[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mam pojÄ™cia, jak mu siÄ™ wytÅ‚umaczÄ™ z tego, co powiedziaÅ‚eÅ› - zauważyÅ‚a Isabel,wyraznie zdenerwowana.- ZadajÄ…c siÄ™ z mężatkÄ…, musiaÅ‚ być Å›wiadomy ryzyka.- Nie byÅ‚o żadnego ryzyka! Kto mógÅ‚ przypuszczać, że po powrocie stracisz rozum?- Pożądanie wÅ‚asnej małżonki nie oznacza utraty rozumu.NiedorzecznoÅ›ciÄ… jestnatomiast udawanie, że jej siÄ™ nie pożąda.ZatrzymaÅ‚ siÄ™ gwaÅ‚townie, bo otworzyÅ‚y siÄ™ drzwi jakiegoÅ› sklepu i wyszedÅ‚ z nichszybko klient, omal na nich nie wpadajÄ…c.- ProszÄ™ o wybaczenie, szanowna pani! - rzuciÅ‚ w stronÄ™ Pel, uchyliÅ‚ kapelusza ioddaliÅ‚ siÄ™ pospiesznie.Gerard spojrzaÅ‚ na witrynÄ™, ciekaw powodów ekscytacji napotkanego mężczyzny.SiÄ™gnÄ…Å‚ z uÅ›miechem do klamki.- Jubiler? - spytaÅ‚a Isabel, marszczÄ…c brwi.- Zgadza siÄ™, lisiczko.Już wiele lat temu powinienem byÅ‚ dopilnować pewnej sprawy.WprowadziÅ‚ jÄ… do Å›rodka, a subiekt uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™ do nich znad ksiÄ…g rachunkowych.- Witam szanownego pana.Szanowna pani.- PaÅ„ski zakÅ‚ad opuÅ›ciÅ‚ wÅ‚aÅ›nie bardzo szczęśliwy czÅ‚owiek - zauważyÅ‚ Gerard.- Zgadza siÄ™ - potwierdziÅ‚ ekspedient.- Ów kawaler zamierza siÄ™ wÅ‚aÅ›nie oÅ›wiadczyć,w czym pomoże mu niewÄ…tpliwie zakupiony dziÅ› pierÅ›cionek.ChcÄ…c zapewnić sobie podobnie wielkÄ… radość, Gerard zaczÄ…Å‚ oglÄ…dać wystawionÄ… wprzeszklonych gablotach biżuteriÄ™.- Czego szukasz? - spytaÅ‚a Pel, pochylajÄ…c siÄ™ też nad gablotÄ….Jej zapach byÅ‚ takzniewalajÄ…cy, że Gray marzyÅ‚ o tym, by leżeć wÅ›ród przesyconej nim satynowej poÅ›cieli.JeÅ›lijeszcze ona wtuliÅ‚aby siÄ™ w niego swoim wdziÄ™cznym ciaÅ‚em, znalazÅ‚by siÄ™ w prawdziwymraju.- Czy ty zawsze tak piÄ™knie pachniaÅ‚aÅ›, Pel? - OdwróciÅ‚ siÄ™, a jego twarz znalazÅ‚a siÄ™tuż przy niej.Odsunęła siÄ™ i zamrugaÅ‚a.- Doprawdy, Gray.Czy moglibyÅ›my zakoÅ„czyć rozmowÄ™ na temat perfum i skupićsiÄ™ na tym, czego szukasz?UÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™, ujÄ…Å‚ jej dÅ‚oÅ„ i spojrzaÅ‚ na usÅ‚użnego subiekta.- Ten.- WskazaÅ‚ najwiÄ™kszy pierÅ›cieÅ„ w gablocie: ogromny rubin otoczonywianuszkiem diamentów, wsparty na zÅ‚otej, filigranowej obrÄ…czce.- Wielkie nieba - szepnęła Pel, gdy wyciÄ…gniÄ™ty zza szkÅ‚a pierÅ›cieÅ„ zalÅ›niÅ‚ wpromieniach sÅ‚oÅ„ca.Gerard uniósÅ‚ jej dÅ‚oÅ„ i wsunÄ…Å‚ jej pierÅ›cionek na palec, zadowolony, że pasuje jakulaÅ‚ i nie Å›ciska zbyt mocno rÄ™kawiczki.Teraz wyglÄ…daÅ‚a jak mężatka.