[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Musisz mnie pragnąć, do kroćset.Tak jak ja pragnę ciebie.Zaklął, odsunął ją od siebie i wyszedł z pokoju, pozostawiając Isabel w wewnętrznymrozdarciu - z jednej strony miała świadomość, że romans z Grayem nie może trwać wiecznie,a z drugiej nie bardzo się tym przejmowała. Rozdział 5.Gerard stał w salonie i przeklinał w duchu stłoczonych w nim ludzi.Chciał spędzićczas z Pel i popracować nad poprawą ich stosunków.Wiedział, że na dzisiejszy wieczór miałazaplanowane wyjście i że olśni wszystkich swoją urodą i czarem.Isabel była osobą niezwykletowarzyską i lubiła spędzać czas wśród ludzi, ale bez stosownej garderoby Gerard nie mógłpojawiać się u jej boku.Postanowił więc jak najlepiej wykorzystać dostępny mu czas i zabraćją na przykład na piknik.Ale zaczęły przybywać kolejne osoby.W ich domu roiło się terazod ciekawskich, którzy w równej mierze chcieli zobaczyć jego, co ocenić stan jegoskandalicznego małżeństwa.Z rezygnacją przyglądał się, jak żona częstuje herbatą zebrane wokół niej panie.Isabelsiedziała na środku kanapy w otoczeniu blondynek i brunetek, które wypadały przy niejblado; jej niezwykłe kasztanowe włosy zdecydowanie się wśród nich wyróżniały.Miała nasobie suknię z kremowego jedwabiu, o podwyższonym stanie, w odcieniu, który wyjątkowopodkreślał jej jasną karnację i płomienne loki.W salonie o ścianach wyłożonychadamaszkiem w niebieskie pasy czuła się jak w swoim żywiole, a Gerard miał świadomość,że niezależnie od powodów, dla których zdecydowali się na małżeństwo, dokonałdoskonałego wyboru.Pel była czarująca i pełna wdzięku.Wystarczyło wsłuchać się w jejśmiech, by ją odnalezć.Ludzie stawali się przy niej radośni.Isabel jakby wyczuła jego spojrzenie, bo uniosła głowę i spojrzała mu w oczy.Delikatny różowy rumieniec rozlał się jej z piersi na policzki.Gerard mrugnął do niej iuśmiechnął się, na co ona zaczerwieniła się jeszcze mocniej.Jak to możliwe, że nie dostrzegał wcześniej, jak bardzo Isabel wyróżnia się spośródinnych kobiet? Teraz już nie mógł być na to ślepy.Już tylko przez przebywanie z nią w tymsamym pomieszczeniu krew zaczynała mu krążyć żywiej, choć był kiedyś przekonany, że jużnigdy czegoś takiego nie doświadczy.Isabel starała się trzymać od niego z daleka iprzechodziła z pokoju do pokoju, ale on podążał za nią, bo tylko jej bliskość budziła go wpełni do życia.- Jest prześliczna, nieprawdaż?Gerard odwrócił się do kobiety, która stanęła u jego boku.- W rzeczy samej, wasza książęca mość.- Na widok matki Pel, słynnej piękności,uśmiechnął się lekko.Nie miał wątpliwości, że jego żona będzie się starzeć z równymwdziękiem.- Ma to po matce.- Czarujący i przystojny - mruknęła lady Sandforth, odwzajemniając uśmiech.- Jakdługo planuje pan tym razem zostać?- Dopóki jest tu moja małżonka.- Ciekawe.- Księżna uniosła jedną brew.- Skąd ta nagła zmiana uczuć, jeśli wolnospytać?- Nie wystarczy fakt, że Isabel jest moją żoną?- Mężczyzni pożądają własnych żon na początku małżeństwa, markizie, a nie czterylata pózniej.Gerard roześmiał się.- Mam lekkie opóznienie, ale zaczynam nadrabiać.Kątem oka dostrzegł jakieś poruszenie i odwrócił się, widząc w drzwiach Bartleya.Namyślał się chwilę, jak powinien postąpić.Byli kiedyś przyjaciółmi, ale wyłącznie zwyrachowania.Gerard przeprosił księżnę i poszedł przywitać się z baronem, uśmiechając sięszczerze na jego widok.- Dobrze wyglądasz, Bartley.- Faktycznie tak było, bo baron znacząco wyszczuplał wpasie.- Ale nie tak dobrze jak ty, Gray - odwzajemnił komplement Bartley.- Choć maszpierś robotnika.Pracowałeś fizycznie na własnej ziemi? - spytał ze śmiechem.- Zdarzało się.- Gerard wskazał gestem dłoni krótki korytarzyk odchodzący odschodów.- Chodz.Opowiesz mi przy cygarze, w jakie kłopoty wpakowałeś się podczasmojej nieobecności.- Poczekaj, mam dla ciebie prezent.Gerard uniósł brwi.- Prezent?Rumiana twarz Bartleya rozjaśniła się w szerokim uśmiechu.- Tak
[ Pobierz całość w formacie PDF ]