[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kiedyś zobaczył je obie naulicy i chyba myślał, że go nie zauważyły, bo przeszedł na drugą stronę.Nie, wcale nie chciałaby, żeby wrócił, nie umiałaby już mu zaufać, zresztą on ma teraz kochankę i małe dziecko, ale z Korą przecież mógłby sięczasami spotkać.A Paula nie tęskni wcale za nim, tylko już nie możeznieść tej samotności i tak bardzo chciałaby, żeby jakiś fajny facet pojawiłsię wreszcie w jej życiu.Kora zapełniała rysunkami już trzeci karton, a one siedziały przy tejpomarańczowo-imbirowej herbacie.Tak się złożyło, że były same w Piwnicy i nikt nie zakłócał im spokoju.Kora spokojnie mogła sobierysować, a Paula płakać do woli.Płakała więc, a Weronika podsuwała jejchusteczki i słuchała słów raz po raz przerywanych szlochem.Od tej pory zaglądały tu często.Zawsze kiedy wracały od babci, wpadałydo Piwnicy choć na chwilę.Paula częstowała Weronikę jakimiś domowymismakołykami przyrządzonymi przez mamę, a Weronika zbierała dla Korypudełka od zapałek, które dziewczynka kolekcjonowała i tworzyła z nichróżne budowle jak z klocków.Nie dlatego, że nie miała klocków.Miała.Ale wolała pudełka.Weronika widziała zdjęcia tych konstrukcji, którezajmowały pół pokoju Kory i były od niej wyższe.— No to co dla was dzisiaj, dziewczyny? — spytała Weronika.— Mam pyszne cynamonowe ciasteczka, mama rano upiekła, zrób jakąśpasującą do nich kawę.— A dla ciebie, Koro? Na co masz ochotę? — Weronika zwróciła się dodziewczynki.Zawsze ją pytała, a Kora tylko czasami pokazywała, czegochce, a najczęściej w ogóle nie reagowała.Tym razem zupełniezignorowała Weronikę.Jak zahipnotyzowana wpatrywała się wAndrzejkowego ludzika.— Daj jej małe lody czekoladowe z bitą śmietaną —zadecydowała za córkę Paula.Weronika podała Pauli talerzyk na ciasteczka i zakrzątnęła się przyekspresie.Kiedy po chwili wróciła z kawą i z lodami, Kora nadal stałazapatrzona w figurkę z kamyków.— Ładny ten ludzik, prawda? — spytała Weronika, przechodząc obok niej,a widząc wyglądającego z zaplecza Andrzejka, dodała, wskazując naniego: — Zobacz, to Endrju zrobił tego ludzika.Sam.I sam zbierał tekamyki na plaży.Kora nie zareagowała.Paula czujnie obserwowała córkę.— Wiesz — zwróciła się do Weroniki — kiedy byłyśmy nad morzem, tużprzy zejściu na plażę codziennie mijałyśmy nieczynny sklep z pamiątkami.Podobno właściciel umarł tuż przed sezonem.Wtym sklepie była cała wystawa podobnych ludzików i Kora zawsze się tamzatrzymywała.Czasami specjalnie wybierałam inne zejście, żeby ominąćto miejsce.Bo Kora potrafiła patrzeć na tę wystawę i patrzeć.Trudno ją było odciągnąć.I za każdym razem szarpała klamkę sklepowychdrzwi, sprawdzając, czy otwarte.— Pewnie ten ludzik przypomina jej wakacje — powiedziała Weronika,wyciągając rękę po talerzyk z ciasteczkami, żeby poczęstować Andrzejka.— Dziękuję.Pyszne.Mogę jej zrobić takiego ludzika — oznajmiłAndrzejek, wyjmując z kieszeni kilka wygładzonych przez morze kamyków.— Tylko że klej i oczka mam w domu.Kora pociągnęła Weronikę za spódnicę i wskazała półkę nad bufetem.— Lu.dzik.Lu.dzik.— Słowa wydobywały się z trudem, jakbypokonywały po drodze jakieś niewidoczne bariery.— Lu.dzik.Filiżanka wypadła Pauli z rąk i dźwięk tłuczonej porcelany zagłuszyłostatnie słowo Kory.Weronika sięgnęła po figurkę i podała jądziewczynce.Kora kołysała ją na dłoni, Paula płakała, a Andrzejek patrzyłna to wszystko zdziwiony, nie rozumiejąc, co się dzieje.— Kora do tej pory nie mówiła.To jej pierwsze słowa w życiu —wyjaśniła Weronika.— A wszystko dzięki twojemu ludzikowi.— Naprawdę? Ta dziewczynka nie umiała mówić? Wcale nie mówiła? Anisłowa?— Naprawdę.Ani słowa.Kora z ludzikiem w ręku podeszła do stolika.Patrzyła to na ustawionejeden na drugim kamyki, to na trzymanego w ręku ludzika.— Mogę ci zrobić takiego ludzika — powiedział przejęty Andrzejek.Zwrażenia poczerwieniały mu nawet uszy.— Przyniosę ci go jutro, bo niemam tu kleju.Dobrze?— Ludzik — powtórzyła Kora, nie zwracając uwagi na słowa chłopaka.Paula uśmiechała się przez łzy.Weronika pociągnęła Andrzejka na zaplecze.— Chodź.Dajmy im chwilkę.Niech pobędą sobie razem.— Ale, pani Weroniko, dlaczego ta Kora nie mówiła? Przecież ona jestduża.I jak to się stało, że nagle zaczęła mówić? Co ma do tego mójludzik?— Kora ma pięć lat.A dlaczego nie odzywała się tak długo? Któż to wie.— Weronika zamyśliła się na moment.— Ludzie noszą w sobie różnetajemnice.Może nie mogła, a może nie chciała.Chodziła do logopedy,do psychologa, różni ludzie próbowali ją skłonić do mówienia.Atymczasem udało się to twojemu ludzikowi.Musiała dostrzec w nim cośniezwykłego.Niesamowite! Możesz być dumny, Andrzejku.— Pani Weroniko.To ja jutro przyniosę takiego samego ludzika dlaKory.A jeszcze jednego.sam nie wiem.— Andrzejek zaczerwienił się jeszcze bardziej.— No dobrze, już powiem.bo u nas w klasie jest takadziewczyna.inna niż wszystkie.książki czyta i w ogóle.nie zajmuje się głupotami ani plotkami, nie patrzy, jak kto się ubiera.— Patrząc naAndrzejka, Weronika poczuła się nagle, jakby znowu miała piętnaście lat i wybierała się na pierwszą randkę.— I ja chciałbym.chciałbym dla niej
[ Pobierz całość w formacie PDF ]