[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nic jednak nie była w sta-nie zobaczyć przez gęstą zasłonę deszczu.Zadrżała i mocniej otuliła się szla-frokiem.Z oddali dobiegały ją okrzyki mężczyzn, ledwie słyszalne przez roz-szalały wiatr.- Gdyby nie ty, moje małe dzieciątko - powiedziała, klepiąc się lekko pobrzuchu - byłabym teraz w samym środku burzy, czułabym na twarzy uderze-nia deszczu i walczyłabym z naporem wyjącego wiatru.Wyobraziła sobie hrabiego, który mocował się ze sterem, żeby utrzymaćjacht.Widziała jego czarne włosy przyklejone do czoła i słyszała w wyobraznirozkazy wydawane załodze.- To po prostu nie jest sprawiedliwe - zamruczała i nalała sobie kolejnykieliszek, ale zaraz zobaczyła, że gęsty czerwony napój przelewa się po ściancenaczynia, kiedy statek nagle przechylił się na bakburtę.Zaklęła pod nosem iwlała wino z powrotem do karafki.Kabina skąpana była w niepokojącym szarym świetle i Cassie zapaliłajedną świeczkę w mosiężnym świeczniku, przymocowanym solidnie na biurkuhrabiego.Z niecierpliwością czekała, aż rosnąca spirala płomienia oświetliciemne kąty kabiny.Skarciła się na głos, bo jeszcze nigdy nie zdarzyło się jejzachowywać tak niedorzecznie, żeby bać się ciemności.SRPodeszła do łóżka, ostrożnie mijając kawałki rozbitego kieliszka.Chciałauprzątnąć szkło, ale bała się, że przy takim szalonym kołysaniu statku łatwomoże się skaleczyć.Cassie wyciągnęła się na łóżku, nakryła grubym kocem z niebieskiegoaksamitu i próbowała zasnąć.Rozważyła pomysł, żeby włożyć bryczesy i wy-mknąć się na pokład, gdzie schowałaby się przed hrabią, ale zrezygnowała ztego.Obiecała mu przecież, że zadba o jego dziecko.Jego dziecko, no właśnie,zazgrzytała zębami.Niech to on sobie nosi je w brzuchu, zwraca śniadanie iprzemienia się w niezgrabną słonicę.Przypomniała sobie wszystkie znajomedamy, które w oczach innych zamieniały się w drepczące śmiesznie kaczki zbrzuchami jak melony.- Teraz to ty zachowujesz się jak oślica - powiedziała do siebie ze śmie-chem.Drzemała lekko z głową przytuloną do poduszki, kiedy usłyszała hałas wpobliżu łóżka.Natychmiast usiadła i spuściła nogi na podłogę, żeby się rozej-rzeć.Kabina oświetlona była słabym światłem świecy, która prawie się jużwypaliła.Utkwiła spojrzenie w drzwiach i zobaczyła, że klamka powoli się po-rusza.Zastygła, wiedząc, że hrabia wszedłby od razu, otwierając drzwi naoścież.Być może, pomyślała, karcąc się za bujną wyobraznię, to po prostuScargill z obiadem wchodzi cicho, żeby jej nie budzić.Ale to nie był Scargill.Drzwi otworzyły się na tyle tylko, żeby zmieścił się w nich szczupłymężczyzna, w którym rozpoznała tego nowego marynarza, który ostatnio wy-straszył ją w zejściówce.Ich oczy spotkały się na jedną przerażającą chwilę.Cassie zerwała się na nogi i wrzasnęła na niego:- Jak śmiesz tu wchodzić! Czego chcesz? - Mężczyzna zmarszczył nos iCassie przeszła szybko na włoski: - Che cosa Le abbisogna?SRPrzyjrzała mu się uważniej.Nie przekraczał przeciętnego wzrostu, miałoliwkową cerę, a jego oczy w słabym świetle były matowo czarne, niczym dwawęgielki.Marynarski strój miał przemoczony, a długie czarne włosy opadałymokrymi strąkami na porośnięte szczeciną policzki.- Che cosa Le abbisogna? - powtórzyła, zasłaniając przód szlafroka zaci-śniętą w pięść dłonią.- Ależ signora, nie wiesz, czego ja chcę? Naprawdę mnie nie poznajesz? -Jego czarne jak węgiel oczy zuchwale powędrowały w dół po jej ciele.- Nie! - ryknęła, gdyż jej umysł odmawiał współpracy.- Wynoś się alboczeka cię gorsza kara niż chłosta!Zamknął cicho drzwi i oparł się o nie całym ciałem.Jego wąskie wargirozciągnęły się w uśmiechu.Zwidrujące spojrzenie czarnych oczu nie prze-stawało jej rozbierać.- Czas ponieść karę, signora.Twój szacowny małżonek zaszlachtowałdwóch moich kamratów i ciągle mu mało.Aha, teraz mnie poznajesz, prawda?Cassie wydusiła z siebie prawie że szeptem:- Czwarty mężczyzna.ostatni z bravi.Ten, którego imienia nie znali-śmy.Skłonił się jej lekceważąco.Bezmyślnie wyrecytowała imiona:- Giulio, Giacomo, Andrea.i Luigi.Klepnął się w udo i zaśmiał się zachwycony, a mokre strąki włosów pod-skakiwały mu przy policzkach.- No proszę, takie wielkie wrażenie zrobiliśmy na szanownej hrabinie!Czyli pamiętasz prawdziwych mężczyzn między nogami, signora.- Z jego gło-su znikła bezczelna kpina, którą teraz zastąpiła czarna wściekłość.- Si, dwóchmoich przyjaciół nie żyje.Zginęli przez ciebie i przez tego psubrata twojegomęża.SRStatek przechylił się, wchodząc w dolinę potężnej fali i Cassie poleciałado tyłu.Złapała się słupka przy łóżku, żeby utrzymać równowagę.Dyszałaciężko, każdy następny oddech stawał się płytszy i bardziej charczący.Nadnimi szalała bezlitosna burza.Nikt nie usłyszy jej krzyku.Nikt jej nie pomoże.- Czy ty też masz piękny tatuaż na ciele, jak pozostali bravi? Dlaczegonie chciałeś pochwalić się takim dziełem, ściągając koszulę do chłosty?Bez większych emocji pomyślała, że on ją chce zabić, a ona mimo to sięz niego naśmiewa.Zobaczyła, że jego palce zaciskają się na srebrnej rękojeścisztyletu, który miał przyczepiony do paska.Luigi zignorował jej pytanie, wzruszając tylko ramionami
[ Pobierz całość w formacie PDF ]