młodszy niż tyteraz, Cassandro.Przez wiele lat myślałem, że wszystkie kobiety, to znaczykobiety o oszałamiającej urodzie, są jak Constance: próżne i uległe.Nie okazu-ją charakteru, może z wyjątkiem sytuacji, w których chodzi o ich własny inte-res.A ona, ponieważ zrobiła, jak jej kazano, i poślubiła twojego ojca, przypie-czętowała swój los.Wykorzystała mnie, chłopca, który ją adorował, by czućsię kobietą godną pożądania.Twój ojciec, jak mi raz wyznała, nie należał domężczyzn namiętnych.- Przerwał, wyczuwając jej zdumienie.- Zawsze będę cię nienawidzić.- Za to mojej miłości wystarczy dla nas obojga.Odwróciła się do niego, podnosząc się na łokciu.Nie zauważyła, że kołdra spadła, odsłaniając jej piersi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]