[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dora zjawiła się w jakieś pięć minut po jej przyjściu.Karola wzięła dwa dniwolnego na egzaminy, a Dora miała ją zastąpić i przy okazji trochę sięrozejrzeć. A coś ty taka zmarnowana? To ta pogoda.Jestem jakaś przymulona i nic mi się nie chce.Nawet kawa mi nie pomaga odpowiedziała Weronika, odsuwając pustąjuż filiżankę. Zrobić ci jeszcze jedną? Ja też się chętnie napiję. Mhm mruknęła Weronika, bo nie miała siły mówić.Oparła głowę nałokciach, po raz pierwszy ciesząc się, że nie ma klientów.Musiała chyba przysnąć na chwilę, bo wcale nie słyszała, że ktoś wchodzi,ale radosnych okrzyków Andrzejka nie sposób było nie usłyszeć. Zdałem! Pani Weroniko, zdałem! krzyczał jej nad uchem.Oj, przepraszam, nie chciałem pani budzić zmitygował się. A możepani zle się czuje? Wszystko OK, Andrzejku. Weronikę rozczulił wyraz nieporadnegozatroskania na jego twarzy.W ogóle Andrzejek wyglądałdzisiaj jakoś inaczej.I to nie tylko dlatego, że miał białą koszulę, niecoprzykusą co prawda, ale starannie wyprasowaną, i że trzymał w ręku długączerwoną różę.Było coś jeszcze w ruchach Andrzejka, w oczach, wwyprostowanych ramionach.jakby zrzucił jakiś ciężar, który ciągnąłgo do ziemi.I tylko ta przyciasna koszula jeszcze go ograniczała. Gibonka po półroczu powiedziała, że za rok spotkamy się znowu wdrugiej klasie! A ja jej pokazałem! A wtedy, gdy mi pani Dora tę matmęwytłumaczyła, to Gibonce po prostu szczena opadła.A ta róża.bo jachciałem podziękować.ale nie wiedziałem, że są panie obie.i mamtylko jedną. Spokojnie, jakoś się podzielimy zaśmiała się Weronika.A tobie należą się duże lody! Gratulacje, chłopie! Dora klepnęła Andrzejka po ramieniu. A mówiłam, że łapiesz w mig! Inteligencji ci nie brakuje, tylkosystematyczności.No, ale już nie przynudzam, bo przecież nareszcie maszwakacje. Lody dla ciebie. Weronika postawiła przed Andrzejkiem miskę pełnąkolorowych lodowych kulek przyozdobionych czapą bitej śmietany, polewączekoladową i obficie posypanych bakaliami.Więcej się nie zmieściło, ale jak zjesz, możesz zgłosić się po dokładkę. Dzięki.To największe lody, jakie widziałem. Andrzejek wyciągnąłrękę po łyżeczkę.Weronice nagle coś się przypomniało.Zniknęła na zapleczu, skąd pochwili wróciła z zieloną trykotową koszulką z napisem Kocham szkołę, aletylko w wakacje.Kupiła ją kiedyś od jakiegoś ulicznego sprzedawcy, bonapis ten wyrażał doskonale to, co odczuwała przez wszystkie lataogólniaka; wybrała ją pod wpływem impulsu, a potem wrzuciła do szafki.Rozmiar doskonale pasował na Andrzejka.Wzielonej koszulce, spod której widać było opalone ręce, z włosamirozjaśnionymi przez słońce i z tą ogromną porcją lodów wyglądał jakuosobienie wakacji.Oczy też błyszczały mu wakacyjnie i kompletnie różniłsię od tego zmarzniętego Endrju o ponurym spojrzeniu i obgryzionych dokrwi paznokciach, który kilka miesięcy temu zaproponował Weronicepomoc przy odśnieżaniu.Rozgrzał się i odtajałpod Liliowym Kapeluszem.Nawet paznokcie miał już odrobinę dłuższe. Zrobię ci zdjęcie, OK?Andrzejek był uszczęśliwiony, a zdjęcie wyszło cudnie.Fotografia byłanową pasją Weroniki.Gdzieś czytała, że Indianie (a może to były jakieśinne ludy) obawiali się, że ten, kto robi im zdjęcie, zabiera ich duszę.Weronika nie chciała nikomu duszy zabierać, chciała tę duszę pokazywać,zatrzymać w kadrze magię chwili, i chyba jej się to udawało, bofotografowani nieraz byli zadziwieni, tak jak teraz Andrzejek. Mogę je powiesić? spytała Weronika, bo przyszedł jej do głowypomysł, by w kolaże z rysunków gości włączyć też zdjęcia. Pani naprawdę chce powiesić moje zdjęcie tu na ścianie? Andrzejek nie mógł uwierzyć. Pewnie, że chcę.Chyba każdy by chciał,no nie? Będę sławny.Weronika zostawiła Andrzejka pławiącego się w wizji przyszłej sławy, żebyzająć się grupą studentów.Gwarno się od razu zrobiło i wesoło
[ Pobierz całość w formacie PDF ]