- Idealny.- Nie.UniósÅ‚ brew, dostrzegajÄ…c niechęć żony.- Czemu nie?- Jest.za duży - sprzeciwiÅ‚a siÄ™.- Ale pasuje do ciebie.- OparÅ‚ siÄ™ o gablotÄ™ i uÅ›miechnÄ…Å‚, nie wypuszczajÄ…c jej dÅ‚oni zmocnego uÅ›cisku.- Gdy byÅ‚em w Lincolnshire.- ByÅ‚eÅ› tam? - spytaÅ‚a szybko.- MiÄ™dzy innymi - odparÅ‚.- PodziwiaÅ‚em zachody sÅ‚oÅ„ca i myÅ›laÅ‚em o tobie.Czasemsmuga czerwonych chmur miaÅ‚a dokÅ‚adnie taki odcieÅ„ jak pasemka twoich wÅ‚osów.WÅ›wietle ten rubin przybiera niemal dokÅ‚adnie taki sam kolor.PatrzyÅ‚a na niego, gdy uniósÅ‚ jej dÅ‚oÅ„ do swoich ust.UcaÅ‚owaÅ‚ najpierw klejnot, apotem wewnÄ™trznÄ… część jej obleczonej w rÄ™kawiczkÄ™ dÅ‚oni, cieszÄ…c siÄ™ z ponownej bliskoÅ›ci.Wschody sÅ‚oÅ„ca spowite cudownÄ… zÅ‚ocistÄ… poÅ›wiatÄ… przywoÅ‚ywaÅ‚y wspomnienia oEm.PoczÄ…tkowo siÄ™ ich obawiaÅ‚.Każdy Å›wit przypominaÅ‚ mu, że nadszedÅ‚ kolejny dzieÅ„,którego jej nie dane byÅ‚o dożyć.Pózniej ciepÅ‚o sÅ‚oÅ„ca okazaÅ‚o siÄ™ dla niegobÅ‚ogosÅ‚awieÅ„stwem, przypomnieniem, że ma szansÄ™ zmienić siÄ™ na lepsze.Zachody sÅ‚oÅ„ca jednak zawsze należaÅ‚y do Pel.CiemniejÄ…ce niebo i przyjazna zasÅ‚onanocy, obojÄ™tna na jego niedoskonaÅ‚oÅ›ci - to byÅ‚a Isabel, która nigdy nie mieszaÅ‚a siÄ™ w nieswoje sprawy.ZmysÅ‚owy dotyk poÅ›cieli i chwila, gdy mógÅ‚ wypocząć po trudach minionegodnia, to także byÅ‚a Isabel, zrelaksowana na szezlongu w swoim buduarze.Dziwne, że jejbeztroskie towarzystwo zaczęło dla niego tak wiele znaczyć, choć wczeÅ›niej, gdy mógÅ‚ dowoli siÄ™ nim cieszyć, w ogóle go nie doceniaÅ‚.- PowinieneÅ› zachować swoje pochlebstwa dla kobiety mniej cynicznej niż ja.- Najdroższa Pel - mruknÄ…Å‚ z uÅ›miechem.- Uwielbiam twój cynizm.Nie masz zÅ‚udzeÅ„co do mojego wypaczonego charakteru.- W tej chwili naprawdÄ™ nie mam pojÄ™cia, jaki masz charakter.- WysunęłaprzytrzymywanÄ… dÅ‚oÅ„, a on nie oponowaÅ‚.WyprostowaÅ‚a siÄ™ i rozejrzaÅ‚a po niewielkimsklepiku.WidzÄ…c, że subiekt wystawia wÅ‚aÅ›nie rachunek za pierÅ›cionek, stwierdziÅ‚a: - NiepojmujÄ™, dlaczego w ogóle rozmawiasz ze mnÄ… w ten sposób, Gray.Z tego, co wiem, nigdynie byÅ‚eÅ› romantykiem.- Jakiego koloru kwiaty mamy przed domem?- SÅ‚ucham?- Kwiaty.Wiesz, jakiego sÄ… koloru?- Naturalnie.Czerwone.UniósÅ‚ brew.- JesteÅ› pewna?SkrzyżowaÅ‚a przed sobÄ… rÄ™ce i też uniosÅ‚a brew.- Tak, jestem pewna.- A kwiaty w żardynierach od strony ulicy?- ProszÄ™?- W żardynierach przy ulicy zasadzone sÄ… kwiaty.Wiesz, na jaki kolor kwitnÄ…?Isabel zagryzÅ‚a dolnÄ… wargÄ™.Gerard zdjÄ…Å‚ rÄ™kawiczkÄ™ i wysunÄ…Å‚ jej peÅ‚nÄ… wargÄ™ spod zaciÅ›niÄ™tych na niej zÄ™bów.- Wiesz czy nie?- Na różowo.- Na niebiesko.PoÅ‚ożyÅ‚ jej rÄ™kÄ™ na ramieniu i pogÅ‚adziÅ‚ kciukiem mlecznobiałą skórÄ™.%7Å‚ar jej ciaÅ‚asparzyÅ‚ mu palce i popÅ‚ynÄ…Å‚ ogniem wzdÅ‚uż rÄ™ki, rozpalajÄ…c w nim żądze, których nieodczuwaÅ‚ od lat.Tak dÅ‚ugo byÅ‚ wewnÄ™trznie odrÄ™twiaÅ‚y i na wszystko zobojÄ™tniaÅ‚y.Odczuwać ten żar, chcieć pÅ‚onąć pod wpÅ‚ywem jej dotyku, tak bardzo pragnąć siÄ™ w niejzanurzyć.CieszyÅ‚ siÄ™ z tego.- KwitnÄ… na niebiesko, Pel.- Jego gÅ‚os brzmiaÅ‚ dużo bardziej ochryple, niżby sobietego życzyÅ‚.- ZauważyÅ‚em, że ludzie uznajÄ… za oczywistość to, co widzÄ… na co dzieÅ„.Alefakt, że ktoÅ› czegoÅ› nie zauważa, nie oznacza, że to nie istnieje.Isabel dostaÅ‚a gÄ™siej skórki, którÄ… wyczuÅ‚, mimo że miaÅ‚ zgrubiałą skórÄ™ na dÅ‚oniach.- BÅ‚agam.- OdtrÄ…ciÅ‚a jego dÅ‚oÅ„.- Nie kÅ‚am, daruj sobie piÄ™kne słówka i nie próbujzaczarować przeszÅ‚oÅ›ci, bo nie wyglÄ…daÅ‚a tak, jak byÅ› dziÅ› sobie tego życzyÅ‚.Nic dla siebienie znaczyliÅ›my.Nic a nic.I mnie to odpowiadaÅ‚o.PodobaÅ‚ mi siÄ™ taki ukÅ‚ad.- ZdjęłapierÅ›cionek i odÅ‚ożyÅ‚a go na ladÄ™.- Dlaczego?- Dlaczego? - powtórzyÅ‚a za nim.- WÅ‚aÅ›nie, moja Å›liczna żono, dlaczego? Dlaczego ci odpowiadaÅ‚o, że naszemałżeÅ„stwo byÅ‚o fikcjÄ…?RzuciÅ‚a mu mordercze spojrzenie.- Tobie też to odpowiadaÅ‚o.Gerard uÅ›miechnÄ…Å‚ siÄ™.- Ale ja wiem, dlaczego odpowiadaÅ‚o to mnie.Teraz rozmawiamy o tobie.- Bardzo proszÄ™, lordzie Grayson - powiedziaÅ‚ subiekt z szerokim uÅ›miechem.KlnÄ…c w duchu na to, że im przerwano, Gerard zanurzyÅ‚ w kaÅ‚amarzu pióro i podpisaÅ‚rachunek.OdczekaÅ‚, aż pierÅ›cionek zostanie zapakowany do pudeÅ‚ka, które umieÅ›ciÅ‚nastÄ™pnie w wewnÄ™trznej kieszeni pÅ‚aszcza, i dopiero wtedy spojrzaÅ‚ na Isabel.Podobnie jak ukrawca, teraz także staÅ‚a pod oknem prosta jak struna, a każdy skrawek jej ponÄ™tnego ciaÅ‚azdradzaÅ‚ jej wzburzenie.PokrÄ™ciÅ‚ gÅ‚owÄ… i mimo woli pomyÅ›laÅ‚, że caÅ‚a ta siłą hamowanapasja idzie na zmarnowanie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]